sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 14

Zapinam kurtkę Toli i poprawiam czapkę Jonathana. Jestem praktycznie spóźniona
- Błagam, idźcie ostrożnie do szkoły.
- Tak mamo- Całuje ich czoła i daje plecaki. Wychodzą, a ja zabieram kluczyki i jadę do liceum Wchodzę do szkoły równo z dzwonkiem Biorę dziennik i idę do klasy, której jestem wychowawczynią. Sprawdzam obecność. Wow... sto procent frekwencji
- Co się stało że dzisiaj wszyscy są? - pytam poprawiając bluzkę. Jak nie kupię większych ubrań oprócz szerokich bluz Lou to mnie szlag trafi.
- Tak wyszło proszę panią.
- O czym chcecie dziś rozmawiać?
- A nie możemy mieć wolnej lekcji?
- Nie. Możecie wybrać temat. - opieram się o biurko patrząc na boisko.  Louis trenuje uczniów
- To może zorganizowalibyśmy przedstawienie na święta- proponuje najlepsza z uczennic.- Za pieniądze z biletów można by było pojechać na wycieczkę.
- Ooo, bardzo dobry pomysł. I moglibyśmy zaangażować też nauczycieli.
- Tak.- Zaczęliśmy dyskusje.- Ktoś mógłby napisać scenariusz i może pan Tomlinson pomógłby przy muzyce.
- Porozmawiam z nim.- Cała lekcja mija nam na planowaniu.Kończę lekcję. Uczniowie wychodzą a ja zbieram rzeczy.
- Hej kochanie- Louis zabiera ode mnie zeszyty
- Hej - całuję go w usta. - to nie jest ciężkie.
- Ale i tak poniosę. Idziemy w jednym kierunku.
- Mam do ciebie prośbę.
- Dla ciebie wszystko
- Chcemy zrobić przedstawienie. Chciałbyś zając się muzyką?
- Przecież, od muzyki jest Harry.
- Ale ja chciałabym prosić ciebie.
- Oh... No dobra. To nie moja bluza?- Całuję go w policzek uśmiechając się niewinnie. - Szukałem jej dzisiaj rano
- No przepraszam, ale ja naprawdę nie mam się w co ubrać.
- To idź na zakupy. Lottie wyciąga cię od tygodnia. Mam zawody w ten weekend, nie będzie mnie.
- Ale ja nie mam czasu. Z dziećmi siedzę, sprawdzam sprawdziany. Szkoda. A w ogóle to masz teraz wf?
- Nie okienko.
- Jaa też. I wiesz co? Pustą salę. I gabinet.
- Jak za czasów liceum, tylko brakuje dreszczyk emocji, że ktoś nakryje
- No widzisz. - całuję go. To coś normalnego dla uczniów. Ogólnie ta szkoła jest nasza, a Lottie to dyrektor. Ciekawie.
- Z chęcią kochanie, ale nie mogę.
- Bo?
- Bo muszę iść na te durne zaliczenia. Jak można mieć warunek z wf
- To trzeba być wybitnie uzdolnionym.
- Tak i malować na każdej lekcji paznokcie.
- O Boże - jęczę. - Współczuje, ale idę z tobą.
- Jasne. Podejrzewasz mnie o coś?
- Zwariowałeś czy zwariowałeś?
- Na twoim punkcie
- Aww, słodki jesteś.
- Tak i ty idziesz na wywiadówkę do dzieciaków
- Louuu - łapię go za rękę.
- Co? Ta nauczycielka mnie nie lubi
- Dlaczego?
- A ja wiem. Pewnie za to, że niechcący obrysowałem jaj zderzak i oblałem kawą.
- Sierota - wywracam oczami wchodząc z nim na salę gimnastyczną. Blondii Jeden piszczy witając się z nim.
- Masz zamiar ćwiczyć w tych butach?
- Ładniejszych nie znalazłam - Stoję za plecami męża obejmując go i śmiejąc się w jego koszulkę.
- Trampki, adidasy, klapki. Wszystko byle nie buty na obcasie.
- Ugh, mogę na bosaka.
- Tak- Stoję przy nim gdy ten daje jej zadania do wykonania.
- Stwierdzam że jestem sprawniejsza w ciąży.
- Mój tata jest sprawniejszy od niej
- To wiedzą wszyscy.  No halo wychował nasze dzieci - zaczynam się śmiać.
- Tak. To zły przykład. Mogę jej zaliczyć bo mam dość?
- Ty tu rządzisz kochanie
- Zaliczone. Nie musisz już chodzić na wf
- Super! Chociaż nie. Nie będę pana widywać..
- Masz gwarantowaną tróję na świadectwie. - Blondynka wychodzi z uśmiechem.
- Zapewniłem sobie dwa lata spokoju.  Całuję go w usta z uśmiechem.
- Kocham. Cię. Bardzo.
- Ja ciebie też.
- To dobrze. Tam z prawej strony na zderzaku może ci  się wydawać że jest wybite
- Zadzwonię do mechanika.
- Uff chyba masz dobry humor.
- Pozbyłem się tej blondynki. Słyszałaś co zrobiła Harry'emu
- Co?
- Usiadła mu na biurku, zaczęła się do niego dobierać i stwierdziła, że chce lepszą ocenę. Przy całej klasie.
- Ma temperament. My nasze córki wychowamy na mądre dziewczyny.
- Oczywiście, żeby dobierać się do nauczyciela.
- To chore. Wiem. Ale nie które blondynki tak mają. Będą bliźniaczki idę coś zjeść - mówię i wychodzę z sali.
- Dwie?
- Noo. Jeden plus jeden to dwa.
- Miałem piątkę z matmy. Je pierdole.- Louis kładzie się na ławce pod ścianą. Opieram się o drzwi patrząc na niego.
 - Co takiego?
- Nic. Jestem w szoku
- Haha widzę. To się ten odszokuj a ja serio idę jeść - wychodzę.
- Tak kochanie
Po lekcjach jedziemy po dzieciaki. Louis krytycznie przygląda się aucie
- Nie moja wina tak? Sam się uderzył w słup.
- Tak kochanie. Slupy chodzą. Moje biedne kochanie.
- Mnie powinieneś przytulać a nie auto. A gdybym tak miała wypadek?
- Mówiłem nie wsiadaj za kółko.
- Louis !- dostaje po głowie.
- Za co kobieto?
- Za całokształt.
- Z tobą czasem nie idzie wytrzymać.- Obejmuje mnie w tali.
- Rozwiedź się - mruczę. To hormony .
- Oczywiście. Zwariowałbym bez ciebie.- Wyciąga telefon.- Tato odebrałbyś bliźniaki ze szkoły?... Tak, mam bardzo pilną rzecz... Seks z żoną... Jesteś wspaniały...
- Jesteś bardzo bezpośredni.
- Bardzo.- Całuje mnie w usta. Trzymam go za szyję oddając pocałunki. Opiera mnie o swój kochany samochodzik i wsadza dłonie pod moją, to znaczy jego bluzę. Przechodzą mnie przyjemne dreszcze gdy bladzi dłońmi po moim ciele.
- Dzień dobry pani Tomilinson, trenerze.- Słyszymy naszą uczennicę.
- Dzień dobry. Louis musimy wracać do domu.
- Tak. Koniecznie.- Wsiadamy do auta i mój mąż odjeżdża.
- Dobierałem się na oczach uczniów do żony.
- Bo to pierwszy raz.
- Czasem czuję się jak licealista
- Dla mnie jesteś forever young.- Całuje mnie w usta.
- Wiesz ty masz tylko 27 lat.
- Aż taki stary nie jestem. Kurwa...- Gwałtownie hamuje bo ktoś wymusił mu pierwszeństwo.
- Boże.
- Nic ci nie jest?
- Nie.. - rozpinam pas który mocno wbił się w moje ciało.
- Idiota jebany. Kto mu prawko dał.
- Jedź..Tylko spokojnie.
- Tak skarbie.- Powoli jedziemy do domu. Wysiadam z auta i biorę chłopaka za rękę. Idziemy do środka.
- Na pewno nic ci nie jest?
- Nie. Może będę mieć siniaka .- Lekko całuje mnie w usta. Widzę, że ma popsuty humor. Przytulam się do niego. Ostatnio w ogóle jest jakiś nieswój.
- Masz jakieś problemy? - pytam w końcu.
- Nie? Czemu pytasz?
- Nie wiem. Struty chodzisz.
- Te zawody. Wiesz chcemy zdobyć puchar.- Uśmiecha się lekko.
- Może przyjedziemy wam kibicować?
- Może. Byłoby miło.
- Pojedziemy z tobą. - zdejmuje bluzę.
- Fajnie
- Jesteś głodny?
- Bardzo.- Idę do kuchni. Zaczynam robić obiad . Louis siedzi przy stole.
- Dostałem propozycje pracy,
- Czyli jednak o coś chodzi. Zapewne w jakimś klubie i musisz wyjechać .
- Na półtorej roku.
- Gdzie?
- Barcelona.
- Chcesz to jedź. Mówiłam ci kiedyś że nie będę cię zatrzymywać. Jak chcesz to pojedziemy z tobą.
- Tylko będę znów jeździł po świcie.
- Żadna nowość .
- Z jednej strony chcę pojechać, a z drugiej wolałbym zostać z wami. Później co kolejny kontrakt i będzie to się ciągnąć, dopóki nie będę za stary na granie. Opieram ręce o blat i na niego patrzę.
 - Zrobisz jak uważasz. Tylko szkoda mi dzieci.
- Powiedz, żebym nie jechał. - Patrzę mu w oczy. Nie chcę być egoistką. Chętnie zatrzymałabym go siłą.
 - Chcę żebyś został.
- Czyli sprawa jest prosta.
- Będziesz miał żal? - idę do niego.
- Nie. Nigdy.
- Obiecujesz mi to? - dotykam jego policzka .
- Obiecuje
- Kocham cię - całuję go czule w usta.
- Ja ciebie też. Co tam bycie sławnym piłkarzem jeżeli ma się taka żonę
- Ale głupoty gadasz - wtulam się w niego siedząc mu na kolanach.
- prawdę
- Jesteś wspaniały.
- Jeszcze by cię jakiś uczeń poderwał
- I musisz mnie pilnować mężu.
- Tak -Całujemy się gdy wybiegają dzieci .
- Tato, podpisz tu i nie czytaj - chłopak daje mu chyba wykaz ocen. - I dostałem dzisiaj dwie uwagi ale nie przejmuj się.
- Jasne też taki byłem.
- Gorszy - patrzę na niego krzywo.
- W podstawówce byłem grzeczny- Louis pokazuje mi język.
- No tak. Potem wyrósł taki diabeł.
- Nie przeszkadzało ci to jakoś
- Już. Koniec temat .- całuję go szybko w usta i wstaje.
- Tolu a jak twoje oceny.
- Lepsze od jego tato.
- bo dziewczynki zawsze są mądrzejsze
- Tak - całuje go w policzek.
- A teraz chodzi pograsz z tatą na fortepianie.- mówi do Jonathana
- Już - odkłada zeszyt i idą do salonu. Uśmiecham sie słysząc jak grają.
- Mamo, a mówiłaś tacie o siostrzyczkach?
- Tak.
- I co?
- Cieszy się.  Może upieczemy ciasteczka.
- Dobra mamo.- Zabieramy się do roboty. Robimy ciastka i to dość dużo.
- ale pyszności
- Daj! - mój synek od razu zabiera siostrze słodycze.
- Jezu... przecież dla wszystkich starczy,
- Ty jesz potrójnie - chłopiec wystawia mi język.
- Ty poczwórnie.
- Po tacie.
- CO znowu ja? Ooo ciastka- Obie zaczynamy się śmiać. Chłopaki biorą ciastka.
- Jutro ja odbieram dzieciaki.
- Okay, ja idę do lekarza.
- Tak i później na zakupy.
- Ale mogę nosić twoje bluzy
- To ja będę musiał pójść na zakupy. Chcę, żeby moja żona wyglądała jak moja żona. Zdecydowanie lubię twoje sukienki.
- Fuj... zakochani dorośli- jednomyślnie stwierdzają bliźniaki. Śmieję się i całuję męża w usta.
- Patrz zmyły się- śmieje się Louis wprost do moich ust
- Widocznie to jest blee - oplatam jego kark
- Nie wydaje mi się.
- Dla nich.
- I niech będzie jeszcze przez długi czas
- Tak - dalej się całujemy.
- Wolę ciebie niż ciastka
- Zdecydowanie jesteś słodszy.
- Nie wiedziałem. - Louis sadza mnie na blacie.
- Braciszku- słyszymy Lottie.
- Słucham? - opiera czoło o moje.
- Popilnowalibyście Ethana. Przeszkodziłam?
- Niee. Jasne. - uśmiecham się. - Może nawet na noc zostać.
- Dzięki. Cudowni jesteście. Ooo ciastka
- Tak, weź sobie.
- O super. Idę bo mam randkę z Harry'm.
- Z jakim Harry'm?! - Louis się wyprostował.
- No z Harry'm Stylesem. Uczy muzyki.
- O nie, nie. Nie ma mowy.
- Za późno już się z nim umówiłam.
- Nie. Pójdziesz. Z nim. - Śmieje się głośno.
- Ale Ethan go lubi, mi się z nim genialnie rozmawia.
- Louis, kochanie. To Harry, to idiota. Nikt groźny.
- Eh... No dobra, ale w weekend weźmiesz bliźniaki.
- Oczywiście. Z przyjemnością.
- A zapomniałam- całuje go w policzek.- Wujkiem będziesz.
- Co? - robi duże oczy.
- W-U-J-K-I-E-M - powoli literuje jedno słowo
- Z Harry’m no serio? To kretyn.
- Spotkałam gorszych kretynów.
-Jakoś tak dziwnie...Podrywał Annie.
- Miał osiemnaście lat. Braciszku to stare dzieje. On serio się zmienił. Jest kochany i odpowiedzialny.
- Idź weź w ogóle już mi nic nie mów
- Ethan i Harry bardziej się cieszyli.
- Ale ja jestem Louis.
- Dobrze, że z własnych dzieci się cieszysz- dziewczyna pokazuje mu język i wychodzi
- Z siostrzeńca też się cieszę, ale Harry...
- No, kochają się.
- Ale, to Harry. Chociaż on lepszy niż Liam
- Nie przypominaj.
- Nadal mam ochotę go zabić. Nie wierzę, że on może być ojcem tak wspaniałego dzieciaka.
- Ty wiesz kto jest moim tatą- mówi Ethan Patrzymy zaskoczeni na chłopca. - Wujku powiedz mi.
- Tak...Ale Harry będzie lepszym tatą.
- Ale nie jest moim prawdziwym tatą.
- Tak, ale ten facet to ktoś o kim nie powinno się pamiętać.
- Mówicie jak mama.- Wściekły chłopiec wychodzi z kuchni. Idę za nim i biorę za rękę.
- Ethan, kochanie ale taka jest prawda. Ten pan skrzywdził twoją mamę.
- Ale to nadal mój tata.
- Nie można tak nazwać człowieka który zmusił dziewczynę do seksu. Wiem że wiesz co to jest.
- Chcę go poznać by powiedzieć mu, że go nienawidzę. Wiem co zrobił mamie.
- Ale my nie wiemy gdzie on jest
- Ale wiecie kto to jest.
- Były dyrektor szkoły.
- Dziękuję- mówi cicho. Całuję go w czoło.
- Chcesz ciastka?
- Nie ciociu. Pójdę na górę.
- Dobrze. - Chłopiec wstaje ze schodów i idzie na górę, ja wracam do Luisa.
- Już
- To mądry chłopak. Ona, źle robi, że nigdy nie mówi mu prawdy
- Teraz już wie.
- Tak. Ale powinien usłyszeć to od niej.
- Powinien. - przytulam się do niego.
- Myślałem, że go zabiję jak tylko powiedziała co jej zrobił. Przez pięć miesięcy ukrywała to, znosiła jak ją poniżał i gnębił, a ja nigdy nie wziąłem jej w obronę. Liczyli się dla mnie tylko znajomi.
- To błędy młodości.
- Których żałuje najbardziej. - Głaszczę go po policzku i wzdycham. Całuje go w to miejsce. Nic nie mogę na to poradzić. Tuli mnie do siebie. Słucham jak biję jego serce
- Może pojedziemy do kina na jakąś bajkę
- Taak, będzie super. – śmieję się
- No a jak ma być
- No przecież. - Całuje mnie w usta. Zbieramy dzieciaki i jedziemy do kina.- Kochanie nie bierz jutro tego auta.
- Dlaczego?
- Bo ma słabe hamulce jutro zawiozę je do mechanika.
- Dobrze. Mamy jeszcze dwa inne.
- Tak tylko uprzedzam.- Całuję go. W kinie oglądamy bajkę. Dzieciaki są zadowolone. Podoba im się. - Proponuje pizzę.
- Super tato.
- Ale do pizzerii przejdziemy się piechota.
- Dobra. - dzieciaki idą przed nami.
- Wolę nie ryzykować.- Louis obejmuje mnie ramieniem. Obejmuję go ręką w pasie i przytulam się. Całuje mnie w czoło.
- Kocham cię - splatam z nim palce.
Na ulicy wyglądamy trochę dziwnie. Mimo że jestem starsza od Lou o 5 lat, to widać różnicę. Ale mnie to nie krępuje, a krzywe spojrzenia mnie nie obchodzą. Kocham go i tylko to się liczy. Idąc do pizzerii spotykają nas fotoreporterzy. Jak zawsze. Kurczę czy my to rodzina Beckhamów?  Louis skutecznie ich ignoruje.
- Tola! Fajnie być córką znanego taty? - pytają nasze dzieci.
- Chodź-  Louis ciągnie dziewczynkę za rękę.
- Annie nie boisz się zdrad gdy Louis wyjeżdża?! - przekrzykują się. Widzę jak Louis robi się coraz bardziej wściekły.
- Kochanie spokojnie - trzymam go za rękę.
- Mam ich dość.- wchodzimy do środka lokalu.
- Wiem. - Siadamy do stolika.- Ta trójka decyduje.- Dzieciaki naradzają się i zamawiają pizzę.
- Bez deseru?- pyta Louis
- Ej, nie. Ja chcę lody - mówi Tola a chłopcy się z nią zgadzają.
- To jeszcze lody. Tyle gałek ile oni chcą i do picia proszę colę. Kelner uśmiecha się zapisując wszystko i odchodzi. Cała trójka uśmiecha się szeroko. Zaczynają rozmawiać i opowiadają sobie rożne historie. Opieram głowę o jego ramię.- Wyjechałbym tylko na jeden miesiąc. Kilka treningów i jeden mecz. Co ty na to?
- Ale jeden miesiąc?
- tylko jeden. Po świętach.
- dobrze.
- Dziękuję
- Jestem bardzo ugodowa - śmieję się.
- Tak Bardzo.- Kładę mu dłoń na nodze i patrzę  przez okno. Całuje mnie w policzek i przypatruje się dzieciom. Jemy naszą kolację, a potem wracamy do domu.
- Mam czytać wam bajkę ?- pyta Louis.
- Zaśpiewaj - cała trójka leży na łóżku w gościnnym .
- O no dobra.- Opieram się o drzwi słuchając. Dzieciaki zasypiają jak zaczarowane. Louis wychodzi z pokoju.- Czasem mam wrażenie, że nadal są takie malutkie
- Zawsze będą. Będą dorosłe a dla nas to będą nasze maluchy które biegały do schodów.
- Tak nasze maluchy..- Całuję go w usta uśmiechając się. Idziemy do łazienki. Louis szykuje dla nas kąpiel.- Jak teraz ktoś nam przeszkodzi, to stwierdzę, że to jakiś spisek
- Do trzech razu sztuka co prawda. Ale mam nadzieję że to się nie sprawdzi .- Louis śmieje się i przyciąga mnie do siebie.
- Jezu jak ja się cieszę że trafiłam na takiego cudownego ucznia .
- Nie byłem jeszcze wtedy uczniem
- Cieszę się że poszłam wtedy. Tobą .
- Cieszę się, że wtedy trafiłem na ciebie
- Kocham cię.
- Ja ciebie każdego dnia mocniej.- Uśmiecham się i go Całuję. Powoli mnie rozbiera. Nie jestem mu dłużna. Wchodzimy do wody. Trzyma mnie w swoich ramionach i całuje w kark. Siadam mu na kolanach przodem do niego. Całuje mnie lekko w usta. Oddaję pocałunek. Bladze dłońmi po jego ciele. Ostatnio, rzadko mamy czas dla siebie. Często jesteśmy skupieni na dzieciach i pracy. Coraz zachłanniej mnie całuje, a ja zapominam o całym świecie. To co się dzieje w tej łazience odbiera mi zdolność myślenia. Później spędzamy długie godziny w naszym łóżku
- O matko... - patrzę na zegarek. 4 rano.
- Jak my jutro wstaniemy?- śmieje się Louis
- Ja to w ogóle nie wstaję. Czuję się zbyt obolała - całuję go w usta.
- Oj... przepraszam. Robimy sobie wagary?
- Jak je spędzimy?
- Nie wiem. Zakupy. Cały dzień z dzieciakami. Pomyślę nad muzyką do waszego przedstawienia, Wiem kto  wam pomoże z dekoracjami.
- Kto?
- Moja drużyna. Ostatnio spowodowali bójkę. Kara musi być
- Świetny pomysł - ziewam. - Zakupy bardzo dobry pomysł. I nad muzyką się zastanów
- A teraz spaciu.- Układam się w jego ramionach i zasypiam.

5 komentarzy:

  1. czytam i nie mogę skończyć GENIALNY <3
    +
    zapraszam do siebie: http://revenge-harry-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Super <3
    Lou taki kochany :D
    Ale martwia mnie troche te samochody,mam zle przeczucia :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham <3
    Boże to jest tak zajebiste ze ciagle czytam wszystkie rozdziały

    OdpowiedzUsuń