niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 6

Reszta wycieczki mija bardzo miło. Nie ma problemów. Wychodzę od lekarza załamana. Trzeci miesiąc.. Jak niby mam powiedzieć dla Louisa.  Przecież on ma szkołę. Nie może być ojcem.  Siadam w samochodzie i zaczynam płakać. Zakrywam twarz dłońmi. Nie powiem mu. Nie wiem co zrobię. Jadę od razu do szkoły trochę się spóźniając na lekcje.
- Przepraszam - mówię wchodząc. Zaznam lekcję. Nie mogę się na niczym skupi Mylę się co chwila. Mówię co nie trzeba. Zrezygnowana opieram głowę na rękach i nastaje cisza.
- Macie wolny czas do końca lekcji - mówię cicho. Wychodzę z sali bo jest mi nie dobrze. Idę do najbliższej łazienki i wymiotuję śniadanie.
- Annie?- słyszę Louisa.
- Wracaj do klasy.- mówię cicho
- Powiedz co się dzieje
- Źle się czuję.- Patrzę w jego oczy.
- Czy ty...?- Odwracam się i wymiotuję.
- Który miesiąc?
- Trzeci...
- Damy rade.- Patrzę na niego w szoku.
- CO? Akceptujesz to?
- Jestem tak samo odpowiedzialny
- Możesz zawsze się do tego nie przyznać - płuczę usta. - Wiem, że jesteś młody..
- Ale cię kocham.
- Louis to będzie cholernie trudne. Przepraszam. Widocznie kiedyś zapomniałam o tabletkach - zamykam łazienkę i wtulam się w niego.
- Przestań.- Całuje mnie w głowę.- W końcu na coś przydadzą mi się pieniądze rodziców.
Biorę jego dłoń i z obawą patrząc mu w oczy kładę ją na swój brzuch. Uśmiecha się lekko.
- Proszę, wróć na lekcję.
- Dobrze.- Całuje mnie w głowę. Wychodzi. Ja wracam pod koniec. Wypuszczam ich z klasy Nie wiem jak sobie poradzimy. To jakaś masakra. Bez dziecka byłoby łatwiej Teraz wszystko się wyda Chociaż może nie... Nikt nie musi wiedzieć że to Lou. A jak urodzę to skończy się szkoła Biorę swoje rzeczy i wychodzę z sali. Idę do pokoju nauczycielskiego. Jestem mało skupiona a mam dzisiaj bardzo dużo lekcji. Wracam do domu wieczorem. Louis czeka na mnie w mieszkaniu.
- Hej - zdejmuję kurtkę.
- Hej. Chciałem po rozmawiać.- Przytulam się do niego.
- O czym?
- Moi rodzice chcą żebym przeniósł się do prywatnej szkoły
- Louis? - patrzę mu w oczy. - Zrobisz jak uważasz.
- Nie wyjadę.
- Ale ja cie nie chcę zatrzymywać na siłę
- Ale ja nie chcę nigdzie wyjeżdżać.- Stoję tak wtulona w jego klatkę. Jestem zmęczona. I głodna. Okropnie.
- Zrobiłem obiad.
- Mówiłam ci już że jesteś cudowny?
- Coś tam napomknęłaś.
- Wspaniały - całuję go. - To jeszcze raz. Tak w normalnych okolicznościach. Będziesz tatą.
- Super.
- Trochę dziwnie to słyszeć w wieku 18 lat co?
- Prawie 19 lat.
- Naprawdę przepraszam - idę do kuchni.
- Nie masz za co.
- Mam .za problem.
- To nie jest problem. Chyba, że ty tak uważasz.
- Nie.
- To dlaczego dla mnie miałoby być problemem.
- bo ty dopiero żyć zaczynasz
- Nie będziecie przeszkadzać mi w życiu.
- Kochasz nas?
- Kocham. Bardzo kocham.- Uśmiecham się i podaję nam obiad. Louis zaczyna mnie karmić. Śmieję się. On jest słodki.
- Muszę wracać do domu.
- Musisz? - robi ni się przykro ale to hormony .
- Tak. Bo zalewam sąsiada i właściciel chce wypowiedzieć mi umowę.
- A jak już ci wypowie to zamieszkasz ze mną.
- Tak. Ciebie wyrzucą z pracy, a mnie ze szkoły.
- Więc to ja jestem problemem. Doszliśmy do wniosku. Kocham cię i przykro mi że mamy same kłopoty.
- Przestań. To nie jest twoja wina- Wstaję markotna. Chciałabym Louisa ciągle obok. Idę do sypialni gdy robi mi się słabo.
- Pieprzyć mieszkanie.- Kładzie się obok mnie.
- Nie. Idź Lou. To normalne w ciąży - uspokajam go.
- Wolę się nie martwić, więc tu zostanę.
- Mieszkanie jest ważne.
- Najwyżej mnie przygarniesz.
- Jesteś taki uparty.
- Tak. Przyszykuj się że nasze dziecko też będzie
- O matko. Słyszysz maleństwo? Dom wariatów.
- Tak, a jak poznasz moich rodziców i młodszą siostrę to przyda ci się psychiatra.- Zaczynam się śmiać. Całuję go w usta z uśmiechem.
- A myśleli, że wcześniej zaliczę wpadkę.
- Co to jakieś zakłady?
- Tak. Jestem czarną owcą.- Całuje mnie w usta.- Ale moje siostrzyczka cię pokocha.
- Poważnie chcesz przedstawić mnie rodzinie ?
- Tak.
- Też bym chciała..
- Nigdy ich nie szukałaś?
- Oddali mnie. Czemu mam się nimi interesować?
- Może zrobili to z jakiegoś powodu.
- Nie wiem. Naprawdę.- siadam i zaczynam pisać im sprawdzian .
- Poszukajmy ich.
- Co?
- Znajdziemy ich.
- My? Pomożesz mi?
- Tak. -Uśmiecham się.
- Dobra. - zgadzam się i wracam do pracy.
- Trudny będzie ten sprawdzian?
- Trochę..
- Czyli trzeba będzie się uczyć.
- Będzie.
- Nie odpuścisz nam?- Odwracam głowę w jego stronę.
- Jestem w ciąży. Jestem wredna .
- Nawet jakby cię bardzo ładnie poprosił.
- Musiałbyś bardzo ładnie.
- Ja się postaram.- Zabiera mi moją kartkę i długopis. Odkłada je na szafkę nocną. Delikatnie całuje mnie po szyi. Uśmiecham się zagryzając wargę. Układa mnie na poduszkach, Obejmuję nogami jego pas. Wsuwam palce we włosy chłopaka. Powoli rozpina guziki mojej koszuli. Drażni się ze mną. Co guzik do pocałunek na mojej klatce. Oddycham przez usta. Składa kolejny pocałunek na moim brzuchu tuż nad krańcem moich jeansów. Zagryzam wargę. Rozpina guzik. Powoli ściąga ze mnie spodnie całując jednocześnie moje nogi. Troszkę się wiercę.  Łaskocze mnie to.
- Spokojnie... Bo ja się muszę bardzo postarać.
- Oj tak...- Rzuca moje spodnie na podłogę i zaczyna całować moją drugą nogę. To takie niewinne a bardzo przyjemne. Wiercę się pod nim. Urządza sobie taką samą wędrówkę ściągając ze mnie bieliznę.
- Teraz się znęcasz.
- Nie, raczej smakuję każdy milimetr twojego ciała.
- Które z dnia na dzień jest grubsze
- Będę miał więcej do całowania. Miła perspektywa.- Zanim jego usta znowu znajdują się na moim ciele, ktoś nam przerywa.
- Ughh..- zakładam szlafrok i idę otworzyć. Nie... Jeszcze Liama mi brakuje do szczęścia. Od razu pobladłam. - Od razu mówię że jestem chora- kaszlę.
- Tak? A znajdziemy u ciebie pana Tomlinsona.
- Nie. Co ty chcesz?
- Wiemy od jednego z uczniów, że łączą was relacje inne niż powinny'
- Ha słucham? No wiesz różne chodzą plotki. Ty zaliczasz przez łóżko.
- Mówimy o tobie. - Patrzy na mnie uważnie. - Pan Tomlinson niech zacznie uważać.
- Bo co mi zrobisz?- Louis wychodzi z mojej spinali.- Mam powiedzieć dla dyrektora którą z dziewczyn zmusiłeś?
- Louis.   - teraz jestem w szoku. Nie wiem co mam zrobić.
- Panie Payne doskonale wiem, że część dziewczyn była zmuszona. Nie poszedł bym do dyrektora, tylko na policję. Lizzy na pewno by zeznała. Specjalnie przeniosła się do innej grupy by na pana nie patrzeć.
- Romans z uczniem jest karalny - Liam nie ma argumentów. Ja nikogo nie wykorzystuję.
- Jaki romans? Proszę pana ja tylko uczę się do poprawki z literatury. - Louis uśmiecha się szperko.- Komu uwierzy pan dyrektor, dla ucznia którego rodzice płacą durze pieniądze na szkołę czy dla nauczyciela, którego można zastąpić?
- Przeszkadzasz nam. Muszę go uczyć.
- To jeszcze nie koniec.
- Nie wiem co sobie ubzdurałeś.
- Do widzenia.- Zamykam za nim drzwi i przytulam się do Louisa.
- Boję się.
- Nie masz czego. - Całuje mnie w głowę.- Zrobisz coś dla mnie?
- Co takiego?
- Złóż jutro wymówienie.
- Co? Dlaczego?
- Dlatego, że cię stąd zabiorę.
- Jak? Chodzisz do szkoły. Ja zarabiam .
- Szkołę mogę skończyć gdzieś indziej. Powiedzmy, że stęskniłem się za siostrą.
- Ale ja muszę pracować.
- Zaufaj mi.
- Nie mam pieniędzy..
- Ale ja je mam.
- Nie możesz na mnie płacić.
- Mogę. I nie zabraniam ci pracować, tylko nie w tym miejscu
- Ale to będzie podejrzane i mogą mnie ścigać w kuratorium.
- Nie zrobią tego.
- Do końca miesiąca będę musiała po wypowiedzeniu pracować
- Ale tylko do końca miesiąca
- Tak. Więc zdążę zrobić sprawdzian.
- No. Najwyżej się muszę nauczyć
- Wracamy do łóżka? - zamykam drzwi na zamek
- Chyba nie mam ochoty na seks.
- Ale ja nie o tym mówię. - śmieje się. - Po prostu chcę się położyć.
- To chodźmy.- Kładziemy się do łóżka. Przytulam się do niego. Głaszczę mnie po głowie.
- powiesz mi jak by pan payne będzie ci groził.
- Ale po co?
- Ponieważ gdy widzę go z tobą, to zaraz przypomina mi się zapłakaną Lizzy.
- Co on jej zrobił.
- Powiedział, że jak się z nim nie prześpi to nie zaliczy roku. Jej rodzice są bardzo wymagający. Miałaby piekło w domu.
- O Boże... To jest obrzydliwe.
- Tak. Harry i ja mu nie podarowaliśmy. Dlatego nie pojawiamy się na hisotrii.
- teraz wszystko rozumiem. Raz tylko się do mnie dobierał. Gdy miałeś wf a ja okienko
- Zabije go. I po problemie.
- Przestań. - wtulam się .
- Mam go serdecznie dość.
- Ja też.
- Ale zanim wyjadę, zrobię mu piekło z życia.
- Ty mówisz poważnie.
- Jak najbardziej.
- Źle się czuję - boli mnie brzuch.
- Mam wezwać lekarze?
- Nie ...
- Na pewno skarbie?- Kiwam głową. Zaczynam masować brzuch. Delikatnie całuje mnie w głowę. - To może na święta pojedziemy do moich rodziców.
- A jak nie chcą mnie poznawać?
- Nie są aż tacy źli. Polubią cię, zawsze chcieli mądrej synowej.
- Ah....- ziewam
- A Lottie oszaleje na twoim punkcie.
- Chcę ją poznać.
- Ona ciebie też.- Uśmiecham się głaszcząc jego policzek
- Śpij, skarbie.
- Kocham cię kochanie. - mówię.
- Ja ciebie też- Zamykam oczy i Zasypiam.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 5

Sprawdzam w autokarze listę obecności. Na samym końcu siedzi cała paczka. Harry, Louis, Zayn i Niall. Liczę że będzie spokój. Nie wiem jak mam wytrzymać cały tydzień udając, że jest on tylko moim uczniem. Będzie ciężko. Siadam z przodu starając się nie słuchać rozmów uczniów.  Zakładam na uszy słuchawki.  Biorę książkę i czytam. Przerywa mi dźwięk przychodzącego sms'a.
 " Mówiłem ci jak podniecająco wyglądasz w okularach?"
Uśmiecham się pod nosem poprawiając raybany. Inaczej bym czytać nie mogła. Odpisuję po chwili.
" Nie miałeś okazji, ale dzięki xx"
"Muszę się poprawić"
Kręcę głową rozbawiona. Odkładam telefon i wracam do czytania. Po dwóch godzinach jest mały postój. Zeskakuję ze schodka z pomocą kierowcy autokaru i czekam aż uczniowie wyjdą. Daję im pół godziny.  Chodzę rozprostowując swoje nogi. Ktoś łapie mnie za rękę. Odwracam się wystraszona.
- Cii...- Louis uśmiecha się do mnie szeroko. Rozglądam się. Nie chciałabym aby ktoś nas zobaczył. Wszędzie jest pusto. Ciągnie mnie w stronę małego lasku.
- Gdzie ty mnie prowadzisz? - śmieję się bardziej splatając z nim palce.
- Na koniec świata- odpowiada.  Łapię go za koszulkę i przyciągam do siebie.  Opieram się o drzewo, a on zachłannie mnie całuje. Wsuwam palce w jego włosy delikatnie za nie ciągnąc.
- Nie wytrzymam tygodnie- szepcze.
- Będziesz musiał skarbie. - przykładam policzek do jego policzka.
- Coś się wymyśli.- Całuje mnie po szyi.- Który dali ci pokój?
- A ja wiem. Osobny. - śmieję się. - Blisko was, bo wy jesteście najgłośniejsi i najniegrzeczniejsi.
- To bardzo dobrze, proszę pani.- Wsuwam dłonie do tylnych kieszeni jego spodni i tak stoimy. Opiera czoło o moje, a ja się uśmiecham.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham. Tylko mocniej.
- Mógłbym dyskutować na ten temat, ale zaraz będą mnie szukać.
- To idź.
- Nie chcę.- Całuje mnie jeszcze raz, zachłanniej. Przygryzam jego wargę. Całuję go po szyi i robię malinkę.
- Idę.
- Pa kochanie.
- Możesz mnie za karę posadzić obok siebie.
- To było by zbyt podejrzliwe.
- Nie, jeżeli zrobię coś niedobrego
- A co takiego zrobisz?
- Przekonasz się za parę minut. Kręcę głową on biegnie w stronę kolegów. Powoli wracam do autokaru. Wszędzie jest pełno skaczących żab. Zabiję go.
- Który to zrobił?! Patrzę się na ich całą czwórkę.
- Ja mam alibi proszę panią, prawda Hanna- mówi Styles.
- Tak proszę pani - piszczy swoim głosem. Chyba muszę na wychowawczej przerobić z nimi antykoncepcję.
- A ! - piszczę gdy to obrzydliwe coś przeskakuje pod moimi nogami. Louis zaczyna się śmiać.
- Tomlinson!
- Tak proszę panią?
- Fuj... - krzywię się . - Siadasz z przodu...
- CO?! Nie tylko nie to.- Ta scenka mnie trochę bawiła, ale to był dobry aktor.
- Nie dyskutuj ze mną.
W końcu pozbyliśmy się wszystkich żab i możemy jechać dalej. Louis siedzi obok mnie i ze słuchawkami w uszach opiera się głową o szybę. Cicho nuci pod nosem.  Słodko wygląda. Uśmiecham się i spuszczam głowę. Robi to coraz głośniej nie zwracając uwagi na innych. Nagle w autokarze jest cisza i każdy go słucha. Dołączają do niego Harry, Niall i Zayn. To co i jak śpiewają jest cudowne. Nigdy nie widziałam ich w tej odsłonie.
- Wow...- mówię cicho.
- Co?- Louis patrzy na mnie pytająco.
- piękne.
- Ale co?
- Ta piosenka i wy jak śpiewacie.
- O kurwa- mruczy Louis. - Znowu?
- Co  znowu?
- Znowu śpiewałem na głos. Styles zamorduję cię, było mnie czymś walnąć.
- Trochę za daleko!
- To było rzucić.
- A spadaj. Innym się podobało. - Warczy i zamyka oczy.  Biorę go delikatnie za rękę. nikt tego nie widzi. Otwiera oczy i patrzy na mnie przestraszony. Chyba często nie śpiewa dla publiczności. Ciekawe kto jeszcze zna go tak naprawdę. Pochylam się i mówię mu do ucha.
- Byli zachwyceni.
- Nie powinni tego słyszeć.
- Zapomnij już o tym - przelotnie całuję jego policzek i opieram się o fotel. Jestem zmęczona. Zasypiam opierając się o ramię Louisa. Budzę się jak mamy się zatrzymać. Prostuję się i wstaję.  Louis nawet nie wstaje. Wszyscy wysiadają. Jego też wyciągam.
- Zostaw.
- Dlaczego?
- Bo nie mam ochoty wysiadać.
- Proszę cię. Chodź. Nie przejmuj się tam tym. Oni już gadają o czym innym.
- Wolałbym zostać
- Musimy iść do hotelu
- Już wysiadam. - Odłącza słuchawki i wychodzimy Liczę uczniów którzy wzięli już swoje bagaże. Przerzucam przez ramię swoją czarną torbę i bagażnik się zamyka
- Może pomogę?- Pyta Louis.
- Ja pomogę - mówi Niall.
- Ja mogę nawet panią zanieść- dodaje Zayn.
- Dziękuję, dam radę. No idźcie. - śmieje się. Poprawiam bagaż i wchodzę z nimi do hotelu
- Ty masz dziewczynę- warczy Louis do Zayna
- No mam, całkiem ładną. Uprzejmy chciałem być.
- Nasza pani potrafi chodzić.- Louis uderza go w głowę
- Na tych swoich nogach.
- Których ty nie dotkniesz- śmieje się Lou.
- Wiesz że ona chyba kogoś ma - mówi.- Miała malinki na szyi.- Boże słucham tego i chce mi się śmiać
- Widzisz, a tobie nadal staje na jej widok, a tu zajęta nasza pani.
- Bo tobie nie staje. - prycha.
- No właśnie nie. I nie ślinię się. Wy nadal jesteście gówniarze.
- Ej, skąd to coś? - pokazuje na ślad moich ust na jego szyi
- Poczekaj, nie pamiętam. Ładna była.
- Mogę przeszkodzić w tej arcyciekawej rozmowie? - staję między nimi. - Do pokoju. Już. - otwieram im drzwi do czteroosobowego pokoju.
- Tak proszę pani- mówią równo, a Louis do mnie mruga. Popycham go do środka i idę do pokoju obok. Od razu biegnę pod prysznic. Zaraz potem ubieram spodenki i koszulkę na ramiączkach. Wsuwam letnie buty i wychodzę zabierając wszystkich na dół na kolacje. Jest strasznie ciepło. Jemy w ogrodzie. Louis żartuje sobie z kolegami.  Dobrze, że już mu się humor poprawił. Rozmawiam z dziewczynami z mojej klasy o plaży.
- Moglibyśmy się przejść, ale bez tych idiotów.
- Nie mogę ich samych zostawić w hotelu bo nie będzie do czego wracać. Ale wezmą piłkę i zagrają, a wy się poopalacie jutro.
- Szkoda, że pan Payne nie pojechał.
- no szkoda. - wcale nie. Chłopcy po kolacji idą na boisko grać w piłkę. Dziewczyny robią coś w pokojach. Idę do chłopaków.
- Ja chcę z wami! - krzyczę.
- A potrafi pani?
- Potrafi.
- To jest pani w drużynie która ma koszulki.
- Uff, to dobrze. Wolałabym się nie rozbierać - śmieje się dołączając do chłopców. Naprawdę umiem grać w nogę. W domu dziecka w takie gry się grało. Na dworze spędzało się wiele czasu Nasza drużyna wygrywa dzięki Louisowi. Na prawdę świetnie gra. Mógłby poważnie grać zawodowo. Wracamy do hotelu. Siedzę na łóżku w swoim pokoju. Odkładam książkę na stolik i idę sprawdzić czy jest spokój W tym samym momencie wychodzi Louis że swojego pokoju
- A pan panie Tomlinson?
- Koledzy mnie opuścili i czuję się samotny
- Mogę panu bajkę poczytać.- uśmiecham się niewinnie
- Bardzo chętnie, ale w moim pokoju za chwilę będzie za głośno
- Dlaczego to? - idziemy do mnie.
- Ponieważ Zayn ma poważną rozmowę z dziewczyna
- Rozumiem. - kiwam głową. Otwieram drzwi. Wchodzimy do środka. Zamykam za nami drzwi. Przyciska mnie do nich i zachłannie całuje
- Miała być bajka - mruczę mu w usta. Ściągam jego koszulkę.
- Tak. Później.- Lądujemy na łóżku. Rozpinam pasek jego spodni. Zachłannie mnie całuje.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. Nienawidzę udawać obojętności.
- Ja też. - kiwam głową.
- może zmianie szkołę.
- Przestań
- Zrobię wszystko by tylko być z tobą.- Przymykam oczy i znów go całuję. Zsuwam jego spodnie
- Czytałem- on każe mi się skupić.- Przez nas możesz mieć poważne kłopoty.
- Ja wiem to. Ale nie dowiedzą się.
- Harry wie. Widział jak idę do ciebie do domu.
- Nie robi z tego problemu. Nic nie mówił dzisiaj.
- Ale jak ma zły dzień potrafi wkopać przyjaciela
- Szedłeś do mnie do domu bo uczę cię do poprawki
- I wychodzę na drugi dzień rano.- Wzdycham nie wiedząc co mam zrobić.  Przytulam się do niego i czuję bicie jego serca
- Nie chce żebyś miała przeze mnie kłopoty.
- Jeśli coś się stanie to nie będzie przez ciebie. Zapamiętaj to Lou - patrzę mu w oczy.
- Przeze mnie.
- Nigdy.- Całuje mnie po głowie. Otula mnie ramionami. Zamykam oczy. Obojgu nam jest ciężko, ale to na razie musi być tajemnica. Budzę się z budzikiem. Mam go nastawiony aby ogarnąć się i zebrać wszystkich na śniadanie.
- Kotku - budzę Louisa.
- Jeszcze pięć minut.- Wstaję z łóżka i zaczynam się ubierać.
- chodź tu do mnie na jeszcze pięć minut.- Śmieję się cicho i znów znajduję w jego ramionach. Całuje mnie w usta. - przez moje wczorajsze gadanie nie było przyjemności.
- Pogadać musieliśmy. - uśmiecham się.
- Tak. Muszę to nadrobić.
- tylko że my naprawdę mamy bardzo mało czasu
- Dziewczyny z chęcią pośpią dłużej.- Całuję  go namiętnie w usta. Sadza mnie na swoich biodrach. Uśmiecham się do niego i całuję go po szyi. Louis zatacza kręgi kciukami na moich udach. Zsuwam mu bokserki. Jest już twardy i gotowy, tak jak ja. ściągam swoją dolną bieliznę i opuszczam się na jego członka. Ledwo powstrzymuje jęk. Pochylam się i go całuję, aby nie krzyczeć. Poruszamy się bardzo szybko. Dobrze, że to łóżko nie trzeszczy. Wzdycham mu w usta. Dochodzę i chowam twarz w jego szyję
- Lou...- sapię.
- kocham cię
- Kocham cię. Leżę na łóżku i łapie oddech. W końcu wstajemy. Po śniadaniu idziemy zwiedzać. Stoję w łazience w samym ręczniku i czekam na Louis, kiedy ktoś puka do drzwi. Idę otworzyć. Zdziwiona patrzę na Harry'ego.
- Tak?
- Chciałbym porozmawiać
- Wchodź. - zamykam drzwi. Idę się ubrać i do niego wracam. Podchodzi do mnie.
- Sądzę że powinna pani identycznie traktować uczniów.
- Tak ich traktuję.
- Tak. Też mam ochotę na takie noce jak Tomlinson.- Prycham.
- Nie pozwalaj sobie. Wyjdź.
- Raczej nie.- Przypiera mnie do ściany
- Wyjdź stąd! - krzyczę i wyrywam mu się.
- Styles pani coś powiedziała- słyszę Louisa. Oddycham z ulgą. W moich oczach są łzy, bo mam obrazy Thomasa kiedy się do mnie dobierał.
- Powtórzyć?- Harry odrywa się ode mnie zdenerwowany.
- Dziwka.- Wściekły Louis uderza go w nos. Ten zatacza się i pada na podłogę. Krwawi a mi się robi słabo. Siadam pod ścianą chowając głowę w kolanach. Nie mogę złapać powietrza. Jak krzyczałam gdy mnie dotykał, jak błagałam żeby przestał... To wszystko wróciło. Louis podchodzi do mnie. Czuję jego dotyk na ramionach.
- Boże Louis zostaw ją. - mówi Harry podnosząc się. - Nie z jednym uczniem się puszcza czy puściła
- Spieprzaj Styles bo ty więcej nie zaliczysz żadnej
Śmieje się i wychodzi. Louis tuli mnie do siebie. Płaczę w jego koszulkę  i cała drżę. Podnosi mnie z podłogi i sadza na łóżku.  Mocno go trzymam przy sobie.
- Już nic ci nie zrobi.
- Ja nie płaczę przez niego..
- A przez co?
- Przez wspomnienia.
- Opowiesz?
- Nie mogę - znów zaczynam płakać. - To okropne - wzdrygam się. Biegnę do łazienki. Chcę się umyć. Muszę.
- Kochanie. Chcę ci pomóc.- Siadam na kafelkach. Wchodzi i mnie przytula - Nie możesz się ode mnie odsuwać.
- On mnie bił jak nie chciałam.
- Ten facet.
- Thomas
- Powinien za to zapłacić.
- a ja nie chcę go pamiętać
- Dobrze.- Odkręcam prysznic i w ubraniach wchodzę. łzy dalej spływają. Louis tuli mnie do siebie.  Czuję się bezpieczna w jego ramionach. Ja nie wiem jak on to robi ale koi wszystkie nerwy.

niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział 4

Budzę się z budzikiem.  Louisa nie ma obok mnie. Wstaję z łóżka i idę do kuchni. Na stole stoi śniadanie i kartka. Smutna podchodzę do stołu. Siadam na krześle czytając liścik.
"Wyszedłem wcześniej, do zobaczenia w szkole"
Jem śniadanie. Potem idę się ogarnąć. Znów mam lepszy humor więc ubieram granatową sukienkę ładną, ale i odpowiednią do szkoły.  Biorę swój płaszcz bo to już październik. Cały miesiąc już uczę w szkole. Dzisiaj mam godzinę wychowawczą. Opieram się o biurko odgarniając włosy za ucho.
- Mam dobrą wiadomość. Będzie wycieczka przed świętami.
- Tak? Gdzie?- Pytają wszyscy ciekawi.
- Do Barcelony.- Cała klasa zaczyna się cieszyć. Zbieram listę osób które pewnie pojadą. Większość klasy się zapisała. Tylko Louis nie. Gdy wszyscy wyszli z klasy zatrzymuję go.
- Czemu nie jedziesz?
- Bo potrzeba jest zgoda rodziców. A ja takiej nie zdobędę.
- Przestań - uśmiecham się. - Damy radę. - widzę że drzwi od klasy są zamknięte. Szybko go całuję w usta i odsuwam się.
- CO ma pani teraz za lekcję?
- Teraz mam okienko.
- To dobrze, bo ja wf.- Lekko całuje mnie w usta.
- I musisz na niego iść.
- Ooo- jeszcze raz mnie całuje.- Wolałbym spędzić go inaczej, niż siedząc na ławce.
- Dlaczego masz siedzieć na ławce? - z przyjemnością oddaję pocałunek
- Ponieważ mam za wysoki poziom w graniu w piłkę i za mną nie nadarzają.- Śmieję się.
- Kochanie, ale nie wyjdziesz tak ze szkoły.
- Kto powiedział o wychodzeniu.
- Nie?
- Nie. - Przyciska mnie do ściany. Oplatam jego szyję.
- Ale to szkoła.
- I klasa, która będzie pusta i ma mały gabinet.- Zaczynam całować go w usta. Bardzo zachłannie i namiętnie. Odrywa się ode mnie i zamyka drzwi klasy prowadzi mnie w stronę drugich drzwi. Wchodzimy do gabinetu. Zsuwam papiery z biurka. Siadam na nim i przyciągam go do siebie. Całując chłopaka rozpinam pasek jego spodni. Zaraz wsuwam do nich rękę.
- Polubię środy.
- Ja również. - zahaczam o bokserki. Podnosi moją sukienkę do góry. Zsuwa moją dolną bieliznę. Całuje mnie w usta. Łapię się krawędzi biurka. Jak we mnie wchodzi robi to bardzo szybko. Mam ochotę krzyczeć, ale zmyka mi usta kolejnym pocałunkiem.  Zaciskam się wokół niego, a świat rozsypuje się na małe kawałeczki. Odchylam się na biurku i próbuję złapać oddech.  Kładę się na blacie głęboko oddychając. Przymykam oczy. Przesuwa dłońmi po moim ciele. Słyszę jak zapina pasek swoich spodni. Ja leżę i nie chce nigdzie wstawać. Chciałabym aby zamknął mnie w ramionach i żebyśmy tak zostali. Delikatnie całuje mnie w usta i sadza na swoich kolanach. Przytulam się do niego. Kładę głowę na ramieniu chłopaka. Całuje mnie po głowie. Zamykam oczy, bo tak mi jest dobrze.
- Macie dzisiaj tą swoją radę?
- Mamy.
- A dasz mi klucze do swojego mieszkania?
- Dam ci kluczę do swojego mieszkania.
- To dobrze kochanie.- Uśmiecham się do niego. Dzwoni dzwonek na przerwę a ja muszę wstawać.  Daję mu swoje kluczę i idę ogarnięta na kolejną lekcję Później do samego wieczora siedzę na radzie. Zamiast skupiać się na tym co mówi inni nauczyciele, myślę o tych kilku chwilach z Louisem.  Był cudowne. On...jest wyjątkowy. Powoduję ze się uśmiecha. Nareszcie koniec. Zbieram swoje rzeczy i jadę do domu. Wchodzę do środka. Wszędzie palą się świeczki, a w całym mieszkaniu unoszą się cudowne zapachy. Stoję w progu w totalnym szoku. Mija chwila, aż dochodzę do siebie. Słyszę delikatną muzykę i chyba Louisa, który śpiewa. Przechodzą przez hol i idę do niego.
- Ooo... już jesteś.
- Wow.... - rozglądam się. - Wszystko jest wow.
- Pomyślałem, że będzie ci miło jak to wszystko zrobię.
- Bardzo... Naprawdę dziękuję
- Przecież ma nas łączyć nie tylko seks. A wypad do drogiej restauracji odpadał.
- Chodź tu - przyciągam go i przytulam się. Całuje mnie lekko w usta.
- Kurczak zaraz mi się spali. Myślałem, że będziesz troszeczkę później.
- Przepraszam, że się śpieszyłam - chichoczę i go puszczam.
- Nic nie szkodzi. Najwyżej weźmiesz dłuższą kąpiel.
- CO ty kombinujesz.
- Nic. Po prostu chcę spędzić z tobą miły wieczór.
- To ...w takim razie bardzo się cieszę. Całuje mnie lekko w usta i prowadzi do łazienki.- Miłej kąpieli kochanie. Chcesz wina?
- Chętnie.
- To zaraz przyniosę.- Odkręca wodę.  Zaczynam się rozbierać. Piję wino będąc w wannie. To bardzo miłe. Jest wspaniały. Wychodzę z wanny i zakładam szlafrok. Przeczesuję swoje włosy i suszę je.
- Skarbie, kolacja gotowa.- Wychodzę z łazienki do Louisa. Idziemy do kuchni Siadamy przy stole. Chłopak gasi światło. Wszystko pięknie wygląda przy blasku świec. Uśmiecham się cały czas. Jest przecudownie. Siadamy na kanapie i popijamy wino. Przesuwam się wtulając w chłopaka.
- Kocham cię- szepcze cicho.
Zaskakuję mnie tymi słowami. Odwracam głowę i patrzę na jego twarz. Kładę dłoń na jego policzku i zataczam delikatne kółka palcami. Łapię moją rękę i całuje moje palce.
- Jak to możliwe? - również szepczę.
- A czemu miałoby nie być możliwe?- odpowiada pytaniem na pytanie.
- Byłeś taki zamknięty w sobie. A dałeś mi siebie poznać.
- Tak. To bardzo dziwne.
- Ja ciebie też kocham Loueh.
Całuje mnie lekko w usta. Odwzajemniam pieszczotę. Kładę dłoń na jego sercu. Przytula mnie do siebie. Czuję jego miarowy rytm pod palcami. Siadam mu na kolanach, bo tak wygodniej jest mi się wtulić. Przeczesuję palcami jego włosy. Całuje mnie po głowie.
- Proszę, powiedz że nie pozwolisz aby coś nas rozdzieliło.
- nie wyobrażam sobie, że mógłbym na to pozwolić.- Uśmiecham się do niego i całuję w szyję.
- Skończę szkołę i będziemy mogli być razem
- Właśnie, Lou. Musisz ją skończyć - patrzę mu w oczy.
- Chodzę na lekcje i nawet się uczę
- Nawet - śmieję się odchylając głowę
- Tak. Wcześniej tego nie robiłem
- Robisz to dla siebie prawda?
- Tak.
- To dobrze
- Myślałaś że robię to dla seksu?- pyta nieco urażony.
- Nie. - kręcę głową. - Ważne żeby uczyć się dla siebie
- Nie chce wiecznie ciągnąć pieniędzy od rodziców.
- Pewnie chcesz być piłkarzem prawda.
- Tak
- Super, będę mieć boskiego piłkarza chłopaka - śmieję się.
- Nie no jasne i będę cię wszędzie zabierał ze sobą
- O matko. - całuję go z uśmiechem. - Ale przyszłość nas czeka.
- Ważne że z tobą
- Kocham cię.
- Też cię kocham- Układam głowę na jego kolanach i zamykam oczy. Jest mi tak dobrze. Jestem tak bardzo szczęśliwa. Uśmiecham się cały czas. Biorę jego dłoń i bawię się palcami chłopaka.
-nie pozwól zrobić mi nic głupiego
- Nie pozwolę. - Pochyla się i całuje mnie w usta - Co miałeś na myśli?
- Ogólnie. Często robię głupoty.
- Nie zrobisz
- Mam nadzieję
- Bo mnie kochasz.
- Bardzo cię kocham- Śmieję się i przyciągam go.,
- Gdzie twoja rodzina Annie.- Wzruszam ramionami.
- nie wiem.
- Jak to
- Nie znam mojej rodziny,
- Aa to przykre
- Przyzwyczaiłam się że nikogo nie mam.
- Teraz masz mnie
- I to mi wystarcza.- całuje mnie w usta. Uśmiecham się. Zasypiam na jego kolanach. Budzę się wtulona w Louisa. Przecieram oczy i patrzę na zegarek.
- O matko... - zaspałam na pierwszą, moją lekcję.
- Spij
- Muszę do pracy kochanie.
- Nie idź. Każdy choruje
- I ciebie i mnie nie będzie, Co za ironia.
- Mnie często nie ma
- Miałeś się uczyć. - uśmiecham się ziewając.
- Uczę się. Na przykład wiem jak sprawić ci przyjemność.
- Tak ale to pożyteczne - chichoczę
- Bardzo- Całuje mnie w szyję Mruczę cicho. Zostaję w domu. Jego argumenty były nie do sforsowania I bardzo mi się podobały.
- Mamy na śniadanie wczorajszą kolację.
- A ja nie chcę jeść - siadam mu na klatce.
- nie? a na co masz ochotę
- Na ciebie. - całuję jego tors.
- Wzajemnie kochanie.
- Czuję .
Uśmiecha się i przekręca nas na materacu. Zagryzam swoją wargę gdy całuje mnie po szyi. Jeździ dłońmi po moim ciele. Przechodzą mnie przyjemne dreszcze gdy dotyka moich piersi. W głowie pojawiają się mi dziewczyny, które dotykał tak samo. Przecież na kimś musiał się nauczyć. Ale ich nie kochał prawda? To mnie kocha. Wzdycham cicho dalej nad tym myśląc. Cholera... Odpycham go do siebie. Louis patrzy się na mnie zdziwiony
- Z iloma kobietami spałeś? - pytam cicho robiąc się cała czerwona.
- Cztery... z tobą pięć.
- Były lepsze? - zasłaniam ręką oczy bo on swoim spojrzeniem mnie peszy.
- Nie. Bo to był zwykły seks. A ty z iloma spałaś przede mną?- Kładę poduszkę na twarz i mamroczę że razem z nim czterech było.
- Kiedyś w domu dziecka uciekłam i spotkałam niewłaściwego chłopaka. Sypiałam tylko z nim ale to na końcu były już gwałty .- Przytula mnie do siebie.
 - Takich powinno od razu zabijać.- Zamykam oczy wtulając się w jego szyję. Jest ode mnie młodszy ale całkowicie mu ufam, wierzę, kocham go. Jest cudowny. Mogę czuć się bezpieczna. Wierzę, że mnie nikt i nic nie skrzywdzi.
- Zgłosiłaś to komuś?
- Nie. - odpowiadam. - Nie chcę o tym pamiętać.
- Powinien za to zapłacić.
- To nic między nami nie zmienia prawda?
- Nie. Może będę się tobą bardziej opiekował- Śmieję się cicho. Całuję go w usta uśmiechnięta i szczęśliwa.

sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 3

 Siedzę w klasie i czekam na Louisa. Znowu nie było go na historii. Ja wiem że tego nie lubi ale on musi zdać ten rok. Ostatni rok nauki .
- Wzywała pani.
- siadaj - pokazuję na krzesło. - Historia jest przedmiotem takim samym jak inne. I się na nią uczęszcza .
- Ale głupotą jest marnować czas na przedmiot którego i tak nie zaliczę.
- Zaliczysz. Nie jest taki trudny. To ostatni rok. Matura i koniec. - pochylam się nad biurkiem.- Może warto.
- Nie zaliczę. Brakuje mi długich nóg ładnej spódniczki i wysokich obcasów.
- Porozmawiam z Liamem.
- Tak i pożegna się pani z praca jak nasz wychowawca. No chyba że wskoczy mu pani do łóżka. Będzie tak samo przychylny jak przy wystawianiu ocen.
- Nie przeginaj Lou. - proszę go.
- Każdy to wie jak pan Payne wystawia oceny. Tylko nikt nic nie mówi.
- Dobrze ale ją nie mam zamiaru nikomu do łóżka wskakiwać. Proszę cię chodź na te lekcje.
- Jasne i będę patrzeć jak podnieca się na widok moich koleżanek. Prędzej obije mu gębę.
- Naprawdę muszę z nim pogadać. - dzwoni dzwonek. - Siadaj do ławki. - mówię i wchodzi moja klasa. Rozdaję im sprawdziany. Harry się spóźnia i przechodzi obok mnie celowo dotykając mojego ciała. Jezu... Muszę zacząć nosić habit.
- Siadaj człowieku i mnie nie denerwuj - opieram się o biurko przeczesując włosy.
- Oczywiście proszę pani.
Czekam aż napiszą. Oddają mi sprawdziany pod sam koniec lekcji. Wkładam je do teczki i dzwoni dzwonek. Żegnają się opuszczając klasę.
- Chciałbym porozmawiać z panią o mojej pracy- mówi Harry stając na przeciwko mnie.
- Słucham.
- Uważam, że powinienem dostać lepszą ocenę.- niby przez przypadek dotyka mojej ręki.
- Ale ja tak nie uważam. Następnym razem musisz znacznie się postarać. - zakładam ręce na klatkę .
- może bym jednak panią przekonał
- Nie Harry. Chodź na przerwę. - mówię stanowczo i otwieram drzwi. Chłopak przewraca oczami.
- No tak tylko niektórzy mają u pani względy.
- O czym ty mówisz?
- O niczym proszę panią.
- Posłuchaj, nikt nie ma u mnie żadnych względów.
- Tak a Tomlinson nagle tak pilnie się uczy.- Prycham rozbawiona.
- Posłuchaj, nie jestem waszą koleżanką jasne? Może kadra nauczycieli sypia z uczniami żeby stawiać im lepsze oceny, ale ja nie. - taka prawda. Nie stawiam przez to ocen lepszych Louisowi. Po prostu mu pomagam.
- Tak oczywiście.- Co raz bardziej wkurwia mnie ta szkole
- Nie będę tolerować twoich sugestii - warczę i idę do pokoju nauczycielskiego. Dosiada się do mnie Liam.
- Miałam z tobą porozmawiać. - patrzę na niego. - jak to jest z zaliczeniami u ciebie?
- Sprawdziany, kartkówki czasem pracę dodatkowe
- To czemu dziewczyny mają lepsze oceny?
- Bo są mądrzejsze.
- Chyba ładniejsze.
- Sugerujesz coś
- Chciałabym aby chłopcy mieli takie same szanse co dziewczyny - mówię i wychodzę z pokoju.
Cały dzień jestem zdenerwowana i normalnie mam ochotę skakać z radości gdy idę do auta. Jadę do siebie. Za godzinę ma przyjść Louis. Przebieram się i wyjmuję materiały. Ktoś puka do drzwi.
- Otwarte - mówię zahaczając o nóżkę fotela. - Szlag. - rozcieram piszczel.
- Niezdara z ciebie.
- uświadomiłam sobie już dawno.
- Siniak będzie.
- Ughh... Chodź - wskazuję na sofę.
- Słaby ten twój humorek dzisiaj.
- Bo mnie wszystko dzisiaj drażni. Twój kolega mnie z równowagi wyprowadził.
- A Harry już tak ma.  Wkurwia każdą kobietę.- Wypuszczam powietrze z ust.
- Doobra...Od czego chcesz zacząć?
- Od tego- całuje mnie lekko w usta. Uśmiecham się oddając pocałunek.
- Okay, mam lepszy humorek.
- To dobrze.- Teraz to ja go całuję przyciągając za kark. Oddaje moje pocałunki. W końcu się odrywam. Zaczynamy naukę. Coraz lepiej z jego wiedzą.
- Poczytaj to - daję mu materiał. - Zrobię kolację - idę do kuchni i zaczynam gotować. Jak wracam grzecznie siedzi i czyta - Pilny uczeń - śmieję się stawiając talerze na stół.
- Staram się. Wymagająca nauczycielka.
- Zdecydowanie. Chodź.- Siadamy przy stole. Louis je z apetytem. Ciekawi mnie gdzie są jego rodzice. Nie chcę go urazić tym pytaniem. Nie wiem czy mam zaczynać temat
- Czuję się jak eksponat muzealny.- Uśmiecham się delikatnie.
- Ty też?
- szczególnie jak mi się tak przeglądasz.
- Ja mam tak w szkole.
- To wytłumaczalne, każda z nauczycielek nie dorównuje ci wyglądem.- Prycham rozbawiona tym.
- Powiesz mi coś o swoich rodzicach?
- Są daleko i nie interesują się mną.
- To ...przykre.
- nie pasuje do ich świata, więc wysyłają mi czeki- Wzdycham cicho.
- Nie będę ich oceniać, jednak nie na tym polega rodzicielstwo.
- dla nich tak. Przynajmniej nie prawią mi morałów
- Ale jednak to nie tak powinno być
- Ja z nich przykładu brać nie będę
- Zostaniesz dzisiaj?
- Jeśli chcesz.
- Chcę - zapewniam go z uśmiechem. Wstaję zaczynając sprzątać.
- Daj pomogę ci.
Sprzątamy więc razem. Potem prowadzę go do łazienki. Całuję chłopaka wu sta. Obejmuje mnie w tali i oddaje pocałunki. Smakuję jego idealnych ust zdejmując mu koszulkę.
- Nie lubię jak rozmawiasz z panem Paynem. Jeszcze bardziej mam ochotę mu coś zrobić.
- Jesteś zazdrosny.
- Tak . Cholernie
- nie masz o co. - zapewniam go i zdejmuję swoją bluzkę.
- Mam- mówi całując mnie po szyi.- Jestem tylko zwykłym uczniem sprawiającym problemy. Ze mną musisz się ukrywać. Nie wezmę cię na prawdziwą randkę do kina, czy na kolację, a on może
- Ale ja go nie chcę. - mruczę. - Chcę tego ucznia który doprowadza mnie do białej gorączki w dosłownym znaczeniu tego słowa
- To dobrze.- Przyciska mnie do zimnej ściany. Uśmiecham się rozpinając pasek jego spodni. Odkręca wodę prysznica. Najpierw leci zimna i moczy nasze ubrania.
- Wariat - śmieję się.
- Muszę się z panią zgodzić.
Przesuwam rękoma po jego klatce. Teraz to ja całuję go po szyi. Rozpina moje jeansy i sprawnie zsuwa je z moich nóg. Zdejmuje też swoje spodnie. Ciągle jestem przyparta do ściany tylko już w samej bieliźnie i czuję jak na mnie napiera. O Boże... Tak bardzo tego chcę.  Zsuwam jego bokserki. Pozbawia mnie mokrej bielizny. Całuje zachłannie w usta. Jeżdżę dłońmi po jego plecach. znów zostawiam paznokciami ślady. Brakuję mi powietrza, więc odrywam się od jego cudownych warg. Patrzę w jego niebieskie oczy.
- Są piękne
- Twoje również. - Palcami obrysowuje kontur moich oczu, później ust.  Rozwieram wargi a oczy przymykam. Oplatam jego pas nogami. Czuję jak powoli we mnie wchodzi.
- Ah... - wymyka mi się z ust jęk przyjemności. Robi to powoli i delikatnie. Dlatego to jest takie przyjemne.  Dlaczego dla niego łamię wszystkie zasady? Oddaję się tej cudownej przyjemności. Dochodzę równo z nim. Mój głos rozchodzi się jeszcze długo po łazience, ale w końcu wyrównuję oddech. Nie mogę ustać na nogach. Trzyma mnie w swoich ramionach. Wtulam się w jego tors jak dziecko. Bierze mnie na ręce i niesie do sypialni. Leżę na łóżku, kiedy ktoś puka.
- Chyba ty powinnaś otworzyć. To pan Payne- mówi Louis. Podnoszę się i ubieram. Całuję chłopaka w usta i idę do holu otwierając drzwi.
- Tak?
- Chciałem wyciągnąć cię do kina
- Poważnie? Szkoda bo ja właśnie zaraz będę wychodzić.
- A nie, no jasne. Może następnym razem.
- Dzięki za zaproszenie. Po prostu akurat mam randkę.
- Nie no oczywiście. - Żegna się ze mną i wychodzi.  Wracam do Louisa. Obejmuje mnie w tali.
- To z kim ta randka?
- Z przystojnym niebieskookim brunetem. - muskam jego usta.
- Szczęściarz niego.- Trzymam go za szyję i uśmiecham się. Co on ze mną robi… Całuje mnie lekko w usta.
- Chodź - kładziemy się na łóżku i oglądamy Titanica bo leci. Wtulam się w niego i płaczę. Zawsze ten film tak nam nie działa. Louis ociera moje łzy chusteczką.  Pociągam nosem i dochodzę do siebie.
- Okay, przewinię do tyłu będą żyć. Tak myślę gdy oglądam inne filmy. Ale to się stało naprawdę i nie da się nie płakać.
- Tak kochanie- całuje mnie w głowę.- Ale to już się stało i czasu nie dasz radę cofnąć.
- Wiem - przytulam się bardziej. Przejeżdża dłonią po moich plecach.
- Lou? - podnoszę głowę.
- Tak
- czy między nami jest tylko seks?
- Nie chcę tylko seksu.
- Ja też tego nie chcę.
- To co jest między nami?- pyta odgarniając mi włosy z twarzy,
- Odpowiem ci tak. W szkole wariuję jak mam siedzieć na lekcji i udawać, że jesteś tylko uczniem. Denerwuję się gdy idziesz na wagary bo ... jest dużo fajnych dziewczyn w twoim wieku. Ciągle o tobie myślę
- Nie chodzę na wagary, aby sypiać z dziewczynami. Nie sypiam z nikim oprócz ciebie. - Dzięki tym słowo zrobiło mi się cieplej na sercu.
- Ale ja nie mówię o sypianiu.
- Nie ma nikogo innego w moim życiu. Na serio.
- Więc co chcesz aby było? - przesuwam palcami po licznych jego tatuażach
- Chcę ciebie. - Całuję go czule w usta i otwieram oczy.
- A ja ciebie.= Uśmiecha się do mnie.  Ziewam cicho i przecieram oczy.
- Zmęczona?
- Tak trochę.
- To idziemy spać.- Okrywa nas kołdrą.
- Dobranoc Lou - mruczę kładąc głowę na jego klatkę. Tuli mnie do siebie. Oboje zasypiamy.

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 2

Jestem w szkole wcześniej. Zapisuję od razu temat lekcji na tablicy .Do klasy ktoś wchodzi. Obracam się zaskoczona obecnością o tej porze.
- Dzień dobry proszę panią.- Opieram się o biurko patrząc na Louisa.
- Drzwi mało nie poszły z zawiasów. Lubię swoje drzwi - posyłam mu uśmiech.
- Bardzo przepraszam. Nie chciałem ich uszkodzić.
- Oj chłopaku...
- Co takiego proszę pani?
- Jesteś jak znak zapytania - odwracam się do tablicy i kontynuuje zapisywanie.
- Przyniosłem pracę.
- Żartujesz? - odwracam się zaskoczona.
- Nie. A teraz do widzenia.
- Stój - łapię go za rękę. - Nigdzie nie idziesz.
- Bo...?
- Bo masz lekcję. Ze mną. A potem inne lekcje. Zostań. Początek roku, nie rób zaległości. - ciągle go trzymam.
- Jednak nie skorzystam.
- Louis do cholery. Proszę.
- Może innym razem. Co pani tak zależy?
- Jesteś moim uczniem to po pierwsze. Po drugie naprawdę inteligentnym chłopakiem. Po trzecie chciałam powtórzyć z tobą materiał.
- Nie mam dzisiaj czasu.
- Więc znajdź czas na szkołę. Wreszcie. No chyba że pieprzenie panienek zajmuje ci cały terminarz.
- Nie pieprze panienek.- Podchodzi do mnie.- A to, że jestem pani uczniem nie daje żadnych praw do osądzania.
- Nie osądzam. - warczę. - Ale mam prawo ci pomagać, też źle. Mam prawo normalnie rozmawiać, jeszcze gorzej a jak proszę to już w ogóle.
- Nie będę już przeszkadzał
- Zostajesz - wchodzi dyrektor. - Weź się wreszcie w garść Louis.
- Nie może mnie pan trzymać tutaj w brew mojej woli.  Do widzenia. - Wypuszcza go zrezygnowany. Po kolejnej kłótni z uczniem mam fatalny humor jednak po lekcjach idę do niego. Wchodzę na górę i staję przed mieszkaniem. Chcę zapukać, ale rękę trzymam w powietrzu. To głupie. Zanim zdążę zapukać drzwi się otwierając.
- Ymm hej. - opuszczam rękę i wbijam wzrok w podłogę.
- Dzień dobry proszę pani.
- Znasz moje imię.
- Nadal jestem tylko uczniem.
- W szkole
- Łączy nas coś oprócz szkoły, proszę pani?
- nie mówię że łączy - wzdycham. - Ale nie jesteśmy w szkole jasne? Przyszłam pogadać. Jako dziewczyna nie nauczycielka. Daj mi chwilę.
- Proszę- wpuszcza mnie do środka. Wchodzimy do środka. Od razu przypomina mi się niedawna noc.
- O czym chciała pani porozmawiać.- Louis stoi niebezpiecznie blisko mnie
- Ja ...Chciałam ci powiedzieć że - biorę głęboki oddech. - Ta noc była cudowna i niemożliwa do zapomnienia .
- Co to zmienia?
- Nie wiem ale źle się czuje gdy kogoś okłamuje .
- Mnie panie nie okłamuje. Jasno się pani wyraziła na temat naszych relacji.
- Nie rozumiesz. - ciągle patrzę w podłogę. Zawstydza mnie mój uczeń. - Jesteś świetnym chłopakiem i chcę ci pomagać. Nie chcę żebyś odrzucał moją pomoc. Zależy mi na normalnych relacjach.
- Nie chcę pomocy, nie potrzebuje jej.
- Jesteś taki zdolny... Lubisz coś robić? Masz jakąś pasję?
- Gram w piłkę i lubię muzykę. Po co pani to wiedzieć?
- Ugh Annie błagam czuję się jak stara baba od matmy .
- Nie przypominasz starej baby od matmy.- Opieram się o ścianę.
- Nie? Podobno mam lepsze nogi ale czy ja wiem. Jej sweterki robią furorę .
- Tak. Są bardzo śliczne, chyba moja babcia takie nosiła.- Zaczynamy się śmiać oboje . Uśmiecham się i niechcący kładę rękę na jego ramieniu.
- Może zacznę takie nosić to będą się na lekcjach skupiać.
- Frekwencja na twoich lekcjach spadnie o połowę.
- Aha czyli to co mówię w ogóle do raz nie dociera bo skupiacie się na...?
- Cudownych, długich nogach.- Kręcę głową .
- Trzeba coś z tym zrobić. - zauważam pianino. - Grasz?
- Tak.
- Zagrasz?
- Jeżeli chcesz.- Kiwam twierdząco głową. Wierzę że przez muzykę się otwiera . Siada do pianina i zaczyna grać. Naprawdę ma talent. Skupia się tylko na muzyce, reszta świata nie ma dla niego znaczenia. Siedzę przy mnie i obserwuję jego palce które muskają klawisze. Podnosi na chwilę głowę. W jego oczach nie widzę tego zbuntowanego chłopaka. Nie ma buntu, jest strach. Jakby bał się samego siebie.
- Co się dzieje Louis? - pytam zmartwiona.
- Nic.- Przestaje grać. Łapię jego rękę.
- Oczy nie kłamią wiesz?
- A co widać w moich? Bo ja jakoś tego nie rozróżniam.
- Strach. Czegoś się boisz.
- Niczego. - Kładzie ręce na kolanach.
- Pięknie grasz. - naciskam klawisz.
- Kiedyś chodziłem na lekcje.
- Komponujesz?
- Czasem.
- Zagrasz coś co skomponowałeś?
- To było coś co skomponowałem.
- Domyśliłam się Louis - śmieje się cicho.- Było piękne ale chcę jeszcze.
- Świat jest okrutny i nie daje nam wszystkiego czego chcemy.
- Proszę-  całuję go w policzek. Znowu dotyka klawiszy, a instrumentu wydobywa się piękna muzyka. Słucham opierając rękę o pianino. Uśmiecham się i z zamkniętymi oczami słucham Nawet nie wiem kiedy kończy się utwór. Leniwie podnoszę powieki. - Piękne.
- Dziękuję.- Wstaje od pianina. Patrzę na nuty. Próbuję grać ale mało wychodzi bo nie wiem co naciskać . Siada obok mnie i łapie moje dłonie. Delikatnie prowadzi mnie po klawiszach.
- Wydaje się łatwe jak ty grasz, a tak to czarna magia. - mówię cicho dalej naciskając klawisze z nim.
- To wcale nie jest takie trudne. -Kiwam głową. Przez dobrą godzinę próbuje mnie uczyć ale ja się śmieję bo to nie wychodzi.
- Jeszcze raz?
- No dobra - prostuję się i próbuję grać.
-Naprawdę to nie jest takie trudne.
- Dla kogoś z niską inteligencją jak moja jest. Te czarne kropki - tak nazywam nuty a Louis co chwilą wybucha śmiechem przez to. - nie śmiej się! Te czarne kropeczki są irytujące.
- Dzięki tym czarnym kropkom powstaje muzyka.
- Tak ale one się zlewają i..uggh aaa wyszło! - udaję mi się zagrać.
- Gratulacje- całuje mnie w policzek.
- A dziękuję, dziękuję - uśmiecham się.
- Jeszcze parę lekcji i możesz grać zawodowa
- Tak oczywiście,- Uśmiecha się do mnie. Takiego go można polubić. Miłego i prawdziwego Bardzo dobrze rozmawia się z nim na różne tematy.
- Nie jesteś głodna ?- Kiwam delikatnie głową że tak trochę.
- Mam wczorajszego kurczaka może go odgrzeje
- Nie przeszkadzam ci? - pytam idąc z nim do kuchni.
- Nie.
- To dobrze bo pada deszcz. Trochę tak nie chcę być mokra
- nie no jasne
- A poza tym fajnie się z tobą rozmawia. Szkoła mnie postarza.
- Nie sądzę.
- Ale ja wiem. Szkoła, dom. W domu sprawdziany, materiały, znów szkoła.
- Taka praca. Chcesz piwa? Co za dziwne pytanie do swojej wychowawczyni.
- Praca pracą. Moje życie takie jest. Rutyna. Chętnie - śmieję się. Podaje mi butelkę a sobie bierze drugą. Jemy obiad pijąc piwo. Czuję się wyluzowana. Powinnam zbierać się do domu ale nadal leje.
- Muszę iść. - zeskakuje z krzesła. - Masz jakąś bluzę...?
- zostań. Jutro sobota
- Serio? To już? Nareszcie.
- Tak. Myślałem że tylko uczniowie cieszą się aż tak  na weekend.
- Może nie powinnam się cieszyć. Weekend spędzę na czytaniu waszych prac.
- Ooo to kiepsko. Zero przyjemności.
- Noo. Zero. Ostatni dzień wakacji ostatni dzień jakiejkolwiek przyjemności.
- I aż trzeba czekać do następnych wakacji. Masakra.
- Jak się jest samym tak jest.
- Taka piękna pani sama.- Wyjmuję telefon i pisze do niego smsa "Nie slodź tak xx"
- Ale ja nie słodzę. - podchodzi do mnie i kładzie mi ręce na ramionach.- przyda ci się choć odrobina przyjemności.- delikatnie mnie masuje.
- Ooo ..- to przyjemne. Rozluźnia. Czuję jego ciepły oddech na mojej szyi, a po chwili czuły dotyk jego warg. Zamykam oczy. To jest jeszcze przyjemniejsze. Odchylam głowę dając mu lepszy dostęp. Przesuwa dłońmi w wzdłuż moich ramion aż do samych piersi. Rozwieram wargi. Wzdycham i teraz oddycham przez usta. Dotyka mnie delikatnie zaciskając palce. Rozpina guziczki mojej koszuli. Zsuwa ją z moich ramion.
- Lou - mruczę. Nie kontroluję siebie.
- tak Annie. - Zahacza o ramiączko mojego koronkowego stanika. Moja klatka unosi się nierównomiernie. Odsuwa krzesło na którym siedzę. Sadza mnie na stole i stoi między moimi nogami. Oplatam go w pasie nogami. Wsuwam palce w jego włosy. Całuje mnie w usta przyciskając  mnie do siebie. Czuję jak jego członek napiera  na moja kobiecość. Nawet przez materiał jego jeansów czuję jaki jest twardy. Jęk wymyka się z moich ust. Zdejmuję mu koszulkę. Zaczynam go całować po obojczyku Drżącymi palcami rozpinam jego spodnie. Wkładam rękę w jego bokserki i mocno ściskam jego męskość. Przesuwam dłonią po całej długości jego członka. Nie mogę uwierzyć że tak na mnie reaguje.
- Kurwa...- przekleństwo wyrywa mu się z ust. Całuję go po szyi i kontynuuje. Zeskakuje z blatu i klękam. Zasuwam jego spodnie wraz z bokserskim. Całuje jego czubek i biorę go do ust. Robię to bardzo sprawnie i szybko. Dochodzi po chwili. Wszystko to połykam. Podnosi mnie z kolan i sadza na barze w kuchni. Ściąga ze mnie resztę ubrań. Łapię się krańca blatu. Szybko znajduje się we mnie. Rozpycha mnie od środka. Krzyczę głośno odchylając głowę. O Boże jak mi dobrze. Jego ruchy są szybkie i zdecydowane. Pchnięcie za pchnięciem doprowadza mnie do krawędzi rozkoszy. Szybko i mocno. Jak ja uwielbiam taki seks. Nie wiem ile razy doszłam. Leżymy u niego na łóżku. Bladzi dłońmi po moim ciele. Kładę dłoń na jego klatce. Rysują palcami po jego tatuażach.
- Nie masz dość?
- Nie. - odpowiada zaciskając dłonie na moich udach. Uśmiecham się przygryzając wargę. Bawię się jego włosami.
- A ty- delikatnie mnie dotyka.
- Zdecydowanie nie...- dotykam jego dłoni. Całuje mnie w usta, a jego palce zastępuje jego męskość. Drażni się ze mną wchodząc tylko czubkiem. Mruczę niezadowolona. Dłonie trzymam na jego plecach i robię mu szramy.
- Jak ja się pokaże na wf.
- Coś wymyślisz skarbie. - całuję go w usta. Wchodzi we mnie. Od razu lepiej. Jęczę mu do ucha co jakiś czas powtarzając jego imię. Oddajemy się namiętności jeszcze dobrych parę godzin.