Zapinam sukienkę i poprawiam włosy. Za jakieś pół godziny zacznie się rodzinna kolacja. We wszystkim wyglądam grubo. Kładę ręce na biodrach i krzywię się patrząc w lustro. - Okropności.
- Kochanie jesteś już gotowa?
- Taa... – mówię cicho
- To otwórz.- Jak on może jeszcze na mnie patrzeć? idę do drzwi. Łapie mnie za rękę Uśmiecham się do niego.
- Ty swój prezent dostaniesz wcześniej.- Daje mi jakąś kartkę z adresem.- I jeżeli chcesz to tam z tobą pojadę.
- Powiesz co to?
- Adres do twoich rodziców
- Żartujesz? - patrzę na niego zaskoczona. - Jakim cudem?
- Mam sposoby.
- Lou! - rzucam mu się na szyję całując go.
- Podoba ci się prezent.
- Cudowny. Najlepszy- Całuje mnie w usta.
- Trochę się też dowiedziałem.
- Czego?
- Twoja mama miała szesnaście lat jak cię urodziła. Rodzice wyrzucili ją z domu.
- Ow...To chyba trochę rozumiem.
- Tak. Ja też.
- Chcę ją poznać.
- Mogę cię tam zawieźć.
- Teraz?
- Jeśli chcesz?
- Chcę.
- To chodźmy.- Wychodzimy z domu i jedziemy tam. Louis zatrzymuje się przed małym domkiem Zdenerwowana nieco jestem gdy idziemy do drzwi. Pukam do drzwi. Otwiera nam młoda kobieta
- Dobry wieczór - mówię.
- Dzień dobry.
- Jestem Annie McClayne.
- O Boże...- Kobieta zakrywa usta ręką
- Mo...możemy?
- Oczywiście.- Wpuszcza nas do środka. Trzymam Lou za rękę. Nie wiem co mam powiedzieć. Speszona patrzę na swoją matkę.
- W życiu bym cię nie poznała.
- No przez tyle lat się zmieniłam.
- Pewnie masz mi to za złe.
- Nie. Rozumiem.
- Usiądźcie. - Zajmujemy miejsce na sofie. Nie wiem o czym mam z nią rozmawiać.
- Chciałam cię poznać.
- Też chciałam. - Patrzę na Louisa. Nie wiem co mam mówić.
- Miło mi panią poznać. Jestem Louis. Rozmawiałem z panią przez telefon.
- Ah to ty. Jestem Mia.
- My zaraz musimy iść, ale chciałem panią zaprosić jutro na obiad.
- Mnie? Ale są święta nie chcę wam przeszkadzać.
- Nie będzie pani.- Louis zapisuje adres.
- Naprawdę dziękuję.
- Do widzenia.- Wychodzimy. Oddycham z ulgą. Wtulam się w niego. Idziemy do auta. Całuje mnie w głowę.
- Dziękuję Lou.
- Proszę.- Wracamy do domu. Zasiadamy do kolacji. Śmiejemy się rozmawiamy. Leżymy już w łóżku.
- To co z tym moim prezentem Uśmiecham się i daję mu pudełko w którym są cztery buciki i usg .
- Cztery? Bliźniaki?- Kiwam głową obserwując jego reakcje. Wpatruje się w usg i nic nie mów.
- To chłopiec i dziewczynka.
- Super, dwójka na raz- całuje mnie w usta Jestem zaskoczona. Myślałam że gorzej to przyjmie.
- To się dziadek ucieszy, zawsze marzyła mu się wnuczka.
- Wiesz do ostatniej wizyty miały być dwie dziewczynki .
- Ale jest chłopiec i dziewczynka? Czy mam nabyć broń, żeby odstraszać dwóch chłopaków od moich córeczek?
- Chłopiec i dziewczynka. - kiwam głową z szerokim uśmiechem.
- Uff.
- Kocham cię. - całuję go w usta. Ktoś puka do drzwi.
- Proszę- mówi Louis. Wchodzi Victoria uśmiecha się do nas.
- Mam dla was prezent - macha kluczami od czegoś
- Co to?
- Klucze od waszego domu.
- Domu?- pytam zaskoczona
- Taak. - uśmiecha się.
- Dziękuję- Louis ją przytula.- Czyli nici z dziadkowej niańki
- No niezupełnie - śmieje się. - Dom jest na tej samej działce praktycznie. Dwa domy dalej.- Louis się śmieje.
- Oddzielnie, a jednocześnie razem. Tylko wy umiecie coś takiego wymyślić
- No bo ja muszę was mieć obok.
- Ale nie będziesz mieszkać tam z nami?
- Niee - śmieje się. Życzy nam miłej nocy i wychodzi.
- To mnie zaskoczyli
- Nie tylko ciebie
- Nie poznaje własnych rodziców.- Przytulam się do niego z uśmiechem. Całuje mnie po głowie. Oboje zasypiamy
- Kochanie jesteś już gotowa?
- Taa... – mówię cicho
- To otwórz.- Jak on może jeszcze na mnie patrzeć? idę do drzwi. Łapie mnie za rękę Uśmiecham się do niego.
- Ty swój prezent dostaniesz wcześniej.- Daje mi jakąś kartkę z adresem.- I jeżeli chcesz to tam z tobą pojadę.
- Powiesz co to?
- Adres do twoich rodziców
- Żartujesz? - patrzę na niego zaskoczona. - Jakim cudem?
- Mam sposoby.
- Lou! - rzucam mu się na szyję całując go.
- Podoba ci się prezent.
- Cudowny. Najlepszy- Całuje mnie w usta.
- Trochę się też dowiedziałem.
- Czego?
- Twoja mama miała szesnaście lat jak cię urodziła. Rodzice wyrzucili ją z domu.
- Ow...To chyba trochę rozumiem.
- Tak. Ja też.
- Chcę ją poznać.
- Mogę cię tam zawieźć.
- Teraz?
- Jeśli chcesz?
- Chcę.
- To chodźmy.- Wychodzimy z domu i jedziemy tam. Louis zatrzymuje się przed małym domkiem Zdenerwowana nieco jestem gdy idziemy do drzwi. Pukam do drzwi. Otwiera nam młoda kobieta
- Dobry wieczór - mówię.
- Dzień dobry.
- Jestem Annie McClayne.
- O Boże...- Kobieta zakrywa usta ręką
- Mo...możemy?
- Oczywiście.- Wpuszcza nas do środka. Trzymam Lou za rękę. Nie wiem co mam powiedzieć. Speszona patrzę na swoją matkę.
- W życiu bym cię nie poznała.
- No przez tyle lat się zmieniłam.
- Pewnie masz mi to za złe.
- Nie. Rozumiem.
- Usiądźcie. - Zajmujemy miejsce na sofie. Nie wiem o czym mam z nią rozmawiać.
- Chciałam cię poznać.
- Też chciałam. - Patrzę na Louisa. Nie wiem co mam mówić.
- Miło mi panią poznać. Jestem Louis. Rozmawiałem z panią przez telefon.
- Ah to ty. Jestem Mia.
- My zaraz musimy iść, ale chciałem panią zaprosić jutro na obiad.
- Mnie? Ale są święta nie chcę wam przeszkadzać.
- Nie będzie pani.- Louis zapisuje adres.
- Naprawdę dziękuję.
- Do widzenia.- Wychodzimy. Oddycham z ulgą. Wtulam się w niego. Idziemy do auta. Całuje mnie w głowę.
- Dziękuję Lou.
- Proszę.- Wracamy do domu. Zasiadamy do kolacji. Śmiejemy się rozmawiamy. Leżymy już w łóżku.
- To co z tym moim prezentem Uśmiecham się i daję mu pudełko w którym są cztery buciki i usg .
- Cztery? Bliźniaki?- Kiwam głową obserwując jego reakcje. Wpatruje się w usg i nic nie mów.
- To chłopiec i dziewczynka.
- Super, dwójka na raz- całuje mnie w usta Jestem zaskoczona. Myślałam że gorzej to przyjmie.
- To się dziadek ucieszy, zawsze marzyła mu się wnuczka.
- Wiesz do ostatniej wizyty miały być dwie dziewczynki .
- Ale jest chłopiec i dziewczynka? Czy mam nabyć broń, żeby odstraszać dwóch chłopaków od moich córeczek?
- Chłopiec i dziewczynka. - kiwam głową z szerokim uśmiechem.
- Uff.
- Kocham cię. - całuję go w usta. Ktoś puka do drzwi.
- Proszę- mówi Louis. Wchodzi Victoria uśmiecha się do nas.
- Mam dla was prezent - macha kluczami od czegoś
- Co to?
- Klucze od waszego domu.
- Domu?- pytam zaskoczona
- Taak. - uśmiecha się.
- Dziękuję- Louis ją przytula.- Czyli nici z dziadkowej niańki
- No niezupełnie - śmieje się. - Dom jest na tej samej działce praktycznie. Dwa domy dalej.- Louis się śmieje.
- Oddzielnie, a jednocześnie razem. Tylko wy umiecie coś takiego wymyślić
- No bo ja muszę was mieć obok.
- Ale nie będziesz mieszkać tam z nami?
- Niee - śmieje się. Życzy nam miłej nocy i wychodzi.
- To mnie zaskoczyli
- Nie tylko ciebie
- Nie poznaje własnych rodziców.- Przytulam się do niego z uśmiechem. Całuje mnie po głowie. Oboje zasypiamy
Ten rozdział jest taki słodki awwww... KOCHAM <3
OdpowiedzUsuń+
+
+
zapraszam do mnie :http://revenge-harry-fanfiction.blogspot.com/
Super poprosze next :D
OdpowiedzUsuńOo cóż za niesamowity rozdział!
OdpowiedzUsuńLou znalazł jej matke.. Kochany!
Aw ja cem następny!
Buziaki :*
A.
Super *.*
OdpowiedzUsuńSuper :D
OdpowiedzUsuńFajnie ze Louis odnalazl jej mame i zaprosil ja na obiad :D
I jak slodko z tymi bucikami,mam nadzieje ze beda szczesliwi,znaczy już sa,ale dzięki tym malym pociecha beda szczesliwi jeszcze bardziej :D
<3
OdpowiedzUsuń