- Cześć Annie- do środka wchodzi tata Louisa.- Przywiozłem te zakupy
- Oo dziękuję - dreptam do niego jak kaczka normalnie.
- Zaniosę je do kuchni.- Śmieje się Eryk.- Pamiętam jak Victoria była w ciąży. Ledwo się ruszała na sam koniec ale i tak zrobiła przemeblowanie w całym domu
- Muszę się ruszać bo zastoję w miejscu. - idę za nim. - Nie wiem jak Louis wytrzymuje. Ciągle mam humorki. Jem i jeszcze często nie mam siły się ruszyć.
- Kocha to wytrzymuje.
- A ja nie chcę go tak męczyć. Musi się uczyć.
- On nigdy tak dobrze się nie uczył.- Siadam na krześle przy wyspie głaszcząc brzuch.
- Dziękuję za pomoc.
- Nie ma za co.- Całuje mnie w głowę jak prawdziwy tata. Uśmiecham się.
- Prawdę mówiąc to on zwariował na punkcie dzieciaków .
- Nie byłby moim synem. Ja już nie mogę się doczekać wnuków.
- Oj ja też bym już chętnie urodziła.
- Jeszcze ile z miesiąc?
- No tak na początku maja.
- To już nie długo.
- Tak.
- Zaraz będą wam te maluchy po domu biegać.
- Myśli że pan że Louis nie ma żalu że go zatrzymuje w domu. Chciał grać.
- Rezygnuje? Dlaczego?
- Nie..Znaczy rezygnuje tylko chyba na rok.
- nic nie mówił. Ale czemu? Przecież my możemy pomóc.
- Mówi że chce być w domu z nami. Przy dzieciach .
- Może już wyrósł z tego marzenia.
- Mam nadzieję że będzie grał.
- Ja też zawsze lubiłem jeździć na jego mecze
- Ja lubię obserwować jak gra. I w piłkę i na pianinie
- Zawsze miał do tego talent.
- Jest wyjątkowy.
- I spotkał wyjątkową kobietę.- Rumienię się nie wiedząc co powiedzieć. Takie komplementy mnie zawstydzają
- Ja będę szedł core... Annie.
- Dziękuję - wstaję i przytulam się.
- Nie masz za co.- Całuje mnie w głowę. Całuję go w policzek. Żegnamy się. Kontynuuje gotowanie obiadu. Maluchy się dzisiaj rozszalały.
- Jeju...- trochę to boli. Serio z chęcią bym już urodziła
- Tata wam musi pośpiewać jak wróci, bo się nie uspokoicie - mówię biorąc inną przyprawę . Louis potrafi zdziałać cuda. Oby jak się urodzą to też działało. Kończę gotowanie. Sprawdzam czy wszystko sprzątnęłam. Siadam na kanapie i czekam na Louisa.
- Błagam proszę to boli...- Do domu wraca Lou. Nareszcie
- Hej - zaczynam wstawać
- Siedź skarbie.- Podchodzi do mnie i całuje.
- Stęskniliśmy się. Jak tam?
- Dobrze. Też tęskniłem
- Mógłbyś im pośpiewać?
- Eee... jasne. Znowu kopią?
- Bardzo.. Ciągle.
- Urwisy. Może ja ci coś nagram na telefon.
- To bardzo dobre wyjście kochanie.
- To tak zrobimy.- Całuję go tym razem ja. Śpiewa naszym dzieciom a on się uspokajają. To cudowne jak on na nie działa.
- pewnie jesteś głodny.
- Na co ?
- Bardzo.- Wstaję i idę do kuchni. Poruszam się tak aby nie "zdenerwować" dzieci. Louis idzie za mną. Stawiam na stole obiad dla nas. Jemy razem. Po obiedzie siedzimy w salonie. Louis jeździ dłonią po mojej nodze. Wiem na co ma ochotę, ale czuję się grubo i nie chcę. Właśnie. Nie chcę pokazywać mu takiego ciała. Opieram głowę o jego ramię. Całuje mnie w głowę. Jego ręką dalej się nie zatrzymuje. Zamykam oczy. To jest przyjemne.
- Chodźmy na górę.- Idę z nim jednak wiem że się wstydzę. Całuje mnie w usta i powoli rozbiera
- Lou. - stoję spięta. Ja nie mogę patrzeć na swoje odbicie a co dopiero on.
- Nie chcesz?- Siada na łóżku.
- Chcę.
- A reagujesz inaczej. Więc o co chodzi.
- Ty nie będziesz chciał za chwilę .
- Co? Dlaczego?- Siadam obok niego.
- Ja jestem gruba.
- Z której strony.
- no przecież widzę. Coś okropnego - przytulam się.
- nie wygram w tej sprzeczce
- Przepraszam .
- Nie. Błagam tylko mnie nie przepraszaj.
- Będę. Musisz znosić marudę.
- Kocham tą marudę.- Uśmiecham się całując go w policzek. Obejmuje mnie ramieniem.- Skoro nie mam szans na seks z własną dziewczyną to wezmę i się pouczę
- Przepraszam - całuję go w usta.
- To uwłacza mojej męskości. Żeby mnie kobieta przepraszała, że nie ma ochoty.
- Ale ja mam ochotę. W tym rzecz. Tylko się wstydzę. - kładę dłoń na jego nodze bardzo blisko męskości.
- Tylko nie masz czego.
- Ty mnie nie widziałeś.
- Chodź tu.- Sadza mnie na swoich kolanach. Zaczyna mnie całować. Oddaję pocałunek trochę się tuląc. Ściąga ze mnie bluzkę nie przejmując się moimi protestami. Skutecznie ucisza mnie pocałunkami. Przechyla się na materac ciągnąc mnie za sobą. Opieram ręce o jego klatkę. Jeździ dłońmi po moim ciele zahaczając o moje spodnie. Rozpinam jego spodnie. Uśmiecham się widząc wybrzuszenie w jego bokserkach. Całuję go w usta. Zjeżdżam po jego klatce ustami. Zsuwam bokserki
- Wierzysz mi że nadal cię pragnę.
- Wierzę.
- To dobrze.- Zsuwa ze mnie spodnie,
Nie pozwalam mu nic więcej zrobić tylko pochylam się nad jego męskością
- Jezu... Annie.- Uśmiecham się wiedząc, że to da mu dużo przyjemności, Robię to dość szybko Połykam wszystko co mi daje. Całuję go w usta. Przekręca nas na materacu. Rozpina mi stanik i go zdejmuje. Zaczyna całować moją szyję i dekolt. Boże to takie przyjemne. Mruczę mu do ucha. Jeżdżę dłońmi po jego plecach. Oplatam go nogami w pasie. Chcę żeby już we mnie wszedł. Powoli łączy nasze ciała. Jakby czytał mi w myślach. Głośno jęczę z przyjemności. Wiję się pod nim. Doprowadza mnie do szaleństwa tymi powolnymi ruchami. Tak dawno tego nie robiliśmy. To przyjemna tortura. Krzyczę spełniona. Wbijam palce w plecy Louisa. Nie mogę długo złapać oddechu. Chowam twarz w jego szyi. Kładzie się obok mnie na łóżku i tuli do siebie. Obejmuję go zamykając oczy. O matko...To było cudowne. Całuje mnie w czubek głowy. Uśmiecham się do niego. Ręką jeżdżę po jego klatce
- Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham.- Uśmiecha się do mnie.
- Teraz to serio muszę się pouczyć
- Nie przeszkadzam.
- Tylko rozpraszasz.- Śmieję się i ubieram. Louis robi to samo. Siedzi przy stole nad książkami jak zwykle coś nuci. Leżę na sofię i go słucham. Uwielbiam to robić. Jego głos jest kojący. Powoli zasypiam. Przytulam się do poduszki. Obracam na prawą stronę i zasypiam.
o jeku jakie sweet <3
OdpowiedzUsuńSuper *.*
OdpowiedzUsuńŚwietny;)
OdpowiedzUsuńSuper <3
OdpowiedzUsuńFajnie,że tak dobrze im się układa :)
OdpowiedzUsuńsuper :)
OdpowiedzUsuń