środa, 15 października 2014

Rozdział 10

Zapinam sukienkę i poprawiam włosy. Za jakieś pół godziny zacznie się rodzinna kolacja. We wszystkim wyglądam grubo. Kładę ręce na biodrach i krzywię się patrząc w lustro. - Okropności.
- Kochanie jesteś już gotowa?
- Taa... – mówię cicho
- To otwórz.- Jak on może jeszcze na mnie patrzeć? idę do drzwi. Łapie mnie za rękę Uśmiecham się do niego.
- Ty swój prezent dostaniesz wcześniej.- Daje mi jakąś kartkę z adresem.- I jeżeli chcesz to tam z tobą pojadę.
- Powiesz co to?
- Adres do twoich rodziców
- Żartujesz? - patrzę na niego zaskoczona. - Jakim cudem?
- Mam sposoby.
- Lou! - rzucam mu się na szyję całując go.
- Podoba ci się prezent.
- Cudowny. Najlepszy- Całuje mnie w usta.
- Trochę się też dowiedziałem.
- Czego?
- Twoja mama miała szesnaście lat jak cię urodziła. Rodzice wyrzucili ją z domu.
- Ow...To chyba trochę rozumiem.
- Tak. Ja też.
- Chcę ją poznać.
- Mogę cię tam zawieźć.
- Teraz?
- Jeśli chcesz?
- Chcę.
- To chodźmy.- Wychodzimy z domu i jedziemy tam. Louis zatrzymuje się przed małym domkiem Zdenerwowana nieco jestem gdy idziemy do drzwi. Pukam do drzwi. Otwiera nam młoda kobieta
- Dobry wieczór - mówię.
- Dzień dobry.
- Jestem Annie McClayne.
- O Boże...- Kobieta zakrywa usta ręką
- Mo...możemy?
- Oczywiście.- Wpuszcza nas do środka. Trzymam Lou za rękę. Nie wiem co mam powiedzieć. Speszona patrzę na swoją matkę.
- W życiu bym cię nie poznała.
- No przez tyle lat się zmieniłam.
- Pewnie masz mi to za złe.
- Nie. Rozumiem.
- Usiądźcie. - Zajmujemy miejsce na sofie. Nie wiem o czym mam z nią rozmawiać.
- Chciałam cię poznać.
- Też chciałam. - Patrzę na Louisa. Nie wiem co mam mówić.
- Miło mi panią poznać. Jestem Louis. Rozmawiałem z panią przez telefon.
- Ah to ty. Jestem Mia.
- My zaraz musimy iść, ale chciałem panią zaprosić jutro na obiad.
- Mnie? Ale są święta nie chcę wam przeszkadzać.
- Nie będzie pani.- Louis zapisuje adres.
- Naprawdę dziękuję.
- Do widzenia.- Wychodzimy. Oddycham z ulgą. Wtulam się w niego. Idziemy do auta. Całuje mnie w głowę.
- Dziękuję Lou.
- Proszę.- Wracamy do domu. Zasiadamy do kolacji.  Śmiejemy się rozmawiamy. Leżymy już w łóżku.
- To co z tym moim prezentem Uśmiecham się i daję mu pudełko w którym są cztery buciki i usg .
- Cztery? Bliźniaki?- Kiwam głową obserwując jego reakcje. Wpatruje się w usg i nic nie mów.
- To chłopiec i dziewczynka.
- Super, dwójka na raz- całuje mnie w usta Jestem zaskoczona. Myślałam że gorzej to przyjmie.
- To się dziadek ucieszy, zawsze marzyła mu się wnuczka.
- Wiesz do ostatniej wizyty miały być dwie dziewczynki .
- Ale jest chłopiec i dziewczynka? Czy mam nabyć broń, żeby odstraszać dwóch chłopaków od moich córeczek?
- Chłopiec i dziewczynka. - kiwam głową z szerokim uśmiechem.
- Uff.
- Kocham cię. - całuję go w usta. Ktoś puka do drzwi.
- Proszę- mówi Louis. Wchodzi Victoria uśmiecha się do nas.
- Mam dla was prezent - macha kluczami od czegoś
- Co to?
- Klucze od waszego domu.
- Domu?- pytam zaskoczona
- Taak. - uśmiecha się.
- Dziękuję- Louis ją przytula.- Czyli nici z dziadkowej niańki
- No niezupełnie - śmieje się. - Dom jest na tej samej działce praktycznie. Dwa domy dalej.- Louis się śmieje.
- Oddzielnie, a jednocześnie razem. Tylko wy umiecie coś takiego wymyślić
- No bo  ja muszę was mieć obok.
- Ale nie będziesz mieszkać tam z nami?
- Niee - śmieje się. Życzy nam miłej nocy i wychodzi.
- To mnie zaskoczyli
- Nie tylko ciebie
- Nie poznaje własnych rodziców.- Przytulam się do niego z uśmiechem. Całuje mnie po głowie. Oboje zasypiamy

środa, 8 października 2014

Rozdział 9

Budzę się czując pocałunki Louisa na mojej szyi. Otwieram oczy i kładę dłoń na jego karku. Całuje mnie w usta.  Uśmiecham się oddając pocałunki.  Czuję jego ręce pod moją bluzką. Ja swoje wsuwam pod jego koszulkę. Zdejmuję ją. Nagle przypominam sobie o Ethanie. Ale nie ma go w łóżku
- Kolacja gotowa- szepcze mi do ucha.
- Wolałabym co innego - wzdycham cicho.
- A co takiego kochanie?- Przygryzam jego wargę i ciągnę w jego stronę.
- Ciebie i tylko ciebie.
- mnie już masz
- Możemy nie schodzić na kolację? - jeżdżę palcami po jego tatuażach.
- Nikt nam nie każe.- Całuję go w obojczyk. Potem po szyi. Sprawnie ściąga ze mnie koszulkę. Oplatam jego biodra nogami. Nie wiem jak on dalej może mnie chcieć z tym brzuchem. Mi się moje ciało kompletnie nie podoba. Całuje mnie po szyi zostawiając malinki.
Mruczę mu do ucha. Rozpinam pasek jego spodni.
- Gdzie się tak spieszysz?- On się znęca. Zwyczajnie znęca, bo go okropnie pragnę. Ściąga ze mnie moje spodnie.
- Masz ochotę jeszcze na mnie patrzeć?
- Zawsze będę miał ochotę.- Uśmiecham się i palcami kreślę kółka na jego policzku. Delikatnie mnie całuje i pozbawia bielizny Trzymam dłoń w jego włosach i ciągle łącze nasze usta. A on łączy nasze ciała. Wzdycham wprost do jego ust. Wypycham biodra w jego kierunku. Jest mi tak dobrze. Wbijam palce w jego ramiona i powstrzymuję jęki. Robi to powoli i delikatnie zamykając mi usta kolejnymi pocałunkami/
- Oh Lou... - mówię mu do ucha. - Kocham cię.
- Ja ciebie też.- Głaszczę go po policzku i znów całuję. Jest idealnie. Leżymy obok siebie na łóżku. Wyznaczam ustami ścieżkę po jego klatce.
- Nie masz jeszcze dość?
- Dlaczego mam mieć dość miłości z tobą?
- Tego nigdy za wiele.
- Mam nadzieję że ty nie masz dość
-Nigdy nie będę miał dość.- Całuję go w usta podsuwając się bliżej niego.
- Bardzo cię kocham. - Wtulam twarz w zagłębienie jego szyi przymykając oczy. Obejmuje mnie w pasie i trzyma dłoń na moich brzuchu.
- Już nie mogę się doczekać.- Uśmiecham się do niego delikatnie.
- Naprawdę?
- Tak.
- Ja też. Bo to owoc naszej miłości.
- Tak i już się tak nie boje.
- Skąd ta zmiana?
- Nie wiem. - Całuję go w usta. Oddaje mój pocałunek czule i delikatnie. Trzymam dłonie na jego policzkach i uśmiecham się.
- Jesteś cudowna. Zmusiłaś mnie, żeby dorosną.
- Myślisz, że to dobrze? - uśmiecham się.
- Tak. Za długo zachowywałem się jak gówniarz.
- Ale nadal jesteś cholernie, cholernie uparty - kręcę głową.
- Tak i chcę żebyś wstrzymała się z powrotem do pracy.
- Ale..muszę?
- Wolałbym, żebyś teraz posiedziała w domu, a wróciła do pracy we wrześniu.
- Wtedy nie wrócę. Będę musiała się zajmować.
- Od czego jestem ja?
- Ale co z piłką? Ze studiami?
- Trochę to poczeka. Rok mnie nie zbawi.
- Ale i tak sam nie dasz rady - przytulam się.
- Ale jest jeszcze tata.
- No tak.
- To co poczekasz?
- Poczekam.
- Dziękuję kochanie- całuje mnie w usta. Oddaję pocałunek. Zjeżdżam dłonią po jego klatce. Uwielbiam te jego mięsnie i tatuaże.
- Podobają mi się - całuję napis na klatce.
- Tak? Może zrobię sobie kolejny
- A to trochę nie za dużo?
- Czemu?
- Masz ich baardzo dużo - uśmiecham się rysując palcami po ich konturach.
- Ale jeden więcej by nie zaszkodził.
- Jak uważasz kotku.
- Już mam nawet pomysł
- Jaki?
- Powiedzmy, że to będzie niespodzianka.- Bierze moją dłoń i całuje moje palce.- Na pewno nie jesteś głodna.
- No tak trochę - przyznaję z uśmiechem.
- To idę przynieść coś do jedzenia.- Wstaje ubierając spodnie. Wychodzi z sypialni a ja opadam na poduszki.
- Będziecie niespodzianką dla tatusia - mówię. Uśmiecham się do siebie. Głaszczę swój brzuch. Louis wraca z kolacją. Jemy ją śmiejąc się głośno.
- Mój król szkoły - śmieję się całując go
- Moje panowanie zostało obalone
- Dlaczegoż to?
- Teraz rządzi królowa Lottie
- Ojej. Więc złodziej mojego serca.
- Ty nie jesteś lepsza
- Posądzasz mnie o kradzież?
- Tak
- Jesteś pewny swoich słów?
- Tak.
- Kocham cię i mam dla ciebie prezent na urodziny i nie mogę się doczekać.
- Też cię kocham i nie chcę prezentu.
- Niestety nie masz wyjścia.- Wzdycha kładąc się na poduszkach- Całuję go w usta. Przytulam się do niego i tak zasypiamy.
Chodzę z Lottie po centrum handlowym i robimy zakupy. Bardziej prezenty. To już za dwa dni
- Patrz może to dla mamy- pokazuje na jakiś wisiorek u jubilera.
- Jest śliczny
- Tak. A co powiesz o tym.
- Oba są ładne.
- To poproszę oba- mówi do sprzedawcy
Ale robimy tak, że jeden kupuję ona jeden ja. Mamy nadzieję, że Victorii się spodobają. Wracamy z zakupami do domu.
- Jezu, głodna jestem - śmieję się, bo nie dawno jadłam.
- Pewnie mama już zrobiła obiad. Uwielbiam jej kuchnię. Szczerze sama jestem potwornie głodna
- Tak, twoja mama gotuje cudownie
- Za niedługo to będzie nasza mama.
- Nasza?
- No będziesz żo... O kurwa.
- Mów Lottie. Ciężarnej się nie odmawia
- No będziecie mieli dziecko, a Louis jest przykładnym synkiem tatusia, nawet jeżeli nigdy w życiu ci się do tego nie przyzna. Zsumuj sobie wszystko
- Chyba jest na to trochę za młody,..
- Sądzisz, że coś Louisa powstrzyma?
- nie. - kręcę głową.
- Więc znasz już odpowiedź.- Wchodzimy do środka.- Mamo powiedz, że jest obiad.
- Oczywiście że jest głodomory. Jak zakupy?
- Dawaj mi ten śrubokręt! - krzyczy Louis.
- No weź tam leż...ała!
- Naprawiają auto - tłumaczy Vickii
- A Ethan z nimi?
- Ethan, śpi.
- Uff, później tylko powtarza to co słyszy. Nie powiemy ci co dostaniesz na święta. Jedzenie... Nie pamiętam kiedy miałam taki apetyt.
- Może w ciąży jesteś? - pyta ją.
- Ciekawe z kim? Nie miałam okazji...
- A ten chłopak?
- Jaki chłopak?- Pyta Victoria
- No kiedy przyjechaliśmy pierwszy raz był
- Wtedy był tylko Sebastian- mówi Victoria.- Lottie jak się ojciec dowie.
- Nie dowie.
- To dobrze- oddycha z ulgą. Victoria podaje obiad gdy wchodzą chłopcy. Louis całuje mnie w policzek.
- Hej - uśmiecham się.
- Hej- siada obok mnie. Jemy obiad. Jak te maluchy się wiercą. Wszyscy się śmieją.
-macie pomysł na imiona?
- Jeszcze nie. Nadal nie dowiedziałem się czy będę miał syna czy córkę
- Annie podasz mi sok? - lottie zmienia szybko temat.
- Oczywiście.- Podaję dzbanek dziewczynie. Syczę cicho z bólu gdy dostaję od środka w żebra.
- Annie
- Wszystko w porządku.
- Dobrze.- Biorę go za rękę i kładę na brzuchu. Uśmiecha się lekko zadowolony Opieram głowę o ramię chłopaka i dalej rozmawiamy. Czuję się tutaj jak w prawdziwym domu, w prawdziwej rodzinie. Są kochani. Kocham ich. A Victoria jest dla mnie jak mama.