środa, 31 grudnia 2014

Rozdział 15

Rano budzą nas dzieciaki.
- Ciociu zaspaliśmy do szkoły.
- Macie wolne. - mówię okrywając się bardziej kołdrą.
- Super.
- No, idźcie na dół zaraz przyjdziemy.- Zadowolone wychodzą z pokoju. Opadam na poduszkę. Ja dopiero zasnęłam...Louis to się nawet nie obudził. Wtulam się w niego i znowu zasypiam Budzimy się dopiero około 12. Nasze dzieci śniadanie umieją robić. Grzecznie bawią się w salonie. Nalewam kawy do kubków ziewając. Louis obejmuje mnie w tali.
- Boże... czy my aż tak bardzo się postarzeliśmy?
- Postarzeliśmy? Kotku ty 30 nie masz na karku. - całuję go w usta.
- Ale wcześniej mieliśmy jeszcze więcej nieprzespanych nocy i nikt z nas nie opuszczał szkoły.
- To widocznie trochę tak.
- Ale tylko trochę- całuje mnie w usta,
- Tylko - odwzajemniam pocałunek.
- Patrz nam też zrobiły
- Kochane.- Siadamy do śniadania. Louis zostaje z dzieciakami, a ja jadę do lekarza.
- Dzień dobry - witam się z panią doktor.
- Dzień dobry- proszę siadać. Właśnie to robię. Kobieta mnie bada Wszystko jest w porządku. Daje mu recepty na witaminy. Standard. Wychodzę i dzwoni Louis.
- Annie miałaś nie brać tego samochodu.
- Uuu... -jest zły.
- Chcesz to pojadę nim do mechanika.
- Błagam tylko ostrożnie.
- Będę jechać choćby na jedynce. Będę uważać, nie martw się.
- Wiesz, że i tak będę się martwic
- Wiem.
- Kocham cie
- Ja ciebie też kocham miśku - wsiadam do auta. Jadę prosto do mechanika Jadę naprawdę, naprawdę powoli. I to nie wina samochodu, gdy auto jadące przede mną wpada w poślizg i spycha mnie z drogi. Próbuję jakoś wykręcić. Manewruję kierownicą, ale wiem, że to przegrana sprawa. Auto przewraca się do rowu dachując.. Nie mogę złapać tchu. Czuję jak coś mnie przygniata. Tracę przytomność.
Louis
- Tato, mieliśmy jechać na zakupy - przypomina mi Tola.
- Już.- Biorę kluczyki do drugiego auta i telefon. Wychodzimy z domu zderzając się z policją.
- Przepraszam- mówię
- Dzień dobry. Czy to są pańskie numery? - pokazuje mi rejestracje jeepa.
- Tak. Żona ma ten samochód- Policjanci patrzą na siebie a potem na mnie.
- Pańska żona trafiła do szpitala w stanie ciężkim. Auto jadące z naprzeciwka wymuszało pierwszeństwo i wpadło w poślizg.
- Tato...
- To niemożliwe. To nie prawda...
- Przykro nam.
- Tato musimy tam jechać.
- Już. - Jedziemy do szpitala. Ja nie wiem co tak naprawdę się dzieje w mojej głowie. - Annie Tomlinson, na jakiej sali leż?- pytam się pielęgniarki
- Jest operowana.
- A w jakim jest stanie?
- Ciężkim. Z tego co wiem ma zgniecioną klatkę piersiową jednak dzieciom nic nie jest. Oddycham z ulgą, ale zaraz strach powraca. Dzwonię do taty, żeby zabrał dzieciaki. Przyjeżdża po nie. Jestem przerażony. Siedzę w poczekalni. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Nic mi nie chcą mówić od wielu godzin. W końcu pojawia się lekarz.
- CO z nią?- Wzdycha głęboko.
- Żyje - mówi. - Nastawialiśmy kręgosłup, ale nie był bardzo narażony. Teraz maszyny za nią oddychają.
- Mogę ją zobaczyć?
- Proszę. Ale jest w śpiączce.
Idę z nim do sali. Moja Annie leży podłączona do niezliczonej ilości maszyn. Nie jestem w stanie w to wszystko uwierzyć. Parę godzin temu.... Leżałem z nią w łóżku. A teraz? Dlaczego ona? Przecież ona nic nikomu nie zrobiła.  Biorę ją delikatnie za rękę. Moje kochanie... Całuje jej palce. Lekarz podje mi jej pierścionek i obrączkę. Wsuwam je na jej rękę i siadam na krześle. Siedzę tak dopóki pielęgniarka nie każe mi wyjść. Jest późny wieczór gdy wracam do domu. Siedzę na kanapie i wpatruję się w jej zdjęcie. Pieprzony kierowca... pieprzony samochód. Czemu nie kazałem jej wracać i sam nie pojechałem do tego mechanika? Zaciskam pięść. W oczach mam łzy. Czy ona się obudzi? Czy jeszcze się uśmiechnie? Nie może mnie przecież zostawić.
- Tatusiu...- Tola do mnie przychodzi.
- Tak maleńka.
- nie płacz. - siada mi na kolanach i ociera łzy.
- Dobrze skarbie. Przytulam ją do siebie
- Mama wróci?
- Wróci.
- Na pewno ?
- Na pewno kochanie.- Pociąga noskiem tuląc się bardziej. Jest taka do niej podobna Nie mogę jej stracić. To jak powietrze. Tola zasypia na moich kolanach. Niosę ją na górę do pokoju. Kładę do łóżka i wychodzę. Zaglądam do Jonathana. On śpi przytulony do misia od Annie. Ma go od urodzenia. Przykrywam go kołdrą i całuje w czoło. Zamykam drzwi. Idę do sypialni. Kładę się na łóżku i wpatruje w sufit. Znów w oczach pojawiają się łzy.  Strata. To nastąpić. Nie mogę jej stracić. Patrzę na swoją obrączkę.

sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 14

Zapinam kurtkę Toli i poprawiam czapkę Jonathana. Jestem praktycznie spóźniona
- Błagam, idźcie ostrożnie do szkoły.
- Tak mamo- Całuje ich czoła i daje plecaki. Wychodzą, a ja zabieram kluczyki i jadę do liceum Wchodzę do szkoły równo z dzwonkiem Biorę dziennik i idę do klasy, której jestem wychowawczynią. Sprawdzam obecność. Wow... sto procent frekwencji
- Co się stało że dzisiaj wszyscy są? - pytam poprawiając bluzkę. Jak nie kupię większych ubrań oprócz szerokich bluz Lou to mnie szlag trafi.
- Tak wyszło proszę panią.
- O czym chcecie dziś rozmawiać?
- A nie możemy mieć wolnej lekcji?
- Nie. Możecie wybrać temat. - opieram się o biurko patrząc na boisko.  Louis trenuje uczniów
- To może zorganizowalibyśmy przedstawienie na święta- proponuje najlepsza z uczennic.- Za pieniądze z biletów można by było pojechać na wycieczkę.
- Ooo, bardzo dobry pomysł. I moglibyśmy zaangażować też nauczycieli.
- Tak.- Zaczęliśmy dyskusje.- Ktoś mógłby napisać scenariusz i może pan Tomlinson pomógłby przy muzyce.
- Porozmawiam z nim.- Cała lekcja mija nam na planowaniu.Kończę lekcję. Uczniowie wychodzą a ja zbieram rzeczy.
- Hej kochanie- Louis zabiera ode mnie zeszyty
- Hej - całuję go w usta. - to nie jest ciężkie.
- Ale i tak poniosę. Idziemy w jednym kierunku.
- Mam do ciebie prośbę.
- Dla ciebie wszystko
- Chcemy zrobić przedstawienie. Chciałbyś zając się muzyką?
- Przecież, od muzyki jest Harry.
- Ale ja chciałabym prosić ciebie.
- Oh... No dobra. To nie moja bluza?- Całuję go w policzek uśmiechając się niewinnie. - Szukałem jej dzisiaj rano
- No przepraszam, ale ja naprawdę nie mam się w co ubrać.
- To idź na zakupy. Lottie wyciąga cię od tygodnia. Mam zawody w ten weekend, nie będzie mnie.
- Ale ja nie mam czasu. Z dziećmi siedzę, sprawdzam sprawdziany. Szkoda. A w ogóle to masz teraz wf?
- Nie okienko.
- Jaa też. I wiesz co? Pustą salę. I gabinet.
- Jak za czasów liceum, tylko brakuje dreszczyk emocji, że ktoś nakryje
- No widzisz. - całuję go. To coś normalnego dla uczniów. Ogólnie ta szkoła jest nasza, a Lottie to dyrektor. Ciekawie.
- Z chęcią kochanie, ale nie mogę.
- Bo?
- Bo muszę iść na te durne zaliczenia. Jak można mieć warunek z wf
- To trzeba być wybitnie uzdolnionym.
- Tak i malować na każdej lekcji paznokcie.
- O Boże - jęczę. - Współczuje, ale idę z tobą.
- Jasne. Podejrzewasz mnie o coś?
- Zwariowałeś czy zwariowałeś?
- Na twoim punkcie
- Aww, słodki jesteś.
- Tak i ty idziesz na wywiadówkę do dzieciaków
- Louuu - łapię go za rękę.
- Co? Ta nauczycielka mnie nie lubi
- Dlaczego?
- A ja wiem. Pewnie za to, że niechcący obrysowałem jaj zderzak i oblałem kawą.
- Sierota - wywracam oczami wchodząc z nim na salę gimnastyczną. Blondii Jeden piszczy witając się z nim.
- Masz zamiar ćwiczyć w tych butach?
- Ładniejszych nie znalazłam - Stoję za plecami męża obejmując go i śmiejąc się w jego koszulkę.
- Trampki, adidasy, klapki. Wszystko byle nie buty na obcasie.
- Ugh, mogę na bosaka.
- Tak- Stoję przy nim gdy ten daje jej zadania do wykonania.
- Stwierdzam że jestem sprawniejsza w ciąży.
- Mój tata jest sprawniejszy od niej
- To wiedzą wszyscy.  No halo wychował nasze dzieci - zaczynam się śmiać.
- Tak. To zły przykład. Mogę jej zaliczyć bo mam dość?
- Ty tu rządzisz kochanie
- Zaliczone. Nie musisz już chodzić na wf
- Super! Chociaż nie. Nie będę pana widywać..
- Masz gwarantowaną tróję na świadectwie. - Blondynka wychodzi z uśmiechem.
- Zapewniłem sobie dwa lata spokoju.  Całuję go w usta z uśmiechem.
- Kocham. Cię. Bardzo.
- Ja ciebie też.
- To dobrze. Tam z prawej strony na zderzaku może ci  się wydawać że jest wybite
- Zadzwonię do mechanika.
- Uff chyba masz dobry humor.
- Pozbyłem się tej blondynki. Słyszałaś co zrobiła Harry'emu
- Co?
- Usiadła mu na biurku, zaczęła się do niego dobierać i stwierdziła, że chce lepszą ocenę. Przy całej klasie.
- Ma temperament. My nasze córki wychowamy na mądre dziewczyny.
- Oczywiście, żeby dobierać się do nauczyciela.
- To chore. Wiem. Ale nie które blondynki tak mają. Będą bliźniaczki idę coś zjeść - mówię i wychodzę z sali.
- Dwie?
- Noo. Jeden plus jeden to dwa.
- Miałem piątkę z matmy. Je pierdole.- Louis kładzie się na ławce pod ścianą. Opieram się o drzwi patrząc na niego.
 - Co takiego?
- Nic. Jestem w szoku
- Haha widzę. To się ten odszokuj a ja serio idę jeść - wychodzę.
- Tak kochanie
Po lekcjach jedziemy po dzieciaki. Louis krytycznie przygląda się aucie
- Nie moja wina tak? Sam się uderzył w słup.
- Tak kochanie. Slupy chodzą. Moje biedne kochanie.
- Mnie powinieneś przytulać a nie auto. A gdybym tak miała wypadek?
- Mówiłem nie wsiadaj za kółko.
- Louis !- dostaje po głowie.
- Za co kobieto?
- Za całokształt.
- Z tobą czasem nie idzie wytrzymać.- Obejmuje mnie w tali.
- Rozwiedź się - mruczę. To hormony .
- Oczywiście. Zwariowałbym bez ciebie.- Wyciąga telefon.- Tato odebrałbyś bliźniaki ze szkoły?... Tak, mam bardzo pilną rzecz... Seks z żoną... Jesteś wspaniały...
- Jesteś bardzo bezpośredni.
- Bardzo.- Całuje mnie w usta. Trzymam go za szyję oddając pocałunki. Opiera mnie o swój kochany samochodzik i wsadza dłonie pod moją, to znaczy jego bluzę. Przechodzą mnie przyjemne dreszcze gdy bladzi dłońmi po moim ciele.
- Dzień dobry pani Tomilinson, trenerze.- Słyszymy naszą uczennicę.
- Dzień dobry. Louis musimy wracać do domu.
- Tak. Koniecznie.- Wsiadamy do auta i mój mąż odjeżdża.
- Dobierałem się na oczach uczniów do żony.
- Bo to pierwszy raz.
- Czasem czuję się jak licealista
- Dla mnie jesteś forever young.- Całuje mnie w usta.
- Wiesz ty masz tylko 27 lat.
- Aż taki stary nie jestem. Kurwa...- Gwałtownie hamuje bo ktoś wymusił mu pierwszeństwo.
- Boże.
- Nic ci nie jest?
- Nie.. - rozpinam pas który mocno wbił się w moje ciało.
- Idiota jebany. Kto mu prawko dał.
- Jedź..Tylko spokojnie.
- Tak skarbie.- Powoli jedziemy do domu. Wysiadam z auta i biorę chłopaka za rękę. Idziemy do środka.
- Na pewno nic ci nie jest?
- Nie. Może będę mieć siniaka .- Lekko całuje mnie w usta. Widzę, że ma popsuty humor. Przytulam się do niego. Ostatnio w ogóle jest jakiś nieswój.
- Masz jakieś problemy? - pytam w końcu.
- Nie? Czemu pytasz?
- Nie wiem. Struty chodzisz.
- Te zawody. Wiesz chcemy zdobyć puchar.- Uśmiecha się lekko.
- Może przyjedziemy wam kibicować?
- Może. Byłoby miło.
- Pojedziemy z tobą. - zdejmuje bluzę.
- Fajnie
- Jesteś głodny?
- Bardzo.- Idę do kuchni. Zaczynam robić obiad . Louis siedzi przy stole.
- Dostałem propozycje pracy,
- Czyli jednak o coś chodzi. Zapewne w jakimś klubie i musisz wyjechać .
- Na półtorej roku.
- Gdzie?
- Barcelona.
- Chcesz to jedź. Mówiłam ci kiedyś że nie będę cię zatrzymywać. Jak chcesz to pojedziemy z tobą.
- Tylko będę znów jeździł po świcie.
- Żadna nowość .
- Z jednej strony chcę pojechać, a z drugiej wolałbym zostać z wami. Później co kolejny kontrakt i będzie to się ciągnąć, dopóki nie będę za stary na granie. Opieram ręce o blat i na niego patrzę.
 - Zrobisz jak uważasz. Tylko szkoda mi dzieci.
- Powiedz, żebym nie jechał. - Patrzę mu w oczy. Nie chcę być egoistką. Chętnie zatrzymałabym go siłą.
 - Chcę żebyś został.
- Czyli sprawa jest prosta.
- Będziesz miał żal? - idę do niego.
- Nie. Nigdy.
- Obiecujesz mi to? - dotykam jego policzka .
- Obiecuje
- Kocham cię - całuję go czule w usta.
- Ja ciebie też. Co tam bycie sławnym piłkarzem jeżeli ma się taka żonę
- Ale głupoty gadasz - wtulam się w niego siedząc mu na kolanach.
- prawdę
- Jesteś wspaniały.
- Jeszcze by cię jakiś uczeń poderwał
- I musisz mnie pilnować mężu.
- Tak -Całujemy się gdy wybiegają dzieci .
- Tato, podpisz tu i nie czytaj - chłopak daje mu chyba wykaz ocen. - I dostałem dzisiaj dwie uwagi ale nie przejmuj się.
- Jasne też taki byłem.
- Gorszy - patrzę na niego krzywo.
- W podstawówce byłem grzeczny- Louis pokazuje mi język.
- No tak. Potem wyrósł taki diabeł.
- Nie przeszkadzało ci to jakoś
- Już. Koniec temat .- całuję go szybko w usta i wstaje.
- Tolu a jak twoje oceny.
- Lepsze od jego tato.
- bo dziewczynki zawsze są mądrzejsze
- Tak - całuje go w policzek.
- A teraz chodzi pograsz z tatą na fortepianie.- mówi do Jonathana
- Już - odkłada zeszyt i idą do salonu. Uśmiecham sie słysząc jak grają.
- Mamo, a mówiłaś tacie o siostrzyczkach?
- Tak.
- I co?
- Cieszy się.  Może upieczemy ciasteczka.
- Dobra mamo.- Zabieramy się do roboty. Robimy ciastka i to dość dużo.
- ale pyszności
- Daj! - mój synek od razu zabiera siostrze słodycze.
- Jezu... przecież dla wszystkich starczy,
- Ty jesz potrójnie - chłopiec wystawia mi język.
- Ty poczwórnie.
- Po tacie.
- CO znowu ja? Ooo ciastka- Obie zaczynamy się śmiać. Chłopaki biorą ciastka.
- Jutro ja odbieram dzieciaki.
- Okay, ja idę do lekarza.
- Tak i później na zakupy.
- Ale mogę nosić twoje bluzy
- To ja będę musiał pójść na zakupy. Chcę, żeby moja żona wyglądała jak moja żona. Zdecydowanie lubię twoje sukienki.
- Fuj... zakochani dorośli- jednomyślnie stwierdzają bliźniaki. Śmieję się i całuję męża w usta.
- Patrz zmyły się- śmieje się Louis wprost do moich ust
- Widocznie to jest blee - oplatam jego kark
- Nie wydaje mi się.
- Dla nich.
- I niech będzie jeszcze przez długi czas
- Tak - dalej się całujemy.
- Wolę ciebie niż ciastka
- Zdecydowanie jesteś słodszy.
- Nie wiedziałem. - Louis sadza mnie na blacie.
- Braciszku- słyszymy Lottie.
- Słucham? - opiera czoło o moje.
- Popilnowalibyście Ethana. Przeszkodziłam?
- Niee. Jasne. - uśmiecham się. - Może nawet na noc zostać.
- Dzięki. Cudowni jesteście. Ooo ciastka
- Tak, weź sobie.
- O super. Idę bo mam randkę z Harry'm.
- Z jakim Harry'm?! - Louis się wyprostował.
- No z Harry'm Stylesem. Uczy muzyki.
- O nie, nie. Nie ma mowy.
- Za późno już się z nim umówiłam.
- Nie. Pójdziesz. Z nim. - Śmieje się głośno.
- Ale Ethan go lubi, mi się z nim genialnie rozmawia.
- Louis, kochanie. To Harry, to idiota. Nikt groźny.
- Eh... No dobra, ale w weekend weźmiesz bliźniaki.
- Oczywiście. Z przyjemnością.
- A zapomniałam- całuje go w policzek.- Wujkiem będziesz.
- Co? - robi duże oczy.
- W-U-J-K-I-E-M - powoli literuje jedno słowo
- Z Harry’m no serio? To kretyn.
- Spotkałam gorszych kretynów.
-Jakoś tak dziwnie...Podrywał Annie.
- Miał osiemnaście lat. Braciszku to stare dzieje. On serio się zmienił. Jest kochany i odpowiedzialny.
- Idź weź w ogóle już mi nic nie mów
- Ethan i Harry bardziej się cieszyli.
- Ale ja jestem Louis.
- Dobrze, że z własnych dzieci się cieszysz- dziewczyna pokazuje mu język i wychodzi
- Z siostrzeńca też się cieszę, ale Harry...
- No, kochają się.
- Ale, to Harry. Chociaż on lepszy niż Liam
- Nie przypominaj.
- Nadal mam ochotę go zabić. Nie wierzę, że on może być ojcem tak wspaniałego dzieciaka.
- Ty wiesz kto jest moim tatą- mówi Ethan Patrzymy zaskoczeni na chłopca. - Wujku powiedz mi.
- Tak...Ale Harry będzie lepszym tatą.
- Ale nie jest moim prawdziwym tatą.
- Tak, ale ten facet to ktoś o kim nie powinno się pamiętać.
- Mówicie jak mama.- Wściekły chłopiec wychodzi z kuchni. Idę za nim i biorę za rękę.
- Ethan, kochanie ale taka jest prawda. Ten pan skrzywdził twoją mamę.
- Ale to nadal mój tata.
- Nie można tak nazwać człowieka który zmusił dziewczynę do seksu. Wiem że wiesz co to jest.
- Chcę go poznać by powiedzieć mu, że go nienawidzę. Wiem co zrobił mamie.
- Ale my nie wiemy gdzie on jest
- Ale wiecie kto to jest.
- Były dyrektor szkoły.
- Dziękuję- mówi cicho. Całuję go w czoło.
- Chcesz ciastka?
- Nie ciociu. Pójdę na górę.
- Dobrze. - Chłopiec wstaje ze schodów i idzie na górę, ja wracam do Luisa.
- Już
- To mądry chłopak. Ona, źle robi, że nigdy nie mówi mu prawdy
- Teraz już wie.
- Tak. Ale powinien usłyszeć to od niej.
- Powinien. - przytulam się do niego.
- Myślałem, że go zabiję jak tylko powiedziała co jej zrobił. Przez pięć miesięcy ukrywała to, znosiła jak ją poniżał i gnębił, a ja nigdy nie wziąłem jej w obronę. Liczyli się dla mnie tylko znajomi.
- To błędy młodości.
- Których żałuje najbardziej. - Głaszczę go po policzku i wzdycham. Całuje go w to miejsce. Nic nie mogę na to poradzić. Tuli mnie do siebie. Słucham jak biję jego serce
- Może pojedziemy do kina na jakąś bajkę
- Taak, będzie super. – śmieję się
- No a jak ma być
- No przecież. - Całuje mnie w usta. Zbieramy dzieciaki i jedziemy do kina.- Kochanie nie bierz jutro tego auta.
- Dlaczego?
- Bo ma słabe hamulce jutro zawiozę je do mechanika.
- Dobrze. Mamy jeszcze dwa inne.
- Tak tylko uprzedzam.- Całuję go. W kinie oglądamy bajkę. Dzieciaki są zadowolone. Podoba im się. - Proponuje pizzę.
- Super tato.
- Ale do pizzerii przejdziemy się piechota.
- Dobra. - dzieciaki idą przed nami.
- Wolę nie ryzykować.- Louis obejmuje mnie ramieniem. Obejmuję go ręką w pasie i przytulam się. Całuje mnie w czoło.
- Kocham cię - splatam z nim palce.
Na ulicy wyglądamy trochę dziwnie. Mimo że jestem starsza od Lou o 5 lat, to widać różnicę. Ale mnie to nie krępuje, a krzywe spojrzenia mnie nie obchodzą. Kocham go i tylko to się liczy. Idąc do pizzerii spotykają nas fotoreporterzy. Jak zawsze. Kurczę czy my to rodzina Beckhamów?  Louis skutecznie ich ignoruje.
- Tola! Fajnie być córką znanego taty? - pytają nasze dzieci.
- Chodź-  Louis ciągnie dziewczynkę za rękę.
- Annie nie boisz się zdrad gdy Louis wyjeżdża?! - przekrzykują się. Widzę jak Louis robi się coraz bardziej wściekły.
- Kochanie spokojnie - trzymam go za rękę.
- Mam ich dość.- wchodzimy do środka lokalu.
- Wiem. - Siadamy do stolika.- Ta trójka decyduje.- Dzieciaki naradzają się i zamawiają pizzę.
- Bez deseru?- pyta Louis
- Ej, nie. Ja chcę lody - mówi Tola a chłopcy się z nią zgadzają.
- To jeszcze lody. Tyle gałek ile oni chcą i do picia proszę colę. Kelner uśmiecha się zapisując wszystko i odchodzi. Cała trójka uśmiecha się szeroko. Zaczynają rozmawiać i opowiadają sobie rożne historie. Opieram głowę o jego ramię.- Wyjechałbym tylko na jeden miesiąc. Kilka treningów i jeden mecz. Co ty na to?
- Ale jeden miesiąc?
- tylko jeden. Po świętach.
- dobrze.
- Dziękuję
- Jestem bardzo ugodowa - śmieję się.
- Tak Bardzo.- Kładę mu dłoń na nodze i patrzę  przez okno. Całuje mnie w policzek i przypatruje się dzieciom. Jemy naszą kolację, a potem wracamy do domu.
- Mam czytać wam bajkę ?- pyta Louis.
- Zaśpiewaj - cała trójka leży na łóżku w gościnnym .
- O no dobra.- Opieram się o drzwi słuchając. Dzieciaki zasypiają jak zaczarowane. Louis wychodzi z pokoju.- Czasem mam wrażenie, że nadal są takie malutkie
- Zawsze będą. Będą dorosłe a dla nas to będą nasze maluchy które biegały do schodów.
- Tak nasze maluchy..- Całuję go w usta uśmiechając się. Idziemy do łazienki. Louis szykuje dla nas kąpiel.- Jak teraz ktoś nam przeszkodzi, to stwierdzę, że to jakiś spisek
- Do trzech razu sztuka co prawda. Ale mam nadzieję że to się nie sprawdzi .- Louis śmieje się i przyciąga mnie do siebie.
- Jezu jak ja się cieszę że trafiłam na takiego cudownego ucznia .
- Nie byłem jeszcze wtedy uczniem
- Cieszę się że poszłam wtedy. Tobą .
- Cieszę się, że wtedy trafiłem na ciebie
- Kocham cię.
- Ja ciebie każdego dnia mocniej.- Uśmiecham się i go Całuję. Powoli mnie rozbiera. Nie jestem mu dłużna. Wchodzimy do wody. Trzyma mnie w swoich ramionach i całuje w kark. Siadam mu na kolanach przodem do niego. Całuje mnie lekko w usta. Oddaję pocałunek. Bladze dłońmi po jego ciele. Ostatnio, rzadko mamy czas dla siebie. Często jesteśmy skupieni na dzieciach i pracy. Coraz zachłanniej mnie całuje, a ja zapominam o całym świecie. To co się dzieje w tej łazience odbiera mi zdolność myślenia. Później spędzamy długie godziny w naszym łóżku
- O matko... - patrzę na zegarek. 4 rano.
- Jak my jutro wstaniemy?- śmieje się Louis
- Ja to w ogóle nie wstaję. Czuję się zbyt obolała - całuję go w usta.
- Oj... przepraszam. Robimy sobie wagary?
- Jak je spędzimy?
- Nie wiem. Zakupy. Cały dzień z dzieciakami. Pomyślę nad muzyką do waszego przedstawienia, Wiem kto  wam pomoże z dekoracjami.
- Kto?
- Moja drużyna. Ostatnio spowodowali bójkę. Kara musi być
- Świetny pomysł - ziewam. - Zakupy bardzo dobry pomysł. I nad muzyką się zastanów
- A teraz spaciu.- Układam się w jego ramionach i zasypiam.

wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 13

Rok później
Dzisiaj są urodziny maluchów. Nie wiem w co mam ręce włożyć, a do tego musze mieć oczy dookoła głowy. Najgorzej jak chcą na schody wchodzić.
- Gdzie się panna wybiera.- Louis bierze Tolę na ręce.
- Ja ce tam!
- Tam nie wolno. Za malutka jesteś
- Plose. - wyrywa się.
- Nie wolno, słońce.- Biorę synka na ręce całując go w czoło. Sadzam chłopca na sofie, a Tola ląduje obok.
- Za ile sobie stąd znikną?
- Tak szacując za pięć minut będą przy schodach.
- Muszę zamontować tą bramkę.
- Koniecznie.
- Małe zbóje.- Louis całuje mnie w usta.- Ale chciałbym jeszcze jedno.
- Lou - uderzam go w klatkę śmiejąc się.
- Co?
- kiedyś może tak.
- Musimy to przedyskutować. To przecież same korzyści i przyjemności.
- No tak, ale wiesz ktoś tu do pracy miał iść.
- Przecież podpisałem ten kontrakt.
- No właśnie. - patrzę na sofę. - No nie...
- Nie zgubiliście kogoś- do salonu wchodzi Eryk z maluchami. Dzieciaki tulą się do swojego dziadka.
- To są urwisy.
- Kochane.- Całuje je w czoła i stawia na podłodze. - Zaraz przyjdzie trzeci do kolekcji. I już po chwili wbiega Ethan. Oni się bawią ja idę robić tort. Pomaga mi Lottie.
- Ale oni ich rozpieszczają.
- Bardzo. Ale też uczą. Nie są takie rozpieszczone jak mogłoby się zdawać. Patrz na Louisa. Nie jest zadufanym bogatym dzieciakiem.
- Wiem  o tym - kiwam głową z uśmiechem.
- Dobry ten krem- stwierdza.
- Starałam się - śmieję się. Kończymy tort i bierzemy się za co innego
- Świetnie gotujesz.- Lottie podjada dosłownie wszystko
- Ktoś w tym domu musi. On mi inaczej spali kuchnię. Tak wiem że to słyszysz - mówię  widząc Louisa.
- Umiem coś tam ugotować- pokazuje mi język.- Tata mówił, że twój chłopak ma przyjść.
- Tak, będzie.
- Fajnie, bo muszę z nim poważnie pogadać.- Dziewczyna przewraca oczami.
- Ty się lepiej trzymaj od niego z daleka- mówi podchodząc do starszego brata
- Spokojnie - mówię śmiejąc się. - Lou, ona jest dorosła.
- Właśnie Lou. DOROSŁA.
- Tak, ale to i tak mój braterski obowiązek.
- Pff, jasne. Spadaj.
- I tak mnie kochasz.- Pokazuje jej język.- I co Ethan mówił o siostrzyczce?
- Marzy mu się siostra - odpowiada dziewczyna.
- Mama! - Ethan wbiega do środka.
- Tak skarbie- Bierze syna na ręce.
- John zabrał mi zabawkę.
- To weź drugą. Tyle jest tych zabawek
- Ale to moja.
- Możesz się przecież podzielić. To twój brat.
- Wujek - wyciąga rączki. Louis bierze go na ręce.
- Kochaś mnie?
- Bardzo
- Ja ciebie teś.- Całuje go w czoło i udając samolot wychodzą z kuchni Potem przychodzą goście Te dzieciaki uwielbiają być w centrum uwagi
- Mamuś - Tola do mnie przychodzi ziewając
- Spać?
- Tiak.
- Ja czy tatuś?
- Tatuś i ty.
- Dobrze- Biorę ją na ręce.
- Tatuś choć- krzyczy. Louis podchodzi do nas
- Chodź, położymy ją.
- Śpiąca moja księżniczka
- Tiak tato.- Idziemy na górę. Kładziemy ją do łóżeczka. Przytula się do misia. Louis przykrywa ją kołderką i cichuteńko śpiewa. Stoimy nad nią aż usypia. Ustawiam elektroniczną nianię i wracamy na dół. Idziemy bawić się z chłopcami. Louis podrzuca do góry Jonathana Ten się śmieje głośno wystawiając do niego ręce. Są tacy podobni do siebie. Moi dwaj chłopcy.  Lottie pomaga mi trochę posprzątać. Wieczorem idę pod prysznic. Louis czyta bajki dzieciom, a ja biorę długą kąpiel. Potem wchodzę do sypialni i padam w poprzek łóżka patrząc w sufit
- Hej skarbie- całuje mnie w ramię
- Hej - przytulam się.
- Śpią, po dwóch bajkach. Strasznie lubią jak się im czyta
- Zwłaszcza ty.
- Lubią też jak ty im czytasz.
- Ale ogólnie to uwielbiają ciebie słońce - całuję go w policzek.
- Ciebie też.- Uśmiecham się do niego.
- Kiedy zaczynasz grę?
- Za tydzień mam pierwszy trening.
- No dobra.
- No... mieliśmy o czymś dyskutować.
- Musisz mi przypomnieć co to było.
- Nowy dzidziuś.
- Ah - całuję go. - No to kiedyś tak.
- Kiedyś, czyli
- Kiedy będziesz w domu - jeżdżę po jego klatce i rozpinam guziki jego koszuli.
-ale ja jestem w domu.
- Ale ja mówię o tym, że teraz będziesz pracował. - całuję go w usta.
- Tak, ale na to też znajdę czas.
- Jesteś pewny? Oni mają dopiero rok.
- Tak, ale przecież damy sobie radę. - Bierze mnie na swoje kolana.- Ale jeżeli chcesz, możemy poczekać jeszcze z rok.
- Rok okay? - całuję go. - ciekawe by było gdyby znów to były bliźniaki.
- Wtedy byśmy zwariowali
- No wiem, ale to możliwe miśku.
- Wiem- Uśmiecham się patrząc mu w te cudowne oczy.
- Mam nadzieję, że kobiety kibice nie poderwą mi chłopaka.
- Czemu miałyby mnie podrywać.
- Bo jesteś bardzo, bardzo przystojny. A wiesz leci się na przystojnych piłkarzy.
- Ja i tak kocham ciebie.
- A ja ciebie - opieram dłonie o jego dłonie.
- Wyjdź za mnie- szepcze cicho. Patrzę mu w oczy zaskoczona i zdziwiona. Mrugam oczami. Odgarniam włosy i pochylam się prawie niedotykalnie a jednak muskam jego usta.
- Wyjdę.
- Poczekaj, bo mam nawet gdzieś pierścionek.
- Poważnie?
- Poważnie- wstaje z łóżka
- Planowałeś to?
- Tak od grudnia, ale stwierdziłem, że pomyślisz, że robię to ze względu na dzieci, a później jakoś mi nie wychodziły moje niespodzianki
- Nigdy bym tak nie pomyślała.
- Ale ja tak zakładałem. Jest...- Wyciąga pudełeczko ze swojej sportowej torby. Siadam na łóżku uśmiechając się. On jest słodki. - Tam nigdy nie zaglądasz
- No, wolę jak te rzeczy pierzesz sam. - śmieję się.
- Dlatego to była dobra kryjówka.- Zakłada pierścionek na mój palce.- Mogę wszystkie swoje rzeczy prać sam.
- Nie mam nic do twoich rzeczy. Oprócz tych po treningu - śmieję się całując go. - Jest cudowny. Ty jesteś cudowny
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.- Przytula mnie do siebie. Siadam mu na kolanach i go całuję. Oddaje moje pocałunki, ale po chwili przerywa nam płacz. Wstaję i idę do pokoju dzieci. Tola stoi w łóżeczku i wyciąga do mnie ręce.
- chodź kochanie - biorę ją. - co się stało?
- Potwol
- Jaki potwór? - zabieram ją do sypialni.
- Ciał zjeść cukielki
- O matko. To katastrofa.
- Tak. i zablać pana misia
- Bardzo zły ten potwór. Tu masz pana misia skarbie. - kładę ją na łóżku obok Lou.
- CO się stało?
- Potwór chciał zabrać jej misia.
- Nie dobry potwó. Tatuś obroni misia
- A mnie? - patrzy na niego niebieskimi oczkami.
- Oczywiście że tak.- Louis mocno ją przytula.
- To dobzie. Spimy.
- Tak śpimy- stwierdza rozbawiony Louis. Wtula się w niebo i zasypia. Przykrywam ich kołdrą.
- Wiesz, że zaraz mały zacznie płakać
- Właśnie po niego idę - dlatego się nie kładłam. Idę po synka. Biorę śpiącego chłopca i wracam do sypialni. Układam się obok niego. Obserwujemy nasze dzieci.
- Kupimy większe łóżko za rok
- Tak, zdecydowanie.
- One uwielbiają z nami spać.- Uśmiecham się do niego. Bierze moją rękę i całuje palce. Na nic więcej nie pozwalają nam dzieci między nami
- Dobranoc Lou. - mówię cicho
- Dobranoc kochanie- Uśmiecham się. Całuje córeczkę w czoło i zasypiam.

środa, 12 listopada 2014

Rozdział 12

Poprawiam Louisowi koszulę i podaję marynarkę. Tak ładnie wygląda w garniturze.
- Skup się. Powodzenia kochanie. - całuję go w usta. - Wierzymy w ciebie.
- Podziękuje jak zdam.
- Na pewno zdasz - uśmiecham się kładąc rękę na brzuszku.
- Idę.- Całuje mnie w usta.- Kocham cię.
- A ja ciebie. My ciebie.
Uśmiecha się i idzie do samochodu. Macham mu jak odjeżdża. Wchodzę z powrotem do domu. Idę sprzątać po śniadaniu. Trochę się denerwuję. chcę aby zdał. Dużo się uczył, więc powinien. Wchodzę na górę do pokoju dziecięcego bliźniaków. Louis go zrobił. Lubię tam siedzieć. Wszystko jest tam takie małe i śliczne. Jeszcze nie wybraliśmy imion, a termin jest blisko. Teraz pewnie po egzaminach zastanawiamy się nad nimi. Siadam na dywanie i patrzę na łóżeczka. Ręce trzymam na brzuchu. Bliźniaki są dziś wyjątkowo spokojne. To dziwne. Jakby wyczuwały że musza być grzeczne Moje maleństwa. Wstaję chcąc iść do łazienki. Czuję dziwne ukucie. Kładę dłoń na brzuchu i robię kilka kroków do przodu. To się powtarza i przemienia w skurcze. Wypuszczam głośno powietrze czując ból. I do tego robi mi się mokro. O nie... tylko nie w tej chwili. Panikuję. Oddycham głęboko nie wiedząc co zrobić. W końcu biorę telefon i wybieram telefon do Eryka.
- Tak Annie.
- Bo ja..bo to już.
- Co? Zaraz będę.
- Proszę...szybko - cholera boli.
- Już jadę.- Rozłączam się i opieram o stół. Oddycham przez usta. To sobie maluchy znalazły porę.
- Dlaczego teraz? Ała...- Do domu wpada tata Louisa. Pomaga mi wziąć rzeczy i prowadzi do auta. Jedziemy do szpitala. - Boli - prawie płaczę.
- Wyobrażam sobie.- Pomaga mi wysiąść z samochodu. Powoli wchodzimy do środka. Wypuszczam powietrze z ust. Zaciskam palce na jego ręce. Boli, boli, boli. Ja już nie chcę. Szukamy jakiegoś lekarza. Eryk traci cierpliwość
- Błagam no! - krzyczę a raczej drę się. Podchodzi do nas pielęgniarka. Wózkiem wiezie mnie na
porodówkę. Ja się tak nie bawię. Ja nie chcę.  W końcu pojawia się lekarz. Dają mi znieczulenie, ale i tak nie ma czasu na cesarkę. Chce żeby już było po wszystkim. Do tego jestem sama. Sama na sali porodowej. Mam już dość. Padam z sił.
- Nie mogę - sapię.
- Jeszcze trochę.
- Mówi to pan od dwóch godzin...aaa!
- Teraz mówię poważnie.- Żeby chociaż jedno już wyszło... Słyszę głośny płacz. - Syn się pierwszy pchał na świat.- Uśmiecham się słabo i oddycham głęboko. Prę dalej.  Mija z pół godziny i słyszę kolejny płacz. Oddycham z ulgą. nareszcie... Moje maleństwa. Do sali wpada Louis.
- A pan kim jest?- pyta lekarz.
- Ojcem. - odpowiada zdyszany
- Gratulacje, ma pan syna i córkę.- Podchodzi do nas. Dostaje na ręce jednego z bliźniaków.
- Moje maleństwa.- Ja dostaję na klatkę chłopca. Mój synek, jest taki śliczny.
- Cześć skarbie.- Louis całuje mnie w głowę. Zabierają nasze dzieci. Ja zmęczona zasypiam. Budzę się słysząc Louisa i Eryka.
- Hej...- mówię próbując usiąść
- Hej .- Rozglądam się za dziećmi.
- Są na badaniach.
- Jeszcze?
- Spałaś tylko godzinę.- Przecieram oczy patrząc na Louisa.
- Matura. Jak ci poszła matura?
- Chyba dobrze.
- Przepraszam, że dzisiaj.
- Raczej ty terminu sobie nie wybierałaś
- Wiem, ale przepraszam. - zamykam oczy układając głowę na poduszkę. Przywożą nasze dzieci. Louis od razu bierze naszą córeczkę. Siada obok mnie. Ja trzymam synka. Patrzę na maluchy uśmiechając się.
- Nie wiem co wpisać do dokumentów
- No wiem. Jak byś chciał je nazwać?
- Nie mam pomysłu. Może chłopca Jonathana po moim dziadku.
- Tak - mówię całując synka w czoło. - A dziewczynkę?
- Nie wiem
- Bezimienna być nie może.
- Mamusia niech myśli
- Mamusia jest zmęczona. - śmieję sie.
- Tato? - Louis patrzy się Eryka
- Eemm...Nie wiem - uśmiecha się. - Tola? Sally?
- Tola, ładnie
- Tola - mówię i patrzę na córeczkę. Przypatruje się mi niebieskimi oczami i ziewa Zasypia na rękach Louisa. Jest taka słodka.
- Moja księżniczka.- Louis całuje ją w czółko. Eryk zostawia nas samych. Jonathan zasypia mi na rękach tak jak jego siostra
- Jakie śliczne
- Są słodkie. - całuję synka w nosek.
- Zapomniałem ci powiedzieć. Ta dwójka dziedziczy spadek po dziadku.
- Twoja mama mi o tym powiedziała.
- Oh. .. ta mamusia.- Śmieję się. Lou odkłada ja do inkubatorów. - Pewnie jesteś zmęczona
- Trochę. - przytulam się gdy siada obok.
- To spij.
- A będziesz?
- Tak
- Kocham cię Lou.
- Ja ciebie też.- Przytulona do niego zasypiam.

niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 11

 Chodzę po naszym nowym domu i sprzątam. Układam ostatnie rzeczy. Louis jest w szkole. Trochę ciężko porusza się z dużym brzuszkiem. Bardzo ciężko. Jestem strasznie duża.
- Cześć Annie- do środka wchodzi tata Louisa.- Przywiozłem te zakupy
- Oo dziękuję - dreptam do niego jak kaczka normalnie.
- Zaniosę je do kuchni.- Śmieje się Eryk.- Pamiętam jak Victoria była w ciąży. Ledwo się ruszała na sam koniec ale i tak zrobiła przemeblowanie w całym domu
- Muszę się ruszać bo zastoję w miejscu. - idę za nim. - Nie wiem jak Louis wytrzymuje. Ciągle mam humorki. Jem i jeszcze często nie mam siły się ruszyć.
- Kocha to wytrzymuje.
- A ja nie chcę go tak męczyć. Musi się uczyć.
- On nigdy tak dobrze się nie uczył.- Siadam na krześle przy wyspie głaszcząc brzuch.
- Dziękuję za pomoc.
- Nie ma za co.- Całuje mnie w głowę jak prawdziwy tata. Uśmiecham się.
- Prawdę mówiąc to on zwariował na punkcie dzieciaków .
- Nie byłby moim synem. Ja już nie mogę się doczekać wnuków.
- Oj ja też bym już chętnie urodziła.
- Jeszcze ile z miesiąc?
- No tak na początku maja.
- To już nie długo.
- Tak.
- Zaraz będą wam te maluchy po domu biegać.
- Myśli że pan że Louis nie ma żalu że go zatrzymuje w domu. Chciał grać.
- Rezygnuje?  Dlaczego?
- Nie..Znaczy rezygnuje tylko chyba na rok.
- nic nie mówił. Ale czemu? Przecież my możemy pomóc.
- Mówi że chce być w domu z nami. Przy dzieciach .
- Może już wyrósł z tego marzenia.
- Mam nadzieję że będzie grał.
- Ja też zawsze lubiłem jeździć na jego mecze
- Ja lubię obserwować jak gra. I w piłkę i na pianinie
- Zawsze miał do tego talent.
- Jest wyjątkowy.
- I spotkał wyjątkową kobietę.- Rumienię się nie wiedząc co powiedzieć. Takie komplementy mnie zawstydzają
- Ja będę szedł core... Annie.
- Dziękuję - wstaję i przytulam się.
- Nie masz za co.- Całuje mnie w głowę. Całuję go w policzek. Żegnamy się. Kontynuuje gotowanie obiadu. Maluchy się dzisiaj rozszalały.
- Jeju...- trochę to boli. Serio z chęcią bym już urodziła
- Tata wam musi pośpiewać jak wróci, bo się nie uspokoicie - mówię biorąc inną przyprawę . Louis potrafi zdziałać cuda. Oby jak się urodzą to też działało. Kończę gotowanie. Sprawdzam czy wszystko sprzątnęłam. Siadam na kanapie i czekam na Louisa.
- Błagam proszę to boli...- Do domu wraca Lou. Nareszcie
- Hej - zaczynam wstawać
- Siedź skarbie.- Podchodzi do mnie i całuje.
- Stęskniliśmy się. Jak tam?
- Dobrze. Też tęskniłem
- Mógłbyś im pośpiewać?
- Eee... jasne. Znowu kopią?
- Bardzo.. Ciągle.
- Urwisy.  Może ja ci coś nagram na telefon.
- To bardzo dobre wyjście kochanie.
- To tak zrobimy.- Całuję go tym razem ja. Śpiewa naszym dzieciom a on się uspokajają. To cudowne jak on na nie działa.
- pewnie jesteś głodny.
- Na co ?
- Bardzo.- Wstaję i idę do kuchni. Poruszam się tak aby nie "zdenerwować" dzieci. Louis idzie za mną. Stawiam na stole obiad dla nas. Jemy razem. Po obiedzie siedzimy w salonie. Louis jeździ dłonią po mojej nodze. Wiem na co ma ochotę, ale czuję się grubo i nie chcę. Właśnie. Nie chcę pokazywać mu takiego ciała. Opieram głowę o jego ramię. Całuje mnie w głowę. Jego ręką dalej się nie zatrzymuje. Zamykam oczy. To jest przyjemne.
- Chodźmy na górę.- Idę z nim jednak wiem że się wstydzę. Całuje mnie w usta i powoli rozbiera
- Lou. - stoję spięta. Ja nie mogę patrzeć na swoje odbicie a co dopiero on.
- Nie chcesz?- Siada na łóżku.
- Chcę.
- A reagujesz inaczej. Więc o co chodzi.
- Ty nie będziesz chciał za chwilę .
- Co? Dlaczego?- Siadam obok niego.
 - Ja jestem gruba.
- Z której strony.
- no przecież widzę. Coś okropnego - przytulam się.
- nie wygram w tej sprzeczce
- Przepraszam .
- Nie. Błagam tylko mnie nie przepraszaj.
- Będę. Musisz znosić marudę.
- Kocham tą marudę.- Uśmiecham się całując go w policzek. Obejmuje mnie ramieniem.- Skoro nie mam szans na seks z własną dziewczyną to wezmę i się pouczę
- Przepraszam - całuję go w usta.
- To uwłacza  mojej męskości. Żeby mnie kobieta przepraszała, że nie ma ochoty.
- Ale ja mam ochotę. W tym rzecz. Tylko się wstydzę. - kładę dłoń na jego nodze bardzo blisko męskości.
- Tylko nie masz czego.
- Ty mnie nie widziałeś.
- Chodź tu.- Sadza mnie na swoich kolanach. Zaczyna mnie całować. Oddaję pocałunek trochę się tuląc. Ściąga ze mnie bluzkę nie przejmując się moimi protestami. Skutecznie ucisza mnie pocałunkami. Przechyla się na materac ciągnąc mnie za sobą. Opieram ręce o jego klatkę. Jeździ dłońmi po moim ciele zahaczając o moje spodnie. Rozpinam jego spodnie. Uśmiecham się widząc wybrzuszenie w jego bokserkach. Całuję go w usta. Zjeżdżam po jego klatce ustami. Zsuwam bokserki
- Wierzysz mi że nadal cię pragnę.
- Wierzę.
- To dobrze.- Zsuwa ze mnie spodnie,
Nie pozwalam mu nic więcej zrobić tylko pochylam się nad jego męskością
- Jezu... Annie.- Uśmiecham się wiedząc, że to da mu dużo przyjemności, Robię to dość szybko Połykam wszystko co mi daje. Całuję go w usta. Przekręca nas na materacu. Rozpina mi stanik i go zdejmuje. Zaczyna całować moją szyję i dekolt. Boże to takie przyjemne. Mruczę mu do ucha. Jeżdżę dłońmi po jego plecach. Oplatam go nogami w pasie. Chcę żeby już we mnie wszedł. Powoli łączy nasze ciała. Jakby czytał mi w myślach. Głośno jęczę z przyjemności. Wiję się pod nim. Doprowadza mnie do szaleństwa tymi powolnymi ruchami. Tak dawno tego nie robiliśmy. To przyjemna tortura. Krzyczę spełniona. Wbijam palce w plecy Louisa. Nie mogę długo złapać oddechu. Chowam twarz w jego szyi. Kładzie się obok mnie na łóżku i tuli do siebie. Obejmuję go zamykając oczy. O matko...To było cudowne. Całuje mnie w czubek głowy. Uśmiecham się do niego. Ręką jeżdżę po jego klatce
- Kocham cię.
-  Ja ciebie też kocham.- Uśmiecha się do mnie.
- Teraz to serio muszę się pouczyć
- Nie przeszkadzam.
- Tylko rozpraszasz.- Śmieję się i ubieram. Louis robi to samo. Siedzi przy stole nad książkami jak zwykle coś nuci. Leżę na sofię i go słucham. Uwielbiam to robić. Jego głos jest kojący.  Powoli zasypiam. Przytulam się do poduszki. Obracam na prawą stronę i zasypiam.

środa, 15 października 2014

Rozdział 10

Zapinam sukienkę i poprawiam włosy. Za jakieś pół godziny zacznie się rodzinna kolacja. We wszystkim wyglądam grubo. Kładę ręce na biodrach i krzywię się patrząc w lustro. - Okropności.
- Kochanie jesteś już gotowa?
- Taa... – mówię cicho
- To otwórz.- Jak on może jeszcze na mnie patrzeć? idę do drzwi. Łapie mnie za rękę Uśmiecham się do niego.
- Ty swój prezent dostaniesz wcześniej.- Daje mi jakąś kartkę z adresem.- I jeżeli chcesz to tam z tobą pojadę.
- Powiesz co to?
- Adres do twoich rodziców
- Żartujesz? - patrzę na niego zaskoczona. - Jakim cudem?
- Mam sposoby.
- Lou! - rzucam mu się na szyję całując go.
- Podoba ci się prezent.
- Cudowny. Najlepszy- Całuje mnie w usta.
- Trochę się też dowiedziałem.
- Czego?
- Twoja mama miała szesnaście lat jak cię urodziła. Rodzice wyrzucili ją z domu.
- Ow...To chyba trochę rozumiem.
- Tak. Ja też.
- Chcę ją poznać.
- Mogę cię tam zawieźć.
- Teraz?
- Jeśli chcesz?
- Chcę.
- To chodźmy.- Wychodzimy z domu i jedziemy tam. Louis zatrzymuje się przed małym domkiem Zdenerwowana nieco jestem gdy idziemy do drzwi. Pukam do drzwi. Otwiera nam młoda kobieta
- Dobry wieczór - mówię.
- Dzień dobry.
- Jestem Annie McClayne.
- O Boże...- Kobieta zakrywa usta ręką
- Mo...możemy?
- Oczywiście.- Wpuszcza nas do środka. Trzymam Lou za rękę. Nie wiem co mam powiedzieć. Speszona patrzę na swoją matkę.
- W życiu bym cię nie poznała.
- No przez tyle lat się zmieniłam.
- Pewnie masz mi to za złe.
- Nie. Rozumiem.
- Usiądźcie. - Zajmujemy miejsce na sofie. Nie wiem o czym mam z nią rozmawiać.
- Chciałam cię poznać.
- Też chciałam. - Patrzę na Louisa. Nie wiem co mam mówić.
- Miło mi panią poznać. Jestem Louis. Rozmawiałem z panią przez telefon.
- Ah to ty. Jestem Mia.
- My zaraz musimy iść, ale chciałem panią zaprosić jutro na obiad.
- Mnie? Ale są święta nie chcę wam przeszkadzać.
- Nie będzie pani.- Louis zapisuje adres.
- Naprawdę dziękuję.
- Do widzenia.- Wychodzimy. Oddycham z ulgą. Wtulam się w niego. Idziemy do auta. Całuje mnie w głowę.
- Dziękuję Lou.
- Proszę.- Wracamy do domu. Zasiadamy do kolacji.  Śmiejemy się rozmawiamy. Leżymy już w łóżku.
- To co z tym moim prezentem Uśmiecham się i daję mu pudełko w którym są cztery buciki i usg .
- Cztery? Bliźniaki?- Kiwam głową obserwując jego reakcje. Wpatruje się w usg i nic nie mów.
- To chłopiec i dziewczynka.
- Super, dwójka na raz- całuje mnie w usta Jestem zaskoczona. Myślałam że gorzej to przyjmie.
- To się dziadek ucieszy, zawsze marzyła mu się wnuczka.
- Wiesz do ostatniej wizyty miały być dwie dziewczynki .
- Ale jest chłopiec i dziewczynka? Czy mam nabyć broń, żeby odstraszać dwóch chłopaków od moich córeczek?
- Chłopiec i dziewczynka. - kiwam głową z szerokim uśmiechem.
- Uff.
- Kocham cię. - całuję go w usta. Ktoś puka do drzwi.
- Proszę- mówi Louis. Wchodzi Victoria uśmiecha się do nas.
- Mam dla was prezent - macha kluczami od czegoś
- Co to?
- Klucze od waszego domu.
- Domu?- pytam zaskoczona
- Taak. - uśmiecha się.
- Dziękuję- Louis ją przytula.- Czyli nici z dziadkowej niańki
- No niezupełnie - śmieje się. - Dom jest na tej samej działce praktycznie. Dwa domy dalej.- Louis się śmieje.
- Oddzielnie, a jednocześnie razem. Tylko wy umiecie coś takiego wymyślić
- No bo  ja muszę was mieć obok.
- Ale nie będziesz mieszkać tam z nami?
- Niee - śmieje się. Życzy nam miłej nocy i wychodzi.
- To mnie zaskoczyli
- Nie tylko ciebie
- Nie poznaje własnych rodziców.- Przytulam się do niego z uśmiechem. Całuje mnie po głowie. Oboje zasypiamy

środa, 8 października 2014

Rozdział 9

Budzę się czując pocałunki Louisa na mojej szyi. Otwieram oczy i kładę dłoń na jego karku. Całuje mnie w usta.  Uśmiecham się oddając pocałunki.  Czuję jego ręce pod moją bluzką. Ja swoje wsuwam pod jego koszulkę. Zdejmuję ją. Nagle przypominam sobie o Ethanie. Ale nie ma go w łóżku
- Kolacja gotowa- szepcze mi do ucha.
- Wolałabym co innego - wzdycham cicho.
- A co takiego kochanie?- Przygryzam jego wargę i ciągnę w jego stronę.
- Ciebie i tylko ciebie.
- mnie już masz
- Możemy nie schodzić na kolację? - jeżdżę palcami po jego tatuażach.
- Nikt nam nie każe.- Całuję go w obojczyk. Potem po szyi. Sprawnie ściąga ze mnie koszulkę. Oplatam jego biodra nogami. Nie wiem jak on dalej może mnie chcieć z tym brzuchem. Mi się moje ciało kompletnie nie podoba. Całuje mnie po szyi zostawiając malinki.
Mruczę mu do ucha. Rozpinam pasek jego spodni.
- Gdzie się tak spieszysz?- On się znęca. Zwyczajnie znęca, bo go okropnie pragnę. Ściąga ze mnie moje spodnie.
- Masz ochotę jeszcze na mnie patrzeć?
- Zawsze będę miał ochotę.- Uśmiecham się i palcami kreślę kółka na jego policzku. Delikatnie mnie całuje i pozbawia bielizny Trzymam dłoń w jego włosach i ciągle łącze nasze usta. A on łączy nasze ciała. Wzdycham wprost do jego ust. Wypycham biodra w jego kierunku. Jest mi tak dobrze. Wbijam palce w jego ramiona i powstrzymuję jęki. Robi to powoli i delikatnie zamykając mi usta kolejnymi pocałunkami/
- Oh Lou... - mówię mu do ucha. - Kocham cię.
- Ja ciebie też.- Głaszczę go po policzku i znów całuję. Jest idealnie. Leżymy obok siebie na łóżku. Wyznaczam ustami ścieżkę po jego klatce.
- Nie masz jeszcze dość?
- Dlaczego mam mieć dość miłości z tobą?
- Tego nigdy za wiele.
- Mam nadzieję że ty nie masz dość
-Nigdy nie będę miał dość.- Całuję go w usta podsuwając się bliżej niego.
- Bardzo cię kocham. - Wtulam twarz w zagłębienie jego szyi przymykając oczy. Obejmuje mnie w pasie i trzyma dłoń na moich brzuchu.
- Już nie mogę się doczekać.- Uśmiecham się do niego delikatnie.
- Naprawdę?
- Tak.
- Ja też. Bo to owoc naszej miłości.
- Tak i już się tak nie boje.
- Skąd ta zmiana?
- Nie wiem. - Całuję go w usta. Oddaje mój pocałunek czule i delikatnie. Trzymam dłonie na jego policzkach i uśmiecham się.
- Jesteś cudowna. Zmusiłaś mnie, żeby dorosną.
- Myślisz, że to dobrze? - uśmiecham się.
- Tak. Za długo zachowywałem się jak gówniarz.
- Ale nadal jesteś cholernie, cholernie uparty - kręcę głową.
- Tak i chcę żebyś wstrzymała się z powrotem do pracy.
- Ale..muszę?
- Wolałbym, żebyś teraz posiedziała w domu, a wróciła do pracy we wrześniu.
- Wtedy nie wrócę. Będę musiała się zajmować.
- Od czego jestem ja?
- Ale co z piłką? Ze studiami?
- Trochę to poczeka. Rok mnie nie zbawi.
- Ale i tak sam nie dasz rady - przytulam się.
- Ale jest jeszcze tata.
- No tak.
- To co poczekasz?
- Poczekam.
- Dziękuję kochanie- całuje mnie w usta. Oddaję pocałunek. Zjeżdżam dłonią po jego klatce. Uwielbiam te jego mięsnie i tatuaże.
- Podobają mi się - całuję napis na klatce.
- Tak? Może zrobię sobie kolejny
- A to trochę nie za dużo?
- Czemu?
- Masz ich baardzo dużo - uśmiecham się rysując palcami po ich konturach.
- Ale jeden więcej by nie zaszkodził.
- Jak uważasz kotku.
- Już mam nawet pomysł
- Jaki?
- Powiedzmy, że to będzie niespodzianka.- Bierze moją dłoń i całuje moje palce.- Na pewno nie jesteś głodna.
- No tak trochę - przyznaję z uśmiechem.
- To idę przynieść coś do jedzenia.- Wstaje ubierając spodnie. Wychodzi z sypialni a ja opadam na poduszki.
- Będziecie niespodzianką dla tatusia - mówię. Uśmiecham się do siebie. Głaszczę swój brzuch. Louis wraca z kolacją. Jemy ją śmiejąc się głośno.
- Mój król szkoły - śmieję się całując go
- Moje panowanie zostało obalone
- Dlaczegoż to?
- Teraz rządzi królowa Lottie
- Ojej. Więc złodziej mojego serca.
- Ty nie jesteś lepsza
- Posądzasz mnie o kradzież?
- Tak
- Jesteś pewny swoich słów?
- Tak.
- Kocham cię i mam dla ciebie prezent na urodziny i nie mogę się doczekać.
- Też cię kocham i nie chcę prezentu.
- Niestety nie masz wyjścia.- Wzdycha kładąc się na poduszkach- Całuję go w usta. Przytulam się do niego i tak zasypiamy.
Chodzę z Lottie po centrum handlowym i robimy zakupy. Bardziej prezenty. To już za dwa dni
- Patrz może to dla mamy- pokazuje na jakiś wisiorek u jubilera.
- Jest śliczny
- Tak. A co powiesz o tym.
- Oba są ładne.
- To poproszę oba- mówi do sprzedawcy
Ale robimy tak, że jeden kupuję ona jeden ja. Mamy nadzieję, że Victorii się spodobają. Wracamy z zakupami do domu.
- Jezu, głodna jestem - śmieję się, bo nie dawno jadłam.
- Pewnie mama już zrobiła obiad. Uwielbiam jej kuchnię. Szczerze sama jestem potwornie głodna
- Tak, twoja mama gotuje cudownie
- Za niedługo to będzie nasza mama.
- Nasza?
- No będziesz żo... O kurwa.
- Mów Lottie. Ciężarnej się nie odmawia
- No będziecie mieli dziecko, a Louis jest przykładnym synkiem tatusia, nawet jeżeli nigdy w życiu ci się do tego nie przyzna. Zsumuj sobie wszystko
- Chyba jest na to trochę za młody,..
- Sądzisz, że coś Louisa powstrzyma?
- nie. - kręcę głową.
- Więc znasz już odpowiedź.- Wchodzimy do środka.- Mamo powiedz, że jest obiad.
- Oczywiście że jest głodomory. Jak zakupy?
- Dawaj mi ten śrubokręt! - krzyczy Louis.
- No weź tam leż...ała!
- Naprawiają auto - tłumaczy Vickii
- A Ethan z nimi?
- Ethan, śpi.
- Uff, później tylko powtarza to co słyszy. Nie powiemy ci co dostaniesz na święta. Jedzenie... Nie pamiętam kiedy miałam taki apetyt.
- Może w ciąży jesteś? - pyta ją.
- Ciekawe z kim? Nie miałam okazji...
- A ten chłopak?
- Jaki chłopak?- Pyta Victoria
- No kiedy przyjechaliśmy pierwszy raz był
- Wtedy był tylko Sebastian- mówi Victoria.- Lottie jak się ojciec dowie.
- Nie dowie.
- To dobrze- oddycha z ulgą. Victoria podaje obiad gdy wchodzą chłopcy. Louis całuje mnie w policzek.
- Hej - uśmiecham się.
- Hej- siada obok mnie. Jemy obiad. Jak te maluchy się wiercą. Wszyscy się śmieją.
-macie pomysł na imiona?
- Jeszcze nie. Nadal nie dowiedziałem się czy będę miał syna czy córkę
- Annie podasz mi sok? - lottie zmienia szybko temat.
- Oczywiście.- Podaję dzbanek dziewczynie. Syczę cicho z bólu gdy dostaję od środka w żebra.
- Annie
- Wszystko w porządku.
- Dobrze.- Biorę go za rękę i kładę na brzuchu. Uśmiecha się lekko zadowolony Opieram głowę o ramię chłopaka i dalej rozmawiamy. Czuję się tutaj jak w prawdziwym domu, w prawdziwej rodzinie. Są kochani. Kocham ich. A Victoria jest dla mnie jak mama.

piątek, 26 września 2014

Rozdział 8

Budzę się jak mnie niesie. Patrzę na niego, a później na wnętrze domu.
- Jeju...
- Co?- Stawia mnie na nogach w sypialni
- Piękny dom.
- Aa jeszcze dziadków.
- Naprawdę cudowny.
- Mhm.- Do pokoju ktoś wpada. Jest to mały chłopczyk z burzą jasnych loków i dużych niebieskich oczach.
- Ujek!
- Hej maluchu.-bierze go na ręce.- Urosłeś
- Tlochę.- Chłopak zaczyna go gilgotać.
- Haha ujek!
- Poznaj nową ciocie.
- Cieść. - macha mi. Jest uroczy.
- Cześć. -uśmiecham się.
- Ciemu masz bziusiek.  Za dużo zjadłaś? - Śmieje się a on wyciąga do mnie ręce. Biorę go. Całuje mnie w policzek. Jest cały ubrudzony czekolada.
- Słodki jesteś.
- Dziadek dał mi czekoladę.
- No właśnie widzę, że cały w niej jesteś. - teraz to ja całuje go w policzek.
- Fuj. - Odpycha się ode mnie ze śmiechem.
- Jak ty w ogóle masz na imię?
- Ethan.
- Śliczne imię.
- Mama też tak mówi.- Uśmiecham się do niego i go stawiam, a on biegnie do zabawek. Louis całuje mnie w głowę. Przytulam się do niego.
- Jest świetny.
- Tak. Cała Lottie
- Dokładnie.
- Jak już nie śpisz to przedstawię cię tacie.
- Wydaję mi się że nie śpię. - śmieję się.
- Wydaje ci się.
- wszystko jest jak sen.
- Zaraz będzie to koszmar.
- Mówią że twój tata jest fajny.
- Tak, ale nie dla mnie.- Całuję go delikatnie w usta i biorę za rękę. Chcę, żeby wiedział że zawsze jestem. Schodzimy na dół. W wielkim salonie siedzi mężczyzna koło pięćdziesiątki
- Cześć tato.
- Cześć. Dawno cię nie było
- Nie było okazji. Chciałem ci kogoś przedstawić.
- To ta dziewczyna
- Tak, to Annie.
- Dzień dobry
- Jestem Eryk.- Wyciąga do mnie rękę. Ujmuje ja, a on mnie przytula To dziwny, ale miły gest. Uśmiecham się do niego.- Witam w rodzinie
- Ja..naprawdę dziękuję. Wszystkim wam.
- Nie masz za co.
- Mam. Bo mieć rodzinę to coś wspaniałego.
- O tak.- Przytulam się do mojego chłopaka.
- A od jutra do szkoły Louis.
- Nie przypominaj.
- Książki leżą na biurku
- Dzięki.  - mruczy.
- Kolacja będzie za godzinę
- Chodźmy do ogrodu - zabiera mnie z salonu.
Idziemy trawnikiem usypanym śniegiem. Obracam się i delikatnie całuję go w usta. Potem dostaje śniegiem w plecy ode mnie.
- Ty wredoto. -louis odwdzięcza się tym samym.
- Lou! - śmieję się.
- Co kochanie
- Głupi jesteś - znów dostaje.
- Tak?
- Tylko troszeczkę. - Całuję go. Oddaje moje pocałunki. Lądujemy na śniegu. Ciągle go całuję. Ostatnio nie mieliśmy chwili dla siebie.
- Muszę...- pocałunek.- Ci...- znów-. Coś powiedzieć.
- Tak? Nie może to poczekać?- Brakuje mi tchu od jego pocałunków a moje myśli gdzieś uciekają.
Namiętnie łączymy nasze usta.
- zaraz się przeziębisz
- Dobra wstajemy. - podnoszę się. Louis otrzepuje nas że śniegu. Przytulam się do niego. Wchodzimy do domu. Słyszymy rozmowę Lottie z jakimś chłopakiem.
- Chodźmy na górę. - mówi chłopak. Ich rozmowę przerywają pocałunki.
- Twój tata. .. i brat
- Nie ważne. Chodźmy.- Louis patrzy na mnie. Trzymam go za rękę byle tylko do nich nie podszedł. Idą na górę i zamykają się w pokoju. Victoria woła nas na kolację.
- Moja siostra.
- louis ona jest pełnoletnia .
- Tak, ale to moja siostra.
- Siadaj do stołu Lou- Mówi jego mama.
- Tak- mruczy. Ciągle trzymam go za rękę. Jemy kolację. Jem za trzech . Louis tylko się śmieje patrząc na mnie. Zastanawiam się kiedy mam mu powiedzieć.
- Tato nadal masz kolegę w tej prywatnej szkole?
- Tak, nadal. A co?
- Annie nie lubi siedzieć w domu.
- Chcesz pracować? - pyta mnie. - Mogę załatwić ci pracę w szkole.
- Tak.
- Nie ma problemu
- Dziękuję.- Uśmiecha się do mnie. Kończymy kolację. Pomagam sprzątać. Louis rozmawia ze swoim tatą.
- Jeszcze się nie zabijają- mówi Victoria.
- Naprawdę tak źle było?
- Tak. Odkąd skończył 15 lat nie dogadują się.
- A teraz?
- Teraz nie słychać krzyków.- Uśmiecham się i wkładam ostatni talerz. - O i w czymś się nie zgadzają- stwierdza rozbawiona Victoria słysząc krzyki.
- Jasne, przestań. Nie zawsze musisz mieć racje! - krzyczy Lou.
- Może ty zaczynasz zachowywać się odpowiedzialnie
- Zaczynam.
- Nie widać.
- Może ty zaczynasz być kochanym tatą.
- Jakoś Lottie nie narzeka.- Znów krzyki ustają. Dopijam herbatę patrząc na Victorię.
- Przyzwyczaj się. Oni tak zawsze.
- Miło.
- Tak. Oni bardzo się kochają.
-  Widać. - kiwam głową ze uśmiechem. Wychodzimy do ogrodu i rozmawiamy. Poznajemy się bardziej. Bardzo ją polubiłam. Podchodzi do nas Louis. Bawi sie kluczykami od samochodu.
- Kochanie ja wychodzę.
- No dobra. - nie mogę go zatrzymać. Może chce kogoś odwiedzić albo cokolwiek.
- Klucze od auta- mówi Victoria wyciągając rękę.
- Nie. - upiera się.
- Odpowiadasz nie tylko za siebie.
- Mamo no ..
- Klucze, możesz się przejść.- Wzdycha i oddaje jej kluczyki - Teraz możesz iść.
Całuje nas w policzki i wychodzi. Kobieta chowa klucze do kieszeni kurtki
- Gdzie on poszedł?
- Szwendać się po mieście. Zawsze tak robi.- Wsuwam ręce do kieszeni. Wracamy do środka. Bawię sie z Ethan’em a nawet potem razem z jego babcią go kąpię.
- Ciocia i ujek będzie meszkać z nami?
- Tak skarbie - mówi.
- Fajnie.
- Ciocia cię uśpi dzisiaj- całuje go w czoło i niesie do pokoju.
- Bajka... super- Siedzę na jego łóżku i opowiadam mu bajkę. Chłopiec szybko zasypia Całuję go w czoło i idę do sypialni. Louis przychodzi bardzo późno. Ja praktycznie śpię. Całuje mnie w głowę i przyciąga do siebie. Mruczę cicho i przytulona zasypiam. Budzę się rano. Chłopaka już nie ma. Pewnie poszedł do szkoły. Ubieram się. W domu jest tylko Ethan i Eryk.
- Dzień dobry - mówię.
- Ciocia.
- Ethan
- dziadku możesz iść do płacy. Zostanę z ciocia
- Haha dziękuję za pozwolenie.
- No to idź.
- Annie zostałabyś nim?
- oczywiście i tak nie mam co robić.
- Postaram się dziś wszystko załatwić co związane z praca. - obiecuje. Ubiera się i  żegna z nami. Zostajemy sami. Tylko ja mam zwolnienie aż do końca grudnia Ale mogę o nim zapomnieć. Mam nadzieję że Louis nie będzie zły że nie odpoczywam. Bawimy się, oglądamy bajki, robimy obiad. Mały bardzo mi pomaga. Jest uroczym dwulatkiem. Siedzimy na dywanie i rysujemy. Do domu wraca Louis.
- Patrz wujek.
- Śliczne.- Ethan rysuje dalej uśmiechając się. Podnoszę się z podłogi i podchodzę do Louisa
- Jak w szkole?
- Nudno. Jak może być w szkole.
- No ale to nowa więc pytam jak ci było.
- Strasznie, jako brat Lottie lubią mnie wszyscy.
- Haha. To chyba dobrze. - idę do kuchni .
- Nie bo kręcą się obok niej lalusiowaci idioci i puste blondynki
- A to nie dobrze.
- Tak. Ona nimi rządzi. Jak poddanymi.
- Elita - wzruszam ramionami odgrzewając obiad.
- To nie moja bajka.- Odwracam się i go przyciągam.
- Urodziny masz w wigilię tak?
- Tak.
- To dobrze. - postanawiam, że wtedy się dowie.
- CO chciałaś mi wczoraj powiedzieć.
- To może poczekać. - całuję go.
- A dobra.- Oddaje mój pocałunek.- Muszę zrobić lekcje
- Może ci pomóc?
- Ty matury za mnie nie napiszesz
- Ale nie mam zamiaru odrabiać za ciebie lekcji.
- Dam radę.- Całuje mnie w usta.  Uśmiecham się z przyjemnością oddając pocałunki. Podaje mu obiad, a potem idzie na górę. Ethan siedzi na wielkim łóżku i razem z Louisem pochyla się nad zeszytami. Siadam biorąc go na kolana.
- Ej... to fajne te lysunki
- To geometria.
- Fajna.- Całuje go w policzek. Zaraz oczywiście go wyciera.
- Za parę lat zacznie ci się to podobać- stwierdza Louis.
- Tiak?
- Tak.
- Tobie się podoba?
- Bardzo.- Pochylam się i jego też całuję w policzek. Louis uśmiecha się zadowolony. Leżymy na łóżku nie przeszkadzając mu. Głaszczę Ethana po włosach a on śpi wtulony we mnie. Zamykam oczy. Bardzo mi się tutaj podoba. Czuję się dobrze przyjęta. Czuję że mam rodzinę. To cudowne.  Czuję jak ktoś okrywa nas kocem. Zasypiam razem z Ethanem.

środa, 10 września 2014

Rozdział 7

stoję w klasie na wychowawczej.
- Porozmawiamy o antykoncepcji.- Cała klasa patrzy na nie zaszokowana.
- W końcu trzeba.
- Ale my wiemy co to jest,
- Tak? I dlatego dwie dziewczyny z naszej klasy są w ciąży a w szkole w sumie jest 8 ciężarnych?
- Pan Payne się stara- rzuca ktoś z tyłu klasy
- Louis - uciszam go.
- Przepraszam proszę pani.- Uśmiecha się lekko.
- Nic nie szkodzi. - poprawiam sukienkę. Kładę dłoń na brzuchu bo właśnie czuję jak moje dziecko pierwszy raz kopię .Stoję tak kilka chwil rozkoszując się tym.
- Jakie fajne uczucie...- śmieje się.
- Jakie?- pyta Louisa
- Jak dziecko cię kopię od środka.- Louis robi zawiedzioną minę.
- Więc - zaczynam temat. Tłumacze im i dyskutujemy. Wszyscy wychodzą z klasy, zostaje tylko Louis. Uśmiecham się do niego.
- Jeszcze tylko tydzień
- Tylko tydzień. - kładę jego dłonie na brzuszek.
- To na prawdę fajne.
- Mówiłam. - uśmiecham się.
- Dzwoniłem do moich rodziców.
- I co ustaliłeś?
- Że nie mogą się doczekać.
- Naprawdę?
- Tak.
- Coś się stało kochanie?
- Nie. Po prostu to mnie zdziwiło
- że się nie mogą doczekać czy co?
- Tak.
- Idź na lekcje.
- Idę.
- A dasz mi szybko buzi?
- Oczywiście, że dam.- Delikatnie całuje mnie w usta. Uśmiecham się do niego. Wychodzimy z klasy. Louis idzie do kolegów, a ja do pokoju nauczycielskiego. Biorę dziennik następnej klasy.
- Panie jest wychowawczynią trzeciej klasy- wpadam na jakąś kobietę, może po czterdziestce.
- Tak.
- Jestem Victoria Tomlinson.- Wiedziałam, że skądś znam te oczy.
- Vi ...o matko. Dzień dobry.
- Mogłabym zająć pani kilka minut. Mój syn nie wie że tu jestem
- Tak oczywiście. - prowadzę ją do swojej sali.
- Dużo o pani słyszałam.
- O co chodzi?
- Chciałam tylko panią poznać i podziękować.
- Za co? - dziwię się z uśmiechem.
- Nie widziałam syna odkąd skończył szesnaście lat
- Mówił że nie macie najlepszych relacji ale nic więcej.
- Tak.
- Trochę mi głupio. Jestem jego nauczycielką ale on...kocham go.
- Ja to rozumiem. Powiedział mi wszystko.
- Naprawdę nie ma mi pani tego za złe ?
- Victoria, jestem Victoria. Zwróciła mi pani syna.
- Jestem Annie jeśli już.- Uśmiecha się do mnie.
- Miło mi panią poznać.
- Mi ciebie też. Chciałam ci jeszcze powiedzieć o jednej rzeczy
- Tak ?
- Mój ojciec, a dziadek Louisa zapisał w testamencie pieniądze dla swojego prawnuka.
- Matko...- robi mi się dziwnie słabo.
- Dla twojego... waszego dziecka.
- Dobra teraz chyba jestem w szoku.
- Louis nic ci nie powiedział?
- Nie. - kręcę głową. - Przysięgam że nie wiedziałam. - nie wiem co mogła sobie pomyśleć.
- Aaa... Tak to już z nim jest
- Tak ...Muszę iść na lekcje. Przepraszam.
- Oczywiście, to ja zajmuję ci czas. Możesz nic nie mówić dla Louisa?
- Oczywiście .- Idę do klasy Zaczynam kolejna lekcje. Siedzę w domu i sprawdzam ostatnie pracę.
- Dostałem wiadomość i kupiłem co chciałaś.
- Dzięki - uśmiecham się wdzięcznie do mojego chłopaka.
- nie ma sprawy, chociaż to dziwne zamówienie
- Może dla ciebie. My lubimy ogórki, czekoladę i lody.
- Nie zabraniam. Jedz co chcesz
- Zostaniesz?
- Tak
- Piątka - stawiam mu ocenę z pracy.
- Bo zostaje ?
- Nie. - śmieję się .- Bo wszystko dobrze napisałeś miśku.
- oo jaki ja mądry.
- Naprawdę.- Całuje mnie w usta. Uśmiecham się ale zaraz idę jeść.
- Kobiety.
- Faceci. Chcesz ?
- nie podziękuję.  Będzie więcej dla was.
- Bez łaski. - śmieje się. Gdy zjadam kończę oceniać pracę. Siadamy i oglądamy film. Louis obejmuje mnie ramieniem i wodzi palcami po moim ramieniu. To przyjemne czuć jego delikatny dotyk. Przez niego nie mogę się skupić i nawet nie wiem co oglądamy. Często tak robi nawet o tym nie wiedząc. U niego jest to automatyczne. A ja automatycznie reaguje. Całuje mnie w głowę.
- Kiedy masz do lekarza?
- Za jakiś tydzień. Czemu pytasz?
- Bo chce iść z tobą. A kiedy dowiemy się czy to chłopiec czy dziewczynka
- Właśnie na tej wizycie. Jeśli będziemy chcieli.
- A będziemy ?
- A chcesz?
- Bardzo.
- Więc się dowiemy - wtulam się bardziej.
- Aa mogą być bliźniaki
- Bliźniaki?
- Tak bo mam siostrę bliźniaczke. Lottie.
- Mówiłeś że jest młodsza.
- Tak o 20 minut.- Śmieję się. Całuję go w policzek.
- No to może będą bliźniaki.
- Od razu dwójka. Zdolny jestem.
- nic nie wiadomo kochanie
- Tak tylko zakładam.
- Ale to byłaby niezła niespodzianka
- A no tak. - podnosi się by wziąć swój telefon.- Tak młoda?- Zaczyna rozmawiać z siostrą. Idę się wykąpać. Wracam z łazienki a Louis leży na kanapie.- Ona żyje by mnie nękać.
- Dlaczego? - siadam na jego klatce i opieram o nią ręce.
- Bo chce przyjechać.
- Twoja ma...No to dobrze. Poznam ja
- innego wyjścia nie masz.
- Zawsze mogę uciec.
- Oh. .. kochanie.- Pochylam się i całuję go w usta.
- Będzie jutro po południu.
- Przygotuję się na to.
- Na to nie da się przygotować.
- No dobra.- Podnosi się lekko i całuje mnie w usta. Uśmiecham się odwzajemniając pocałunek. Obejmuje mnie w tali i coraz zachłanniej całuje. Trzymam ręce na jego ramionach i oddaję wszystkie pocałunki sama je pogłębiając. Są delikatne a zarazem namiętne. Kocham jego usta. Cudowne.
- Kocham cię.
- Wiem skarbie. Ja ciebie mocniej.
- Dyskutowałbym na ten temat.
- Możemy się kłócić.
- Wolę spędzić ten czas inaczej.
- Jak kochanie?
- Tak.- Całuje mnie w usta. Uśmiecham się przygryzając jego wargę. Cholera... akurat w tym momencie muszą nam przerywać. Wstaje i idę otworzyć. Zdziwiona patrzę na dwóch policjantów.
- Tak?
- Pani Annie McClayne?
- Tak.
- Mamy nakaz zatrzymania i przesłuchania w sprawie nielegalnych relacji między uczniem.
- Złożony przez pana Payne'a - wywracam oczami. - Jakich relacji? Uczę swojego ucznia.
- Tak? Złoży pani zeznanie i po sprawie. Tak jak pan Tomlinson.
- Jasne. - Oboje z Louisem wychodzimy. W komisariacie czeka na nas mama Louisa. Chłopak patrzy na nią zdziwiony. Jego matka? To dziwne.
- Proszę pokazać nakaz zatrzymania- mówi do jednego z policjantów. - I ostrożnie, moja klientka jest w ciąży.
- Proszę - podaje jej jakiś papier.
- Pani McClayn ma prawo odmówić zeznań. I nie ma żadnych innych świadków mówiących o nadużyciu stanowiska przez panią McClayn. Proszę zająć się panem Paynem i jego relacjami z uczennicami.
- chciałam zapytać jaki macie na to dowód? - odzywam się.
- Zeznania pana Payne i nagrania z kamer klubu z dnia 3 września.
- Z klubu? 3 września był dniem przed rozpoczęciem szkoły. Nie byłam jego nauczycielką.
- A ja odprowadzałem panią do samochodu.
- Nasze relacje są poprawne i odpowiednie.
- Więc do widzenia.- Wychodzimy stamtąd. Jestem wdzięczna Victorii.
- Co tu robisz?
- Pomagam.
- Dziękuję mamo.- Chłopak mocno ja przytula. Widzę zaskoczenie na twarzy Victorii Powoli go obejmuje i całuje we włosy.
- Zawiozę was do domu.- Zdaję sobie sprawę, że jutro nie będzie ciekawie w pracy. Rano ubieram się i jem śniadanie w pospiechu. Louis stoi pod klasą i rozmawia z jakąś blondynka. Dzwoni dzwonek i wpuszczam ich do sali. Louis wchodzi ostatni.
- Siadajcie.- Wszyscy grzecznie siedzą i słuchają lekcji, aż dziwne. Rozdaję im prace domowe ocenione i sprawdziany. Wracam do biurka gdy robi mi się słabo. Nogi same się pode mną uginają Louis znajduje się zaraz przy mnie. W jego ramionach tracę przytomność Budzę się w szpitalnym łóżku. Boli mnie głowa i brzuch. Wchodzi lekarz. Objaśnia, że to ze zdenerwowania. No tak...wczoraj było sporo nerwów. I mówi że muszę uważać. Wręcza mi zwolnienie z pracy
- Ale nic dziecku nie jest?
- Nic. Musi pani tylko odpoczywać.
- Mogę wyjść?
- Tak.- Już kilkanaście minut później wychodzę ze szpitala po lekach przeciwbólowych. Jedziemy do mnie. Louis prowadzi i się nie odzywa.
- Ta blondynka z pod klasy to była twoja siostra?
- Tak.
- podobna.
- Może. Ma jasne włosy i inne oczy.
- Ogólnie podobna była.  W ogóle co ty tu robisz? Powinieneś być w szkole.
- Już nie.
- Czemu?
- Bo jestem już przepisany do innej szkoły. Mama wszystko załatwiła.
- Lubię twoją mamę
- Tak Miła jest.
- Za to ty obrażony albo zły. - opieram głowę o szybę.
- Przestraszony. Bałem się o was.
- Zdenerwowałam się.
- Wiem.- Parkuje pod domem.- Ja muszę się spakować a na ciebie czekają moja mama i siostra.
- I zostawisz mnie - śmieję się wysiadając.
- Tak. Powodzenia.- Idę na górę. Witam się z jego mamą i siostrą.
- O cześć, zaczęłyśmy cię pakować.
- Aaa dzięki - mówię zmieszana.
- Dokładnie w typie Louisa.
- Dlaczego? - pytam.
- Ładna brunetka.
- Ta... - mruczę. Pakuję się.
- Spodoba ci się u nas.
- Jestem wdzięczna że pomagacie również mi.
- Teraz będziemy rodziną.
- Właśnie - Lottie mnie przytula. - Będę ciocią.
- Tak, a ja babcią. Znowu.
- znowu?
- Eee- obie się zamieszały.- Uczyłam się tu na początku w liceum.- wyjaśnia Lottie.
- Ii?
- I miałam historię panem Paynem.
- O matko...
- Tak. Mam dwuletniego synka. - Uśmiecha się lekko.
- Współczuję że z nim, ale i gratuluję.
- Nie jest do niego podobny.
- Mam nadzieję, że moje maluchy będą podobne do Lou.
- Dwójka ?
- W szpitalu mi lekarz dał usg.
- To się tata ucieszy. Teraz wcale z domu nie wyjdzie.
- Hah, czemu?
- Bo to kochany dziadek. Nadrabia zaległości z wnukiem bo z synem się nie dogaduje.- Wzdycham. No tak. Kończymy pakowanie.- Wpada do nas Louis. Akurat siedziałyśmy i śmiałyśmy się z różnych historii które mi o nim opowiadały.
- Ja się wycofuje.
- chodź tu.
- Nie. Jeszcze mnie weźmiecie w obroty.
- siadaj tu - mama go ciągnie obok siebie. - Mój syneczek.
- Tak. Twój
- Kocham cię.
- Ja ciebie też mamo i dziękuję za pomoc.
- Zawsze możesz ba nas liczyć
- Tak wiem. A jak tam ten zbój?
- Tęskni.
- Obijam się jako wujek.
- Żebyś tylko jako ojciec taki nie był.
- Nie będę- pokazuje język dla siostry
- Debil - szturcha go
- Złośnica- Całuje go w policzek, a my się śmiejemy
- Oni tak zawsze.
- Fajnie jest mieć rodzeństwo. Tak mi się wydaję.
- Tak, ale nie brata. Żaby w plecakach i odganianie chłopaków.
- Żaby mówisz - kiwam głową śmiejąc się.
- Tak. Cała masa.
- Nie mam brata, ale sprawa mi bliska.
- To był jedyny mój pomysł.
- Głupi jesteś. - mówi Lottie.
- Ale ona mnie kocha.
- Bardzo cię kocham. - śmieję się. Tuli mnie do siebie.
- To co? Jedziemy?- pyta kobieta
- Ja jestem gotowy.
- My też. Chodźcie.- Siedzę w samochodzie z lou.
-nie zamęczyły cię- Kręcę głową z uśmiechem.
- Są świetne.
- Pokochały cię.
 - Tak dziwnie gdy jesteś w czyjejś rodzinie
- Teraz jesteś jej częścią.
- To też dziwne uczucie.
- Przyzwyczaisz się.- Całuje go w policzek i wygodniej siadam w fotelu. Jedziemy parę godzin. Zasypiam po jakimś czasie.

Info co do rozdziałów:
 Musicie być cierpliwi, bo mam komputer w naprawie, a w nim są wszystkie rozdziały. Do tego jestem w klasie maturalnej i wracam do domu późnym wieczorem. Mało czasu zostaje mi na wszystko inne.

niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 6

Reszta wycieczki mija bardzo miło. Nie ma problemów. Wychodzę od lekarza załamana. Trzeci miesiąc.. Jak niby mam powiedzieć dla Louisa.  Przecież on ma szkołę. Nie może być ojcem.  Siadam w samochodzie i zaczynam płakać. Zakrywam twarz dłońmi. Nie powiem mu. Nie wiem co zrobię. Jadę od razu do szkoły trochę się spóźniając na lekcje.
- Przepraszam - mówię wchodząc. Zaznam lekcję. Nie mogę się na niczym skupi Mylę się co chwila. Mówię co nie trzeba. Zrezygnowana opieram głowę na rękach i nastaje cisza.
- Macie wolny czas do końca lekcji - mówię cicho. Wychodzę z sali bo jest mi nie dobrze. Idę do najbliższej łazienki i wymiotuję śniadanie.
- Annie?- słyszę Louisa.
- Wracaj do klasy.- mówię cicho
- Powiedz co się dzieje
- Źle się czuję.- Patrzę w jego oczy.
- Czy ty...?- Odwracam się i wymiotuję.
- Który miesiąc?
- Trzeci...
- Damy rade.- Patrzę na niego w szoku.
- CO? Akceptujesz to?
- Jestem tak samo odpowiedzialny
- Możesz zawsze się do tego nie przyznać - płuczę usta. - Wiem, że jesteś młody..
- Ale cię kocham.
- Louis to będzie cholernie trudne. Przepraszam. Widocznie kiedyś zapomniałam o tabletkach - zamykam łazienkę i wtulam się w niego.
- Przestań.- Całuje mnie w głowę.- W końcu na coś przydadzą mi się pieniądze rodziców.
Biorę jego dłoń i z obawą patrząc mu w oczy kładę ją na swój brzuch. Uśmiecha się lekko.
- Proszę, wróć na lekcję.
- Dobrze.- Całuje mnie w głowę. Wychodzi. Ja wracam pod koniec. Wypuszczam ich z klasy Nie wiem jak sobie poradzimy. To jakaś masakra. Bez dziecka byłoby łatwiej Teraz wszystko się wyda Chociaż może nie... Nikt nie musi wiedzieć że to Lou. A jak urodzę to skończy się szkoła Biorę swoje rzeczy i wychodzę z sali. Idę do pokoju nauczycielskiego. Jestem mało skupiona a mam dzisiaj bardzo dużo lekcji. Wracam do domu wieczorem. Louis czeka na mnie w mieszkaniu.
- Hej - zdejmuję kurtkę.
- Hej. Chciałem po rozmawiać.- Przytulam się do niego.
- O czym?
- Moi rodzice chcą żebym przeniósł się do prywatnej szkoły
- Louis? - patrzę mu w oczy. - Zrobisz jak uważasz.
- Nie wyjadę.
- Ale ja cie nie chcę zatrzymywać na siłę
- Ale ja nie chcę nigdzie wyjeżdżać.- Stoję tak wtulona w jego klatkę. Jestem zmęczona. I głodna. Okropnie.
- Zrobiłem obiad.
- Mówiłam ci już że jesteś cudowny?
- Coś tam napomknęłaś.
- Wspaniały - całuję go. - To jeszcze raz. Tak w normalnych okolicznościach. Będziesz tatą.
- Super.
- Trochę dziwnie to słyszeć w wieku 18 lat co?
- Prawie 19 lat.
- Naprawdę przepraszam - idę do kuchni.
- Nie masz za co.
- Mam .za problem.
- To nie jest problem. Chyba, że ty tak uważasz.
- Nie.
- To dlaczego dla mnie miałoby być problemem.
- bo ty dopiero żyć zaczynasz
- Nie będziecie przeszkadzać mi w życiu.
- Kochasz nas?
- Kocham. Bardzo kocham.- Uśmiecham się i podaję nam obiad. Louis zaczyna mnie karmić. Śmieję się. On jest słodki.
- Muszę wracać do domu.
- Musisz? - robi ni się przykro ale to hormony .
- Tak. Bo zalewam sąsiada i właściciel chce wypowiedzieć mi umowę.
- A jak już ci wypowie to zamieszkasz ze mną.
- Tak. Ciebie wyrzucą z pracy, a mnie ze szkoły.
- Więc to ja jestem problemem. Doszliśmy do wniosku. Kocham cię i przykro mi że mamy same kłopoty.
- Przestań. To nie jest twoja wina- Wstaję markotna. Chciałabym Louisa ciągle obok. Idę do sypialni gdy robi mi się słabo.
- Pieprzyć mieszkanie.- Kładzie się obok mnie.
- Nie. Idź Lou. To normalne w ciąży - uspokajam go.
- Wolę się nie martwić, więc tu zostanę.
- Mieszkanie jest ważne.
- Najwyżej mnie przygarniesz.
- Jesteś taki uparty.
- Tak. Przyszykuj się że nasze dziecko też będzie
- O matko. Słyszysz maleństwo? Dom wariatów.
- Tak, a jak poznasz moich rodziców i młodszą siostrę to przyda ci się psychiatra.- Zaczynam się śmiać. Całuję go w usta z uśmiechem.
- A myśleli, że wcześniej zaliczę wpadkę.
- Co to jakieś zakłady?
- Tak. Jestem czarną owcą.- Całuje mnie w usta.- Ale moje siostrzyczka cię pokocha.
- Poważnie chcesz przedstawić mnie rodzinie ?
- Tak.
- Też bym chciała..
- Nigdy ich nie szukałaś?
- Oddali mnie. Czemu mam się nimi interesować?
- Może zrobili to z jakiegoś powodu.
- Nie wiem. Naprawdę.- siadam i zaczynam pisać im sprawdzian .
- Poszukajmy ich.
- Co?
- Znajdziemy ich.
- My? Pomożesz mi?
- Tak. -Uśmiecham się.
- Dobra. - zgadzam się i wracam do pracy.
- Trudny będzie ten sprawdzian?
- Trochę..
- Czyli trzeba będzie się uczyć.
- Będzie.
- Nie odpuścisz nam?- Odwracam głowę w jego stronę.
- Jestem w ciąży. Jestem wredna .
- Nawet jakby cię bardzo ładnie poprosił.
- Musiałbyś bardzo ładnie.
- Ja się postaram.- Zabiera mi moją kartkę i długopis. Odkłada je na szafkę nocną. Delikatnie całuje mnie po szyi. Uśmiecham się zagryzając wargę. Układa mnie na poduszkach, Obejmuję nogami jego pas. Wsuwam palce we włosy chłopaka. Powoli rozpina guziki mojej koszuli. Drażni się ze mną. Co guzik do pocałunek na mojej klatce. Oddycham przez usta. Składa kolejny pocałunek na moim brzuchu tuż nad krańcem moich jeansów. Zagryzam wargę. Rozpina guzik. Powoli ściąga ze mnie spodnie całując jednocześnie moje nogi. Troszkę się wiercę.  Łaskocze mnie to.
- Spokojnie... Bo ja się muszę bardzo postarać.
- Oj tak...- Rzuca moje spodnie na podłogę i zaczyna całować moją drugą nogę. To takie niewinne a bardzo przyjemne. Wiercę się pod nim. Urządza sobie taką samą wędrówkę ściągając ze mnie bieliznę.
- Teraz się znęcasz.
- Nie, raczej smakuję każdy milimetr twojego ciała.
- Które z dnia na dzień jest grubsze
- Będę miał więcej do całowania. Miła perspektywa.- Zanim jego usta znowu znajdują się na moim ciele, ktoś nam przerywa.
- Ughh..- zakładam szlafrok i idę otworzyć. Nie... Jeszcze Liama mi brakuje do szczęścia. Od razu pobladłam. - Od razu mówię że jestem chora- kaszlę.
- Tak? A znajdziemy u ciebie pana Tomlinsona.
- Nie. Co ty chcesz?
- Wiemy od jednego z uczniów, że łączą was relacje inne niż powinny'
- Ha słucham? No wiesz różne chodzą plotki. Ty zaliczasz przez łóżko.
- Mówimy o tobie. - Patrzy na mnie uważnie. - Pan Tomlinson niech zacznie uważać.
- Bo co mi zrobisz?- Louis wychodzi z mojej spinali.- Mam powiedzieć dla dyrektora którą z dziewczyn zmusiłeś?
- Louis.   - teraz jestem w szoku. Nie wiem co mam zrobić.
- Panie Payne doskonale wiem, że część dziewczyn była zmuszona. Nie poszedł bym do dyrektora, tylko na policję. Lizzy na pewno by zeznała. Specjalnie przeniosła się do innej grupy by na pana nie patrzeć.
- Romans z uczniem jest karalny - Liam nie ma argumentów. Ja nikogo nie wykorzystuję.
- Jaki romans? Proszę pana ja tylko uczę się do poprawki z literatury. - Louis uśmiecha się szperko.- Komu uwierzy pan dyrektor, dla ucznia którego rodzice płacą durze pieniądze na szkołę czy dla nauczyciela, którego można zastąpić?
- Przeszkadzasz nam. Muszę go uczyć.
- To jeszcze nie koniec.
- Nie wiem co sobie ubzdurałeś.
- Do widzenia.- Zamykam za nim drzwi i przytulam się do Louisa.
- Boję się.
- Nie masz czego. - Całuje mnie w głowę.- Zrobisz coś dla mnie?
- Co takiego?
- Złóż jutro wymówienie.
- Co? Dlaczego?
- Dlatego, że cię stąd zabiorę.
- Jak? Chodzisz do szkoły. Ja zarabiam .
- Szkołę mogę skończyć gdzieś indziej. Powiedzmy, że stęskniłem się za siostrą.
- Ale ja muszę pracować.
- Zaufaj mi.
- Nie mam pieniędzy..
- Ale ja je mam.
- Nie możesz na mnie płacić.
- Mogę. I nie zabraniam ci pracować, tylko nie w tym miejscu
- Ale to będzie podejrzane i mogą mnie ścigać w kuratorium.
- Nie zrobią tego.
- Do końca miesiąca będę musiała po wypowiedzeniu pracować
- Ale tylko do końca miesiąca
- Tak. Więc zdążę zrobić sprawdzian.
- No. Najwyżej się muszę nauczyć
- Wracamy do łóżka? - zamykam drzwi na zamek
- Chyba nie mam ochoty na seks.
- Ale ja nie o tym mówię. - śmieje się. - Po prostu chcę się położyć.
- To chodźmy.- Kładziemy się do łóżka. Przytulam się do niego. Głaszczę mnie po głowie.
- powiesz mi jak by pan payne będzie ci groził.
- Ale po co?
- Ponieważ gdy widzę go z tobą, to zaraz przypomina mi się zapłakaną Lizzy.
- Co on jej zrobił.
- Powiedział, że jak się z nim nie prześpi to nie zaliczy roku. Jej rodzice są bardzo wymagający. Miałaby piekło w domu.
- O Boże... To jest obrzydliwe.
- Tak. Harry i ja mu nie podarowaliśmy. Dlatego nie pojawiamy się na hisotrii.
- teraz wszystko rozumiem. Raz tylko się do mnie dobierał. Gdy miałeś wf a ja okienko
- Zabije go. I po problemie.
- Przestań. - wtulam się .
- Mam go serdecznie dość.
- Ja też.
- Ale zanim wyjadę, zrobię mu piekło z życia.
- Ty mówisz poważnie.
- Jak najbardziej.
- Źle się czuję - boli mnie brzuch.
- Mam wezwać lekarze?
- Nie ...
- Na pewno skarbie?- Kiwam głową. Zaczynam masować brzuch. Delikatnie całuje mnie w głowę. - To może na święta pojedziemy do moich rodziców.
- A jak nie chcą mnie poznawać?
- Nie są aż tacy źli. Polubią cię, zawsze chcieli mądrej synowej.
- Ah....- ziewam
- A Lottie oszaleje na twoim punkcie.
- Chcę ją poznać.
- Ona ciebie też.- Uśmiecham się głaszcząc jego policzek
- Śpij, skarbie.
- Kocham cię kochanie. - mówię.
- Ja ciebie też- Zamykam oczy i Zasypiam.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 5

Sprawdzam w autokarze listę obecności. Na samym końcu siedzi cała paczka. Harry, Louis, Zayn i Niall. Liczę że będzie spokój. Nie wiem jak mam wytrzymać cały tydzień udając, że jest on tylko moim uczniem. Będzie ciężko. Siadam z przodu starając się nie słuchać rozmów uczniów.  Zakładam na uszy słuchawki.  Biorę książkę i czytam. Przerywa mi dźwięk przychodzącego sms'a.
 " Mówiłem ci jak podniecająco wyglądasz w okularach?"
Uśmiecham się pod nosem poprawiając raybany. Inaczej bym czytać nie mogła. Odpisuję po chwili.
" Nie miałeś okazji, ale dzięki xx"
"Muszę się poprawić"
Kręcę głową rozbawiona. Odkładam telefon i wracam do czytania. Po dwóch godzinach jest mały postój. Zeskakuję ze schodka z pomocą kierowcy autokaru i czekam aż uczniowie wyjdą. Daję im pół godziny.  Chodzę rozprostowując swoje nogi. Ktoś łapie mnie za rękę. Odwracam się wystraszona.
- Cii...- Louis uśmiecha się do mnie szeroko. Rozglądam się. Nie chciałabym aby ktoś nas zobaczył. Wszędzie jest pusto. Ciągnie mnie w stronę małego lasku.
- Gdzie ty mnie prowadzisz? - śmieję się bardziej splatając z nim palce.
- Na koniec świata- odpowiada.  Łapię go za koszulkę i przyciągam do siebie.  Opieram się o drzewo, a on zachłannie mnie całuje. Wsuwam palce w jego włosy delikatnie za nie ciągnąc.
- Nie wytrzymam tygodnie- szepcze.
- Będziesz musiał skarbie. - przykładam policzek do jego policzka.
- Coś się wymyśli.- Całuje mnie po szyi.- Który dali ci pokój?
- A ja wiem. Osobny. - śmieję się. - Blisko was, bo wy jesteście najgłośniejsi i najniegrzeczniejsi.
- To bardzo dobrze, proszę pani.- Wsuwam dłonie do tylnych kieszeni jego spodni i tak stoimy. Opiera czoło o moje, a ja się uśmiecham.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham. Tylko mocniej.
- Mógłbym dyskutować na ten temat, ale zaraz będą mnie szukać.
- To idź.
- Nie chcę.- Całuje mnie jeszcze raz, zachłanniej. Przygryzam jego wargę. Całuję go po szyi i robię malinkę.
- Idę.
- Pa kochanie.
- Możesz mnie za karę posadzić obok siebie.
- To było by zbyt podejrzliwe.
- Nie, jeżeli zrobię coś niedobrego
- A co takiego zrobisz?
- Przekonasz się za parę minut. Kręcę głową on biegnie w stronę kolegów. Powoli wracam do autokaru. Wszędzie jest pełno skaczących żab. Zabiję go.
- Który to zrobił?! Patrzę się na ich całą czwórkę.
- Ja mam alibi proszę panią, prawda Hanna- mówi Styles.
- Tak proszę pani - piszczy swoim głosem. Chyba muszę na wychowawczej przerobić z nimi antykoncepcję.
- A ! - piszczę gdy to obrzydliwe coś przeskakuje pod moimi nogami. Louis zaczyna się śmiać.
- Tomlinson!
- Tak proszę panią?
- Fuj... - krzywię się . - Siadasz z przodu...
- CO?! Nie tylko nie to.- Ta scenka mnie trochę bawiła, ale to był dobry aktor.
- Nie dyskutuj ze mną.
W końcu pozbyliśmy się wszystkich żab i możemy jechać dalej. Louis siedzi obok mnie i ze słuchawkami w uszach opiera się głową o szybę. Cicho nuci pod nosem.  Słodko wygląda. Uśmiecham się i spuszczam głowę. Robi to coraz głośniej nie zwracając uwagi na innych. Nagle w autokarze jest cisza i każdy go słucha. Dołączają do niego Harry, Niall i Zayn. To co i jak śpiewają jest cudowne. Nigdy nie widziałam ich w tej odsłonie.
- Wow...- mówię cicho.
- Co?- Louis patrzy na mnie pytająco.
- piękne.
- Ale co?
- Ta piosenka i wy jak śpiewacie.
- O kurwa- mruczy Louis. - Znowu?
- Co  znowu?
- Znowu śpiewałem na głos. Styles zamorduję cię, było mnie czymś walnąć.
- Trochę za daleko!
- To było rzucić.
- A spadaj. Innym się podobało. - Warczy i zamyka oczy.  Biorę go delikatnie za rękę. nikt tego nie widzi. Otwiera oczy i patrzy na mnie przestraszony. Chyba często nie śpiewa dla publiczności. Ciekawe kto jeszcze zna go tak naprawdę. Pochylam się i mówię mu do ucha.
- Byli zachwyceni.
- Nie powinni tego słyszeć.
- Zapomnij już o tym - przelotnie całuję jego policzek i opieram się o fotel. Jestem zmęczona. Zasypiam opierając się o ramię Louisa. Budzę się jak mamy się zatrzymać. Prostuję się i wstaję.  Louis nawet nie wstaje. Wszyscy wysiadają. Jego też wyciągam.
- Zostaw.
- Dlaczego?
- Bo nie mam ochoty wysiadać.
- Proszę cię. Chodź. Nie przejmuj się tam tym. Oni już gadają o czym innym.
- Wolałbym zostać
- Musimy iść do hotelu
- Już wysiadam. - Odłącza słuchawki i wychodzimy Liczę uczniów którzy wzięli już swoje bagaże. Przerzucam przez ramię swoją czarną torbę i bagażnik się zamyka
- Może pomogę?- Pyta Louis.
- Ja pomogę - mówi Niall.
- Ja mogę nawet panią zanieść- dodaje Zayn.
- Dziękuję, dam radę. No idźcie. - śmieje się. Poprawiam bagaż i wchodzę z nimi do hotelu
- Ty masz dziewczynę- warczy Louis do Zayna
- No mam, całkiem ładną. Uprzejmy chciałem być.
- Nasza pani potrafi chodzić.- Louis uderza go w głowę
- Na tych swoich nogach.
- Których ty nie dotkniesz- śmieje się Lou.
- Wiesz że ona chyba kogoś ma - mówi.- Miała malinki na szyi.- Boże słucham tego i chce mi się śmiać
- Widzisz, a tobie nadal staje na jej widok, a tu zajęta nasza pani.
- Bo tobie nie staje. - prycha.
- No właśnie nie. I nie ślinię się. Wy nadal jesteście gówniarze.
- Ej, skąd to coś? - pokazuje na ślad moich ust na jego szyi
- Poczekaj, nie pamiętam. Ładna była.
- Mogę przeszkodzić w tej arcyciekawej rozmowie? - staję między nimi. - Do pokoju. Już. - otwieram im drzwi do czteroosobowego pokoju.
- Tak proszę pani- mówią równo, a Louis do mnie mruga. Popycham go do środka i idę do pokoju obok. Od razu biegnę pod prysznic. Zaraz potem ubieram spodenki i koszulkę na ramiączkach. Wsuwam letnie buty i wychodzę zabierając wszystkich na dół na kolacje. Jest strasznie ciepło. Jemy w ogrodzie. Louis żartuje sobie z kolegami.  Dobrze, że już mu się humor poprawił. Rozmawiam z dziewczynami z mojej klasy o plaży.
- Moglibyśmy się przejść, ale bez tych idiotów.
- Nie mogę ich samych zostawić w hotelu bo nie będzie do czego wracać. Ale wezmą piłkę i zagrają, a wy się poopalacie jutro.
- Szkoda, że pan Payne nie pojechał.
- no szkoda. - wcale nie. Chłopcy po kolacji idą na boisko grać w piłkę. Dziewczyny robią coś w pokojach. Idę do chłopaków.
- Ja chcę z wami! - krzyczę.
- A potrafi pani?
- Potrafi.
- To jest pani w drużynie która ma koszulki.
- Uff, to dobrze. Wolałabym się nie rozbierać - śmieje się dołączając do chłopców. Naprawdę umiem grać w nogę. W domu dziecka w takie gry się grało. Na dworze spędzało się wiele czasu Nasza drużyna wygrywa dzięki Louisowi. Na prawdę świetnie gra. Mógłby poważnie grać zawodowo. Wracamy do hotelu. Siedzę na łóżku w swoim pokoju. Odkładam książkę na stolik i idę sprawdzić czy jest spokój W tym samym momencie wychodzi Louis że swojego pokoju
- A pan panie Tomlinson?
- Koledzy mnie opuścili i czuję się samotny
- Mogę panu bajkę poczytać.- uśmiecham się niewinnie
- Bardzo chętnie, ale w moim pokoju za chwilę będzie za głośno
- Dlaczego to? - idziemy do mnie.
- Ponieważ Zayn ma poważną rozmowę z dziewczyna
- Rozumiem. - kiwam głową. Otwieram drzwi. Wchodzimy do środka. Zamykam za nami drzwi. Przyciska mnie do nich i zachłannie całuje
- Miała być bajka - mruczę mu w usta. Ściągam jego koszulkę.
- Tak. Później.- Lądujemy na łóżku. Rozpinam pasek jego spodni. Zachłannie mnie całuje.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. Nienawidzę udawać obojętności.
- Ja też. - kiwam głową.
- może zmianie szkołę.
- Przestań
- Zrobię wszystko by tylko być z tobą.- Przymykam oczy i znów go całuję. Zsuwam jego spodnie
- Czytałem- on każe mi się skupić.- Przez nas możesz mieć poważne kłopoty.
- Ja wiem to. Ale nie dowiedzą się.
- Harry wie. Widział jak idę do ciebie do domu.
- Nie robi z tego problemu. Nic nie mówił dzisiaj.
- Ale jak ma zły dzień potrafi wkopać przyjaciela
- Szedłeś do mnie do domu bo uczę cię do poprawki
- I wychodzę na drugi dzień rano.- Wzdycham nie wiedząc co mam zrobić.  Przytulam się do niego i czuję bicie jego serca
- Nie chce żebyś miała przeze mnie kłopoty.
- Jeśli coś się stanie to nie będzie przez ciebie. Zapamiętaj to Lou - patrzę mu w oczy.
- Przeze mnie.
- Nigdy.- Całuje mnie po głowie. Otula mnie ramionami. Zamykam oczy. Obojgu nam jest ciężko, ale to na razie musi być tajemnica. Budzę się z budzikiem. Mam go nastawiony aby ogarnąć się i zebrać wszystkich na śniadanie.
- Kotku - budzę Louisa.
- Jeszcze pięć minut.- Wstaję z łóżka i zaczynam się ubierać.
- chodź tu do mnie na jeszcze pięć minut.- Śmieję się cicho i znów znajduję w jego ramionach. Całuje mnie w usta. - przez moje wczorajsze gadanie nie było przyjemności.
- Pogadać musieliśmy. - uśmiecham się.
- Tak. Muszę to nadrobić.
- tylko że my naprawdę mamy bardzo mało czasu
- Dziewczyny z chęcią pośpią dłużej.- Całuję  go namiętnie w usta. Sadza mnie na swoich biodrach. Uśmiecham się do niego i całuję go po szyi. Louis zatacza kręgi kciukami na moich udach. Zsuwam mu bokserki. Jest już twardy i gotowy, tak jak ja. ściągam swoją dolną bieliznę i opuszczam się na jego członka. Ledwo powstrzymuje jęk. Pochylam się i go całuję, aby nie krzyczeć. Poruszamy się bardzo szybko. Dobrze, że to łóżko nie trzeszczy. Wzdycham mu w usta. Dochodzę i chowam twarz w jego szyję
- Lou...- sapię.
- kocham cię
- Kocham cię. Leżę na łóżku i łapie oddech. W końcu wstajemy. Po śniadaniu idziemy zwiedzać. Stoję w łazience w samym ręczniku i czekam na Louis, kiedy ktoś puka do drzwi. Idę otworzyć. Zdziwiona patrzę na Harry'ego.
- Tak?
- Chciałbym porozmawiać
- Wchodź. - zamykam drzwi. Idę się ubrać i do niego wracam. Podchodzi do mnie.
- Sądzę że powinna pani identycznie traktować uczniów.
- Tak ich traktuję.
- Tak. Też mam ochotę na takie noce jak Tomlinson.- Prycham.
- Nie pozwalaj sobie. Wyjdź.
- Raczej nie.- Przypiera mnie do ściany
- Wyjdź stąd! - krzyczę i wyrywam mu się.
- Styles pani coś powiedziała- słyszę Louisa. Oddycham z ulgą. W moich oczach są łzy, bo mam obrazy Thomasa kiedy się do mnie dobierał.
- Powtórzyć?- Harry odrywa się ode mnie zdenerwowany.
- Dziwka.- Wściekły Louis uderza go w nos. Ten zatacza się i pada na podłogę. Krwawi a mi się robi słabo. Siadam pod ścianą chowając głowę w kolanach. Nie mogę złapać powietrza. Jak krzyczałam gdy mnie dotykał, jak błagałam żeby przestał... To wszystko wróciło. Louis podchodzi do mnie. Czuję jego dotyk na ramionach.
- Boże Louis zostaw ją. - mówi Harry podnosząc się. - Nie z jednym uczniem się puszcza czy puściła
- Spieprzaj Styles bo ty więcej nie zaliczysz żadnej
Śmieje się i wychodzi. Louis tuli mnie do siebie. Płaczę w jego koszulkę  i cała drżę. Podnosi mnie z podłogi i sadza na łóżku.  Mocno go trzymam przy sobie.
- Już nic ci nie zrobi.
- Ja nie płaczę przez niego..
- A przez co?
- Przez wspomnienia.
- Opowiesz?
- Nie mogę - znów zaczynam płakać. - To okropne - wzdrygam się. Biegnę do łazienki. Chcę się umyć. Muszę.
- Kochanie. Chcę ci pomóc.- Siadam na kafelkach. Wchodzi i mnie przytula - Nie możesz się ode mnie odsuwać.
- On mnie bił jak nie chciałam.
- Ten facet.
- Thomas
- Powinien za to zapłacić.
- a ja nie chcę go pamiętać
- Dobrze.- Odkręcam prysznic i w ubraniach wchodzę. łzy dalej spływają. Louis tuli mnie do siebie.  Czuję się bezpieczna w jego ramionach. Ja nie wiem jak on to robi ale koi wszystkie nerwy.

niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział 4

Budzę się z budzikiem.  Louisa nie ma obok mnie. Wstaję z łóżka i idę do kuchni. Na stole stoi śniadanie i kartka. Smutna podchodzę do stołu. Siadam na krześle czytając liścik.
"Wyszedłem wcześniej, do zobaczenia w szkole"
Jem śniadanie. Potem idę się ogarnąć. Znów mam lepszy humor więc ubieram granatową sukienkę ładną, ale i odpowiednią do szkoły.  Biorę swój płaszcz bo to już październik. Cały miesiąc już uczę w szkole. Dzisiaj mam godzinę wychowawczą. Opieram się o biurko odgarniając włosy za ucho.
- Mam dobrą wiadomość. Będzie wycieczka przed świętami.
- Tak? Gdzie?- Pytają wszyscy ciekawi.
- Do Barcelony.- Cała klasa zaczyna się cieszyć. Zbieram listę osób które pewnie pojadą. Większość klasy się zapisała. Tylko Louis nie. Gdy wszyscy wyszli z klasy zatrzymuję go.
- Czemu nie jedziesz?
- Bo potrzeba jest zgoda rodziców. A ja takiej nie zdobędę.
- Przestań - uśmiecham się. - Damy radę. - widzę że drzwi od klasy są zamknięte. Szybko go całuję w usta i odsuwam się.
- CO ma pani teraz za lekcję?
- Teraz mam okienko.
- To dobrze, bo ja wf.- Lekko całuje mnie w usta.
- I musisz na niego iść.
- Ooo- jeszcze raz mnie całuje.- Wolałbym spędzić go inaczej, niż siedząc na ławce.
- Dlaczego masz siedzieć na ławce? - z przyjemnością oddaję pocałunek
- Ponieważ mam za wysoki poziom w graniu w piłkę i za mną nie nadarzają.- Śmieję się.
- Kochanie, ale nie wyjdziesz tak ze szkoły.
- Kto powiedział o wychodzeniu.
- Nie?
- Nie. - Przyciska mnie do ściany. Oplatam jego szyję.
- Ale to szkoła.
- I klasa, która będzie pusta i ma mały gabinet.- Zaczynam całować go w usta. Bardzo zachłannie i namiętnie. Odrywa się ode mnie i zamyka drzwi klasy prowadzi mnie w stronę drugich drzwi. Wchodzimy do gabinetu. Zsuwam papiery z biurka. Siadam na nim i przyciągam go do siebie. Całując chłopaka rozpinam pasek jego spodni. Zaraz wsuwam do nich rękę.
- Polubię środy.
- Ja również. - zahaczam o bokserki. Podnosi moją sukienkę do góry. Zsuwa moją dolną bieliznę. Całuje mnie w usta. Łapię się krawędzi biurka. Jak we mnie wchodzi robi to bardzo szybko. Mam ochotę krzyczeć, ale zmyka mi usta kolejnym pocałunkiem.  Zaciskam się wokół niego, a świat rozsypuje się na małe kawałeczki. Odchylam się na biurku i próbuję złapać oddech.  Kładę się na blacie głęboko oddychając. Przymykam oczy. Przesuwa dłońmi po moim ciele. Słyszę jak zapina pasek swoich spodni. Ja leżę i nie chce nigdzie wstawać. Chciałabym aby zamknął mnie w ramionach i żebyśmy tak zostali. Delikatnie całuje mnie w usta i sadza na swoich kolanach. Przytulam się do niego. Kładę głowę na ramieniu chłopaka. Całuje mnie po głowie. Zamykam oczy, bo tak mi jest dobrze.
- Macie dzisiaj tą swoją radę?
- Mamy.
- A dasz mi klucze do swojego mieszkania?
- Dam ci kluczę do swojego mieszkania.
- To dobrze kochanie.- Uśmiecham się do niego. Dzwoni dzwonek na przerwę a ja muszę wstawać.  Daję mu swoje kluczę i idę ogarnięta na kolejną lekcję Później do samego wieczora siedzę na radzie. Zamiast skupiać się na tym co mówi inni nauczyciele, myślę o tych kilku chwilach z Louisem.  Był cudowne. On...jest wyjątkowy. Powoduję ze się uśmiecha. Nareszcie koniec. Zbieram swoje rzeczy i jadę do domu. Wchodzę do środka. Wszędzie palą się świeczki, a w całym mieszkaniu unoszą się cudowne zapachy. Stoję w progu w totalnym szoku. Mija chwila, aż dochodzę do siebie. Słyszę delikatną muzykę i chyba Louisa, który śpiewa. Przechodzą przez hol i idę do niego.
- Ooo... już jesteś.
- Wow.... - rozglądam się. - Wszystko jest wow.
- Pomyślałem, że będzie ci miło jak to wszystko zrobię.
- Bardzo... Naprawdę dziękuję
- Przecież ma nas łączyć nie tylko seks. A wypad do drogiej restauracji odpadał.
- Chodź tu - przyciągam go i przytulam się. Całuje mnie lekko w usta.
- Kurczak zaraz mi się spali. Myślałem, że będziesz troszeczkę później.
- Przepraszam, że się śpieszyłam - chichoczę i go puszczam.
- Nic nie szkodzi. Najwyżej weźmiesz dłuższą kąpiel.
- CO ty kombinujesz.
- Nic. Po prostu chcę spędzić z tobą miły wieczór.
- To ...w takim razie bardzo się cieszę. Całuje mnie lekko w usta i prowadzi do łazienki.- Miłej kąpieli kochanie. Chcesz wina?
- Chętnie.
- To zaraz przyniosę.- Odkręca wodę.  Zaczynam się rozbierać. Piję wino będąc w wannie. To bardzo miłe. Jest wspaniały. Wychodzę z wanny i zakładam szlafrok. Przeczesuję swoje włosy i suszę je.
- Skarbie, kolacja gotowa.- Wychodzę z łazienki do Louisa. Idziemy do kuchni Siadamy przy stole. Chłopak gasi światło. Wszystko pięknie wygląda przy blasku świec. Uśmiecham się cały czas. Jest przecudownie. Siadamy na kanapie i popijamy wino. Przesuwam się wtulając w chłopaka.
- Kocham cię- szepcze cicho.
Zaskakuję mnie tymi słowami. Odwracam głowę i patrzę na jego twarz. Kładę dłoń na jego policzku i zataczam delikatne kółka palcami. Łapię moją rękę i całuje moje palce.
- Jak to możliwe? - również szepczę.
- A czemu miałoby nie być możliwe?- odpowiada pytaniem na pytanie.
- Byłeś taki zamknięty w sobie. A dałeś mi siebie poznać.
- Tak. To bardzo dziwne.
- Ja ciebie też kocham Loueh.
Całuje mnie lekko w usta. Odwzajemniam pieszczotę. Kładę dłoń na jego sercu. Przytula mnie do siebie. Czuję jego miarowy rytm pod palcami. Siadam mu na kolanach, bo tak wygodniej jest mi się wtulić. Przeczesuję palcami jego włosy. Całuje mnie po głowie.
- Proszę, powiedz że nie pozwolisz aby coś nas rozdzieliło.
- nie wyobrażam sobie, że mógłbym na to pozwolić.- Uśmiecham się do niego i całuję w szyję.
- Skończę szkołę i będziemy mogli być razem
- Właśnie, Lou. Musisz ją skończyć - patrzę mu w oczy.
- Chodzę na lekcje i nawet się uczę
- Nawet - śmieję się odchylając głowę
- Tak. Wcześniej tego nie robiłem
- Robisz to dla siebie prawda?
- Tak.
- To dobrze
- Myślałaś że robię to dla seksu?- pyta nieco urażony.
- Nie. - kręcę głową. - Ważne żeby uczyć się dla siebie
- Nie chce wiecznie ciągnąć pieniędzy od rodziców.
- Pewnie chcesz być piłkarzem prawda.
- Tak
- Super, będę mieć boskiego piłkarza chłopaka - śmieję się.
- Nie no jasne i będę cię wszędzie zabierał ze sobą
- O matko. - całuję go z uśmiechem. - Ale przyszłość nas czeka.
- Ważne że z tobą
- Kocham cię.
- Też cię kocham- Układam głowę na jego kolanach i zamykam oczy. Jest mi tak dobrze. Jestem tak bardzo szczęśliwa. Uśmiecham się cały czas. Biorę jego dłoń i bawię się palcami chłopaka.
-nie pozwól zrobić mi nic głupiego
- Nie pozwolę. - Pochyla się i całuje mnie w usta - Co miałeś na myśli?
- Ogólnie. Często robię głupoty.
- Nie zrobisz
- Mam nadzieję
- Bo mnie kochasz.
- Bardzo cię kocham- Śmieję się i przyciągam go.,
- Gdzie twoja rodzina Annie.- Wzruszam ramionami.
- nie wiem.
- Jak to
- Nie znam mojej rodziny,
- Aa to przykre
- Przyzwyczaiłam się że nikogo nie mam.
- Teraz masz mnie
- I to mi wystarcza.- całuje mnie w usta. Uśmiecham się. Zasypiam na jego kolanach. Budzę się wtulona w Louisa. Przecieram oczy i patrzę na zegarek.
- O matko... - zaspałam na pierwszą, moją lekcję.
- Spij
- Muszę do pracy kochanie.
- Nie idź. Każdy choruje
- I ciebie i mnie nie będzie, Co za ironia.
- Mnie często nie ma
- Miałeś się uczyć. - uśmiecham się ziewając.
- Uczę się. Na przykład wiem jak sprawić ci przyjemność.
- Tak ale to pożyteczne - chichoczę
- Bardzo- Całuje mnie w szyję Mruczę cicho. Zostaję w domu. Jego argumenty były nie do sforsowania I bardzo mi się podobały.
- Mamy na śniadanie wczorajszą kolację.
- A ja nie chcę jeść - siadam mu na klatce.
- nie? a na co masz ochotę
- Na ciebie. - całuję jego tors.
- Wzajemnie kochanie.
- Czuję .
Uśmiecha się i przekręca nas na materacu. Zagryzam swoją wargę gdy całuje mnie po szyi. Jeździ dłońmi po moim ciele. Przechodzą mnie przyjemne dreszcze gdy dotyka moich piersi. W głowie pojawiają się mi dziewczyny, które dotykał tak samo. Przecież na kimś musiał się nauczyć. Ale ich nie kochał prawda? To mnie kocha. Wzdycham cicho dalej nad tym myśląc. Cholera... Odpycham go do siebie. Louis patrzy się na mnie zdziwiony
- Z iloma kobietami spałeś? - pytam cicho robiąc się cała czerwona.
- Cztery... z tobą pięć.
- Były lepsze? - zasłaniam ręką oczy bo on swoim spojrzeniem mnie peszy.
- Nie. Bo to był zwykły seks. A ty z iloma spałaś przede mną?- Kładę poduszkę na twarz i mamroczę że razem z nim czterech było.
- Kiedyś w domu dziecka uciekłam i spotkałam niewłaściwego chłopaka. Sypiałam tylko z nim ale to na końcu były już gwałty .- Przytula mnie do siebie.
 - Takich powinno od razu zabijać.- Zamykam oczy wtulając się w jego szyję. Jest ode mnie młodszy ale całkowicie mu ufam, wierzę, kocham go. Jest cudowny. Mogę czuć się bezpieczna. Wierzę, że mnie nikt i nic nie skrzywdzi.
- Zgłosiłaś to komuś?
- Nie. - odpowiadam. - Nie chcę o tym pamiętać.
- Powinien za to zapłacić.
- To nic między nami nie zmienia prawda?
- Nie. Może będę się tobą bardziej opiekował- Śmieję się cicho. Całuję go w usta uśmiechnięta i szczęśliwa.