Rok później
Dzisiaj są urodziny maluchów. Nie wiem w co mam ręce włożyć, a do tego musze mieć oczy dookoła głowy. Najgorzej jak chcą na schody wchodzić.
- Gdzie się panna wybiera.- Louis bierze Tolę na ręce.
- Ja ce tam!
- Tam nie wolno. Za malutka jesteś
- Plose. - wyrywa się.
- Nie wolno, słońce.- Biorę synka na ręce całując go w czoło. Sadzam chłopca na sofie, a Tola ląduje obok.
- Za ile sobie stąd znikną?
- Tak szacując za pięć minut będą przy schodach.
- Muszę zamontować tą bramkę.
- Koniecznie.
- Małe zbóje.- Louis całuje mnie w usta.- Ale chciałbym jeszcze jedno.
- Lou - uderzam go w klatkę śmiejąc się.
- Co?
- kiedyś może tak.
- Musimy to przedyskutować. To przecież same korzyści i przyjemności.
- No tak, ale wiesz ktoś tu do pracy miał iść.
- Przecież podpisałem ten kontrakt.
- No właśnie. - patrzę na sofę. - No nie...
- Nie zgubiliście kogoś- do salonu wchodzi Eryk z maluchami. Dzieciaki tulą się do swojego dziadka.
- To są urwisy.
- Kochane.- Całuje je w czoła i stawia na podłodze. - Zaraz przyjdzie trzeci do kolekcji. I już po chwili wbiega Ethan. Oni się bawią ja idę robić tort. Pomaga mi Lottie.
- Ale oni ich rozpieszczają.
- Bardzo. Ale też uczą. Nie są takie rozpieszczone jak mogłoby się zdawać. Patrz na Louisa. Nie jest zadufanym bogatym dzieciakiem.
- Wiem o tym - kiwam głową z uśmiechem.
- Dobry ten krem- stwierdza.
- Starałam się - śmieję się. Kończymy tort i bierzemy się za co innego
- Świetnie gotujesz.- Lottie podjada dosłownie wszystko
- Ktoś w tym domu musi. On mi inaczej spali kuchnię. Tak wiem że to słyszysz - mówię widząc Louisa.
- Umiem coś tam ugotować- pokazuje mi język.- Tata mówił, że twój chłopak ma przyjść.
- Tak, będzie.
- Fajnie, bo muszę z nim poważnie pogadać.- Dziewczyna przewraca oczami.
- Ty się lepiej trzymaj od niego z daleka- mówi podchodząc do starszego brata
- Spokojnie - mówię śmiejąc się. - Lou, ona jest dorosła.
- Właśnie Lou. DOROSŁA.
- Tak, ale to i tak mój braterski obowiązek.
- Pff, jasne. Spadaj.
- I tak mnie kochasz.- Pokazuje jej język.- I co Ethan mówił o siostrzyczce?
- Marzy mu się siostra - odpowiada dziewczyna.
- Mama! - Ethan wbiega do środka.
- Tak skarbie- Bierze syna na ręce.
- John zabrał mi zabawkę.
- To weź drugą. Tyle jest tych zabawek
- Ale to moja.
- Możesz się przecież podzielić. To twój brat.
- Wujek - wyciąga rączki. Louis bierze go na ręce.
- Kochaś mnie?
- Bardzo
- Ja ciebie teś.- Całuje go w czoło i udając samolot wychodzą z kuchni Potem przychodzą goście Te dzieciaki uwielbiają być w centrum uwagi
- Mamuś - Tola do mnie przychodzi ziewając
- Spać?
- Tiak.
- Ja czy tatuś?
- Tatuś i ty.
- Dobrze- Biorę ją na ręce.
- Tatuś choć- krzyczy. Louis podchodzi do nas
- Chodź, położymy ją.
- Śpiąca moja księżniczka
- Tiak tato.- Idziemy na górę. Kładziemy ją do łóżeczka. Przytula się do misia. Louis przykrywa ją kołderką i cichuteńko śpiewa. Stoimy nad nią aż usypia. Ustawiam elektroniczną nianię i wracamy na dół. Idziemy bawić się z chłopcami. Louis podrzuca do góry Jonathana Ten się śmieje głośno wystawiając do niego ręce. Są tacy podobni do siebie. Moi dwaj chłopcy. Lottie pomaga mi trochę posprzątać. Wieczorem idę pod prysznic. Louis czyta bajki dzieciom, a ja biorę długą kąpiel. Potem wchodzę do sypialni i padam w poprzek łóżka patrząc w sufit
- Hej skarbie- całuje mnie w ramię
- Hej - przytulam się.
- Śpią, po dwóch bajkach. Strasznie lubią jak się im czyta
- Zwłaszcza ty.
- Lubią też jak ty im czytasz.
- Ale ogólnie to uwielbiają ciebie słońce - całuję go w policzek.
- Ciebie też.- Uśmiecham się do niego.
- Kiedy zaczynasz grę?
- Za tydzień mam pierwszy trening.
- No dobra.
- No... mieliśmy o czymś dyskutować.
- Musisz mi przypomnieć co to było.
- Nowy dzidziuś.
- Ah - całuję go. - No to kiedyś tak.
- Kiedyś, czyli
- Kiedy będziesz w domu - jeżdżę po jego klatce i rozpinam guziki jego koszuli.
-ale ja jestem w domu.
- Ale ja mówię o tym, że teraz będziesz pracował. - całuję go w usta.
- Tak, ale na to też znajdę czas.
- Jesteś pewny? Oni mają dopiero rok.
- Tak, ale przecież damy sobie radę. - Bierze mnie na swoje kolana.- Ale jeżeli chcesz, możemy poczekać jeszcze z rok.
- Rok okay? - całuję go. - ciekawe by było gdyby znów to były bliźniaki.
- Wtedy byśmy zwariowali
- No wiem, ale to możliwe miśku.
- Wiem- Uśmiecham się patrząc mu w te cudowne oczy.
- Mam nadzieję, że kobiety kibice nie poderwą mi chłopaka.
- Czemu miałyby mnie podrywać.
- Bo jesteś bardzo, bardzo przystojny. A wiesz leci się na przystojnych piłkarzy.
- Ja i tak kocham ciebie.
- A ja ciebie - opieram dłonie o jego dłonie.
- Wyjdź za mnie- szepcze cicho. Patrzę mu w oczy zaskoczona i zdziwiona. Mrugam oczami. Odgarniam włosy i pochylam się prawie niedotykalnie a jednak muskam jego usta.
- Wyjdę.
- Poczekaj, bo mam nawet gdzieś pierścionek.
- Poważnie?
- Poważnie- wstaje z łóżka
- Planowałeś to?
- Tak od grudnia, ale stwierdziłem, że pomyślisz, że robię to ze względu na dzieci, a później jakoś mi nie wychodziły moje niespodzianki
- Nigdy bym tak nie pomyślała.
- Ale ja tak zakładałem. Jest...- Wyciąga pudełeczko ze swojej sportowej torby. Siadam na łóżku uśmiechając się. On jest słodki. - Tam nigdy nie zaglądasz
- No, wolę jak te rzeczy pierzesz sam. - śmieję się.
- Dlatego to była dobra kryjówka.- Zakłada pierścionek na mój palce.- Mogę wszystkie swoje rzeczy prać sam.
- Nie mam nic do twoich rzeczy. Oprócz tych po treningu - śmieję się całując go. - Jest cudowny. Ty jesteś cudowny
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.- Przytula mnie do siebie. Siadam mu na kolanach i go całuję. Oddaje moje pocałunki, ale po chwili przerywa nam płacz. Wstaję i idę do pokoju dzieci. Tola stoi w łóżeczku i wyciąga do mnie ręce.
- chodź kochanie - biorę ją. - co się stało?
- Potwol
- Jaki potwór? - zabieram ją do sypialni.
- Ciał zjeść cukielki
- O matko. To katastrofa.
- Tak. i zablać pana misia
- Bardzo zły ten potwór. Tu masz pana misia skarbie. - kładę ją na łóżku obok Lou.
- CO się stało?
- Potwór chciał zabrać jej misia.
- Nie dobry potwó. Tatuś obroni misia
- A mnie? - patrzy na niego niebieskimi oczkami.
- Oczywiście że tak.- Louis mocno ją przytula.
- To dobzie. Spimy.
- Tak śpimy- stwierdza rozbawiony Louis. Wtula się w niebo i zasypia. Przykrywam ich kołdrą.
- Wiesz, że zaraz mały zacznie płakać
- Właśnie po niego idę - dlatego się nie kładłam. Idę po synka. Biorę śpiącego chłopca i wracam do sypialni. Układam się obok niego. Obserwujemy nasze dzieci.
- Kupimy większe łóżko za rok
- Tak, zdecydowanie.
- One uwielbiają z nami spać.- Uśmiecham się do niego. Bierze moją rękę i całuje palce. Na nic więcej nie pozwalają nam dzieci między nami
- Dobranoc Lou. - mówię cicho
- Dobranoc kochanie- Uśmiecham się. Całuje córeczkę w czoło i zasypiam.
Dzisiaj są urodziny maluchów. Nie wiem w co mam ręce włożyć, a do tego musze mieć oczy dookoła głowy. Najgorzej jak chcą na schody wchodzić.
- Gdzie się panna wybiera.- Louis bierze Tolę na ręce.
- Ja ce tam!
- Tam nie wolno. Za malutka jesteś
- Plose. - wyrywa się.
- Nie wolno, słońce.- Biorę synka na ręce całując go w czoło. Sadzam chłopca na sofie, a Tola ląduje obok.
- Za ile sobie stąd znikną?
- Tak szacując za pięć minut będą przy schodach.
- Muszę zamontować tą bramkę.
- Koniecznie.
- Małe zbóje.- Louis całuje mnie w usta.- Ale chciałbym jeszcze jedno.
- Lou - uderzam go w klatkę śmiejąc się.
- Co?
- kiedyś może tak.
- Musimy to przedyskutować. To przecież same korzyści i przyjemności.
- No tak, ale wiesz ktoś tu do pracy miał iść.
- Przecież podpisałem ten kontrakt.
- No właśnie. - patrzę na sofę. - No nie...
- Nie zgubiliście kogoś- do salonu wchodzi Eryk z maluchami. Dzieciaki tulą się do swojego dziadka.
- To są urwisy.
- Kochane.- Całuje je w czoła i stawia na podłodze. - Zaraz przyjdzie trzeci do kolekcji. I już po chwili wbiega Ethan. Oni się bawią ja idę robić tort. Pomaga mi Lottie.
- Ale oni ich rozpieszczają.
- Bardzo. Ale też uczą. Nie są takie rozpieszczone jak mogłoby się zdawać. Patrz na Louisa. Nie jest zadufanym bogatym dzieciakiem.
- Wiem o tym - kiwam głową z uśmiechem.
- Dobry ten krem- stwierdza.
- Starałam się - śmieję się. Kończymy tort i bierzemy się za co innego
- Świetnie gotujesz.- Lottie podjada dosłownie wszystko
- Ktoś w tym domu musi. On mi inaczej spali kuchnię. Tak wiem że to słyszysz - mówię widząc Louisa.
- Umiem coś tam ugotować- pokazuje mi język.- Tata mówił, że twój chłopak ma przyjść.
- Tak, będzie.
- Fajnie, bo muszę z nim poważnie pogadać.- Dziewczyna przewraca oczami.
- Ty się lepiej trzymaj od niego z daleka- mówi podchodząc do starszego brata
- Spokojnie - mówię śmiejąc się. - Lou, ona jest dorosła.
- Właśnie Lou. DOROSŁA.
- Tak, ale to i tak mój braterski obowiązek.
- Pff, jasne. Spadaj.
- I tak mnie kochasz.- Pokazuje jej język.- I co Ethan mówił o siostrzyczce?
- Marzy mu się siostra - odpowiada dziewczyna.
- Mama! - Ethan wbiega do środka.
- Tak skarbie- Bierze syna na ręce.
- John zabrał mi zabawkę.
- To weź drugą. Tyle jest tych zabawek
- Ale to moja.
- Możesz się przecież podzielić. To twój brat.
- Wujek - wyciąga rączki. Louis bierze go na ręce.
- Kochaś mnie?
- Bardzo
- Ja ciebie teś.- Całuje go w czoło i udając samolot wychodzą z kuchni Potem przychodzą goście Te dzieciaki uwielbiają być w centrum uwagi
- Mamuś - Tola do mnie przychodzi ziewając
- Spać?
- Tiak.
- Ja czy tatuś?
- Tatuś i ty.
- Dobrze- Biorę ją na ręce.
- Tatuś choć- krzyczy. Louis podchodzi do nas
- Chodź, położymy ją.
- Śpiąca moja księżniczka
- Tiak tato.- Idziemy na górę. Kładziemy ją do łóżeczka. Przytula się do misia. Louis przykrywa ją kołderką i cichuteńko śpiewa. Stoimy nad nią aż usypia. Ustawiam elektroniczną nianię i wracamy na dół. Idziemy bawić się z chłopcami. Louis podrzuca do góry Jonathana Ten się śmieje głośno wystawiając do niego ręce. Są tacy podobni do siebie. Moi dwaj chłopcy. Lottie pomaga mi trochę posprzątać. Wieczorem idę pod prysznic. Louis czyta bajki dzieciom, a ja biorę długą kąpiel. Potem wchodzę do sypialni i padam w poprzek łóżka patrząc w sufit
- Hej skarbie- całuje mnie w ramię
- Hej - przytulam się.
- Śpią, po dwóch bajkach. Strasznie lubią jak się im czyta
- Zwłaszcza ty.
- Lubią też jak ty im czytasz.
- Ale ogólnie to uwielbiają ciebie słońce - całuję go w policzek.
- Ciebie też.- Uśmiecham się do niego.
- Kiedy zaczynasz grę?
- Za tydzień mam pierwszy trening.
- No dobra.
- No... mieliśmy o czymś dyskutować.
- Musisz mi przypomnieć co to było.
- Nowy dzidziuś.
- Ah - całuję go. - No to kiedyś tak.
- Kiedyś, czyli
- Kiedy będziesz w domu - jeżdżę po jego klatce i rozpinam guziki jego koszuli.
-ale ja jestem w domu.
- Ale ja mówię o tym, że teraz będziesz pracował. - całuję go w usta.
- Tak, ale na to też znajdę czas.
- Jesteś pewny? Oni mają dopiero rok.
- Tak, ale przecież damy sobie radę. - Bierze mnie na swoje kolana.- Ale jeżeli chcesz, możemy poczekać jeszcze z rok.
- Rok okay? - całuję go. - ciekawe by było gdyby znów to były bliźniaki.
- Wtedy byśmy zwariowali
- No wiem, ale to możliwe miśku.
- Wiem- Uśmiecham się patrząc mu w te cudowne oczy.
- Mam nadzieję, że kobiety kibice nie poderwą mi chłopaka.
- Czemu miałyby mnie podrywać.
- Bo jesteś bardzo, bardzo przystojny. A wiesz leci się na przystojnych piłkarzy.
- Ja i tak kocham ciebie.
- A ja ciebie - opieram dłonie o jego dłonie.
- Wyjdź za mnie- szepcze cicho. Patrzę mu w oczy zaskoczona i zdziwiona. Mrugam oczami. Odgarniam włosy i pochylam się prawie niedotykalnie a jednak muskam jego usta.
- Wyjdę.
- Poczekaj, bo mam nawet gdzieś pierścionek.
- Poważnie?
- Poważnie- wstaje z łóżka
- Planowałeś to?
- Tak od grudnia, ale stwierdziłem, że pomyślisz, że robię to ze względu na dzieci, a później jakoś mi nie wychodziły moje niespodzianki
- Nigdy bym tak nie pomyślała.
- Ale ja tak zakładałem. Jest...- Wyciąga pudełeczko ze swojej sportowej torby. Siadam na łóżku uśmiechając się. On jest słodki. - Tam nigdy nie zaglądasz
- No, wolę jak te rzeczy pierzesz sam. - śmieję się.
- Dlatego to była dobra kryjówka.- Zakłada pierścionek na mój palce.- Mogę wszystkie swoje rzeczy prać sam.
- Nie mam nic do twoich rzeczy. Oprócz tych po treningu - śmieję się całując go. - Jest cudowny. Ty jesteś cudowny
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.- Przytula mnie do siebie. Siadam mu na kolanach i go całuję. Oddaje moje pocałunki, ale po chwili przerywa nam płacz. Wstaję i idę do pokoju dzieci. Tola stoi w łóżeczku i wyciąga do mnie ręce.
- chodź kochanie - biorę ją. - co się stało?
- Potwol
- Jaki potwór? - zabieram ją do sypialni.
- Ciał zjeść cukielki
- O matko. To katastrofa.
- Tak. i zablać pana misia
- Bardzo zły ten potwór. Tu masz pana misia skarbie. - kładę ją na łóżku obok Lou.
- CO się stało?
- Potwór chciał zabrać jej misia.
- Nie dobry potwó. Tatuś obroni misia
- A mnie? - patrzy na niego niebieskimi oczkami.
- Oczywiście że tak.- Louis mocno ją przytula.
- To dobzie. Spimy.
- Tak śpimy- stwierdza rozbawiony Louis. Wtula się w niebo i zasypia. Przykrywam ich kołdrą.
- Wiesz, że zaraz mały zacznie płakać
- Właśnie po niego idę - dlatego się nie kładłam. Idę po synka. Biorę śpiącego chłopca i wracam do sypialni. Układam się obok niego. Obserwujemy nasze dzieci.
- Kupimy większe łóżko za rok
- Tak, zdecydowanie.
- One uwielbiają z nami spać.- Uśmiecham się do niego. Bierze moją rękę i całuje palce. Na nic więcej nie pozwalają nam dzieci między nami
- Dobranoc Lou. - mówię cicho
- Dobranoc kochanie- Uśmiecham się. Całuje córeczkę w czoło i zasypiam.